Dzwoniący
dzwonek skutecznie wybudził mnie z zamyślenia. Poprawiłam się na krześle i
czekałam na naszą wychowawczynią. Kto normalny daje na pierwszą lekcję godzinę
wychowawczą? Nasz dyrektor…
-Dzień dobry klaso! – powiedziała nasza wychowawczyni.
Jakim cudem ona zawsze jest taka wesoła? Pani Smith jak zwykle bardzo
majestatycznie usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność. Po
uzupełnieniu dziennika wstała i oparła się biodrem o bok stolika. – Moi drodzy.
Jesteście w ostatniej klasie i jak co roku organizowany jest bal dla
najstarszych uczniów. Odbędzie się on dokładnie za 3 tygodnie. Dwudziestego
szóstego od godziny 16 do pierwszej w nocy. Macie więc dużo czasu na
znalezienie odpowiedniego partnera na imprezę. Oczywiście wśród opiekunów będą
wasi rodzice oraz….- przestałam jej słuchać w momencie kiedy dotarło do mnie,
że trzeba przyjść z partnerem. A oczywiste jest, że ja takowego nie znajdę co
jest równoznaczne z tym że nie pójdę. Z resztą gdybym nawet kogoś znalazła to
Rachel ze swoją paczką uprzykrzyłaby mi ten wieczór w 100%, a tego w zupełności
nie potrzebuję. Wystarczy mi to co robi codziennie. Ciekawi mnie tylko z kim
pójdzie Louis. Nie powinnam się tym interesować, ale taka kobieca natura. –
Dobrze, skoro wszystko sobie już wyjaśniliśmy to macie wolny czas. Nie mam dzisiaj
pomysłu na rozmowy więc cieszcie się wolnym z rana. – uśmiechnęła się i
zasiadła za biurkiem, gdzie ponownie wpisywała coś w dzienniku.
Przerwa
obiadowa przyszła zdecydowanie szybciej niż się spodziewałam. A wraz z nią rozmowa z Louis’em. Bałam się
jej, cholernie. Pewnie strach był powodem trzęsących się nóg na których szłam
do stołówki. W pewnej chwili przez głowę przemknęła mi myśl aby wymyślić jakiś
powód i zwolnić się do domu, jednak ucieczka nic nie da. I tak wcześniej czy
później musielibyśmy odbyć tę rozmowę. Weszłam do stołówki i ustawiłam się w
kolejce po lunch. Na dobrą sprawę nie miałam na nic ochoty, jednak zważając na
to, że nie zjadłam w domu śniadania zmuszona byłam coś przekąsić. Z torby
wyciągnęłam mały portfel i wyjęłam kilka drobniaków. Kiedy przyszła na mnie
kolej kupiłam niegazowaną wodę i jabłko. Ubogo, ale po mojemu. Czyli tak jak
najbardziej lubię. Nigdy nie przepadałam za szkolnym jedzeniem. Było w nim coś
co mnie odstraszało. Odeszłam od kolejki i rozpoczęłam poszukiwania wolnego
miejsca. Po chwili wypatrzyłam wolne podwójne miejsce w rogu pomieszczenia.
Szybko ruszyłam w jego stronę, dzięki czemu mogłam spokojnie spędzić porę
obiadową. Spokojnie, dopóki nie znajdzie mnie Louis. Usiadłam na krześle tyłem
do tłumu uczniów i wgryzłam się w zielone jabłko. Nagle poczułam jak ktoś
dotyka mojego ramienia. Odwróciłam głowę i strach powrócił do mnie.
-Przyszedłem
pogadać.- powiedział pogodnie szatyn i usiadł naprzeciwko mnie. Że też
znalazłam podwójne miejsce, nie pojedyncze. Potrafię sobie utrudnić życie, co
nie?
-O czym? –
zapytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi.
-Dobrze wiesz
o czym. – odpowiedział kiedy spuściłam głowę – Nie ignoruj mnie (TI) – nachylił
się na stołem i dwoma palcami uniósł mój podbródek przez co zmuszona byłam
spojrzeć w jego błękitne tęczówki. – Dlaczego mnie unikasz? – cisza – To ma
jakiś związek z Rachel? – zapytał, a ja głośno przełknęłam ślinę na myśl o tej żmii
– A więc o nią chodzi. Co ci zrobiła? Skrzywdziła cię? – pytania wylatywały z
jego ust jak z karabinu maszynowego.
-Lou, ja nie
mogę z tobą rozmawiać ani się spotykać w szkole. Bardzo bym chciała, ale nie
mogę. – odpowiedziałam kręcąc głową na boki.
-Dlaczego?
-Nie mogę.
-Do cholery
jasnej, dlaczego! – wrzasnął i uderzył pięścią w stolik. Przestraszyłam się,
jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Mimo jego uniesienia nikt nie zwrócił
na nas uwagi, a w stołówce nadal panował trudny do opanowania harmider.
Odwróciłam głowę w stronę uczniów. Wszyscy zajęci byli sobą i osobami, które im
towarzyszyły. Przynajmniej tyle.
-(TI) ja
przepraszam. Nie powinienem się unosić. Po prostu mam tego dosyć, mam dosyć
tego że osoba na której mi zależy mi unika i nie chce powiedzieć dlaczego to
robi. – czy on właśnie powiedział, że zależy mu na mnie ?
- Louis ja
-Poczekaj –
przerwał mi – chcę wiedzieć dlaczego mnie unikasz. Zależy mi na tobie, chcę
abyś spędzała ze mną jak najwięcej naszego wolnego czasu. Dlatego powiedz mi co
jest powodem tego, że mnie unikasz. – mówiąc złapał mnie za wolną dłoń i
przyłożył do swojego policzka. Mało brakowało do tego, abym się rozpłakała.
-Louis ja –
spojrzałam w jego błękitne oczy przepełnione troską, miłością i…przegrałam –
Miałam ostatnio niemiłe spotkanie z bratem Rachel i powiedział żebym się od
ciebie odsunęła i zostawiła ciebie Rachel. W razie gdybym się sprzeciwiła
miałam tego pożałować. – powiedziałam i wyciągnęłam z torebki chusteczki. Na
jedną z nich odłożyłam jabłko, a drugą wytarłam łzy, które wypłynęły z powodu
mojej bezradności i po uświadomieniu sobie całego gówna w jakim się znajduję.
-Hey skarbie,
nie płacz proszę. Bo i ja zacznę. – zaczął mówić Louis i wstał ze swojego
miejsca. Podszedł do mnie i wziął mnie na kolana po czym mocno przytulił i
gładząc po włosach szeptał czułe słówka do ucha. Dlaczego dajesz mi tyle powodów do tego, żeby się w tobie bardziej zakochiwać, kiedy tego nie mogę zrobić. Już to zrobiłaś...
-Z kim
idziesz na bal? – zapytał kiedy się uspokoiłam.
-Nie idę na
bal. – odpowiedziałam i przetarłam chusteczką oczy. Pewnie wyglądam teraz jak
potwór.
-Dlaczego? –
zapytał wyraźnie zszokowany.
-Nie mam z kim.
Poza tym nawet gdybym poszła to Rachel będzie chciała uprzykrzyć mi cały
wieczór. Nie widzę sensu w tym, żeby
-Lou ! –
usłyszałam z tyłu ten piskliwy głos, który nie zapowiadał niczego dobrego. Jak
poparzona zerwałam się z kolan chłopaka, szybko chwyciłam torbę i ogryzek.
-Co się
stało? – zapytał Louis wstając
-Ja..musz….muszę
iść. – język plątał mi się i nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Musiałam
się spieszyć, gdyż w oddali widziałam już postać mojej dręczycielki.
-O co chodzi?
(TI)? – pytał kiedy chciałam odejść – Co się stało?
-Rachel się
stała – odpowiedziałam ze łzami spływającymi po polikach, po czym jak
najszybciej uciekłam w stronę łazienki, zostawiając w stołówce
zdezorientowanego Louis’a. Jeśli Rachel widziała mnie i Tomlinson’a razem to
już mogę sobie wybierać trumnę.
Please have mercy on me
Take it easy on my heart
Even though you don't mean to hurt me
You keep tearing me apart
Won't you please have mercy, mercy on my heart
************************************************************************************************
Hej
Jak kolejna część? Czekacie na kolejną? I czy w ogóle ten imagin Wam się spodobał?
Tekst pochodzi z piosenki Shawn'a Mendes'a ,,Mercy". Tłumaczenie fragmentu:
Proszę, zlituj się nade mną
Lżej obchodź się z moim sercem
Nawet jeśli nie chcesz mnie ranić
Wciąż rozrywasz mnie na części
Czy mógłbyś zlitować się, zlitować się nad moim
sercem
3 komentarze = kolejna część
LiwiaLila
Super imagin *.* Rachel jest taka denerwująca! Ale za to Louis taki kochany <3
OdpowiedzUsuńŚwietny, czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńImagin jest cudowny <3 Czekam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny! :) Masz wielki talent :)
OdpowiedzUsuńC-U-D-O :D Oczywiście że czekam na kolejną część :*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnej części! <3 <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten imagin <3 Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPopłakałam się :( Ale imagin jest piękny :) <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! :D
OdpowiedzUsuńCzytając ten imagin miałam łzy w oczach. Masz wielki talent :) Życzę Ci dużo weny, żeby następne imaginy były takie piękne jak ten i pozostałe :) <3
OdpowiedzUsuńjestem największą fanką tego opowiadania, podobnie jak Sketch Tower Bridge. Nie tylko genialne pomysły, ale też świetnie napisane od strony technicznej :) <3
OdpowiedzUsuń