sobota, 4 lutego 2017

45. Louis ~ część VI

Dzwoniący dzwonek skutecznie wybudził mnie z zamyślenia. Poprawiłam się na krześle i czekałam na naszą wychowawczynią. Kto normalny daje na pierwszą lekcję godzinę wychowawczą? Nasz dyrektor…
-Dzień dobry klaso! – powiedziała nasza wychowawczyni. Jakim cudem ona zawsze jest taka wesoła? Pani Smith jak zwykle bardzo majestatycznie usiadła przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność. Po uzupełnieniu dziennika wstała i oparła się biodrem o bok stolika. – Moi drodzy. Jesteście w ostatniej klasie i jak co roku organizowany jest bal dla najstarszych uczniów. Odbędzie się on dokładnie za 3 tygodnie. Dwudziestego szóstego od godziny 16 do pierwszej w nocy. Macie więc dużo czasu na znalezienie odpowiedniego partnera na imprezę. Oczywiście wśród opiekunów będą wasi rodzice oraz….- przestałam jej słuchać w momencie kiedy dotarło do mnie, że trzeba przyjść z partnerem. A oczywiste jest, że ja takowego nie znajdę co jest równoznaczne z tym że nie pójdę. Z resztą gdybym nawet kogoś znalazła to Rachel ze swoją paczką uprzykrzyłaby mi ten wieczór w 100%, a tego w zupełności nie potrzebuję. Wystarczy mi to co robi codziennie. Ciekawi mnie tylko z kim pójdzie Louis. Nie powinnam się tym interesować, ale taka kobieca natura. – Dobrze, skoro wszystko sobie już wyjaśniliśmy to macie wolny czas. Nie mam dzisiaj pomysłu na rozmowy więc cieszcie się wolnym z rana. – uśmiechnęła się i zasiadła za biurkiem, gdzie ponownie wpisywała coś w dzienniku.

Przerwa obiadowa przyszła zdecydowanie szybciej niż się spodziewałam.  A wraz z nią rozmowa z Louis’em. Bałam się jej, cholernie. Pewnie strach był powodem trzęsących się nóg na których szłam do stołówki. W pewnej chwili przez głowę przemknęła mi myśl aby wymyślić jakiś powód i zwolnić się do domu, jednak ucieczka nic nie da. I tak wcześniej czy później musielibyśmy odbyć tę rozmowę. Weszłam do stołówki i ustawiłam się w kolejce po lunch. Na dobrą sprawę nie miałam na nic ochoty, jednak zważając na to, że nie zjadłam w domu śniadania zmuszona byłam coś przekąsić. Z torby wyciągnęłam mały portfel i wyjęłam kilka drobniaków. Kiedy przyszła na mnie kolej kupiłam niegazowaną wodę i jabłko. Ubogo, ale po mojemu. Czyli tak jak najbardziej lubię. Nigdy nie przepadałam za szkolnym jedzeniem. Było w nim coś co mnie odstraszało. Odeszłam od kolejki i rozpoczęłam poszukiwania wolnego miejsca. Po chwili wypatrzyłam wolne podwójne miejsce w rogu pomieszczenia. Szybko ruszyłam w jego stronę, dzięki czemu mogłam spokojnie spędzić porę obiadową. Spokojnie, dopóki nie znajdzie mnie Louis. Usiadłam na krześle tyłem do tłumu uczniów i wgryzłam się w zielone jabłko. Nagle poczułam jak ktoś dotyka mojego ramienia. Odwróciłam głowę i strach powrócił do mnie.
-Przyszedłem pogadać.- powiedział pogodnie szatyn i usiadł naprzeciwko mnie. Że też znalazłam podwójne miejsce, nie pojedyncze. Potrafię sobie utrudnić życie, co nie?
-O czym? – zapytałam udając, że nie wiem o co mu chodzi.
-Dobrze wiesz o czym. – odpowiedział kiedy spuściłam głowę – Nie ignoruj mnie (TI) – nachylił się na stołem i dwoma palcami uniósł mój podbródek przez co zmuszona byłam spojrzeć w jego błękitne tęczówki. – Dlaczego mnie unikasz? – cisza – To ma jakiś związek z Rachel? – zapytał, a ja głośno przełknęłam ślinę na myśl o tej żmii – A więc o nią chodzi. Co ci zrobiła? Skrzywdziła cię? – pytania wylatywały z jego ust jak z karabinu maszynowego.
-Lou, ja nie mogę z tobą rozmawiać ani się spotykać w szkole. Bardzo bym chciała, ale nie mogę. – odpowiedziałam kręcąc głową na boki.
-Dlaczego?
-Nie mogę.
-Do cholery jasnej, dlaczego! – wrzasnął i uderzył pięścią w stolik. Przestraszyłam się, jeszcze nigdy go takiego nie widziałam. Mimo jego uniesienia nikt nie zwrócił na nas uwagi, a w stołówce nadal panował trudny do opanowania harmider. Odwróciłam głowę w stronę uczniów. Wszyscy zajęci byli sobą i osobami, które im towarzyszyły. Przynajmniej tyle.
-(TI) ja przepraszam. Nie powinienem się unosić. Po prostu mam tego dosyć, mam dosyć tego że osoba na której mi zależy mi unika i nie chce powiedzieć dlaczego to robi. – czy on właśnie powiedział, że zależy mu na mnie ?
- Louis ja
-Poczekaj – przerwał mi – chcę wiedzieć dlaczego mnie unikasz. Zależy mi na tobie, chcę abyś spędzała ze mną jak najwięcej naszego wolnego czasu. Dlatego powiedz mi co jest powodem tego, że mnie unikasz. – mówiąc złapał mnie za wolną dłoń i przyłożył do swojego policzka. Mało brakowało do tego, abym się rozpłakała.
-Louis ja – spojrzałam w jego błękitne oczy przepełnione troską, miłością i…przegrałam – Miałam ostatnio niemiłe spotkanie z bratem Rachel i powiedział żebym się od ciebie odsunęła i zostawiła ciebie Rachel. W razie gdybym się sprzeciwiła miałam tego pożałować. – powiedziałam i wyciągnęłam z torebki chusteczki. Na jedną z nich odłożyłam jabłko, a drugą wytarłam łzy, które wypłynęły z powodu mojej bezradności i po uświadomieniu sobie całego gówna w jakim się znajduję.
-Hey skarbie, nie płacz proszę. Bo i ja zacznę. – zaczął mówić Louis i wstał ze swojego miejsca. Podszedł do mnie i wziął mnie na kolana po czym mocno przytulił i gładząc po włosach szeptał czułe słówka do ucha. Dlaczego dajesz mi tyle powodów do tego, żeby się w tobie bardziej zakochiwać, kiedy tego nie mogę zrobić. Już to zrobiłaś...
-Z kim idziesz na bal? – zapytał kiedy się uspokoiłam.
-Nie idę na bal. – odpowiedziałam i przetarłam chusteczką oczy. Pewnie wyglądam teraz jak potwór.
-Dlaczego? – zapytał wyraźnie zszokowany.
-Nie mam z kim. Poza tym nawet gdybym poszła to Rachel będzie chciała uprzykrzyć mi cały wieczór. Nie widzę sensu w tym, żeby
-Lou ! – usłyszałam z tyłu ten piskliwy głos, który nie zapowiadał niczego dobrego. Jak poparzona zerwałam się z kolan chłopaka, szybko chwyciłam torbę i ogryzek.
-Co się stało? – zapytał Louis wstając
-Ja..musz….muszę iść. – język plątał mi się i nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Musiałam się spieszyć, gdyż w oddali widziałam już postać mojej dręczycielki.
-O co chodzi? (TI)? – pytał kiedy chciałam odejść – Co się stało?

-Rachel się stała – odpowiedziałam ze łzami spływającymi po polikach, po czym jak najszybciej uciekłam w stronę łazienki, zostawiając w stołówce zdezorientowanego Louis’a. Jeśli Rachel widziała mnie i Tomlinson’a razem to już mogę sobie wybierać trumnę. 



Please have mercy on me
Take it easy on my heart

Even though you don't mean to hurt me
You keep tearing me apart
Won't you please have mercy, mercy on my heart





************************************************************************************************
Hej 

Jak kolejna część? Czekacie na kolejną? I czy w ogóle ten imagin Wam się spodobał? 


Tekst pochodzi z piosenki Shawn'a Mendes'a ,,Mercy". Tłumaczenie fragmentu:


Proszę, zlituj się nade mną
Lżej obchodź się z moim sercem

Nawet jeśli nie chcesz mnie ranić

Wciąż rozrywasz mnie na części
Czy mógłbyś zlitować się, zlitować się nad moim sercem



3 komentarze = kolejna część

LiwiaLila

11 komentarzy:

  1. Super imagin *.* Rachel jest taka denerwująca! Ale za to Louis taki kochany <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny, czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Imagin jest cudowny <3 Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny! :) Masz wielki talent :)

    OdpowiedzUsuń
  5. C-U-D-O :D Oczywiście że czekam na kolejną część :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę się doczekać kolejnej części! <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam ten imagin <3 Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się :( Ale imagin jest piękny :) <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytając ten imagin miałam łzy w oczach. Masz wielki talent :) Życzę Ci dużo weny, żeby następne imaginy były takie piękne jak ten i pozostałe :) <3

    OdpowiedzUsuń
  11. jestem największą fanką tego opowiadania, podobnie jak Sketch Tower Bridge. Nie tylko genialne pomysły, ale też świetnie napisane od strony technicznej :) <3

    OdpowiedzUsuń