piątek, 25 listopada 2016

46. Sketch Tower Bridge #4

Ruszył z wolna w stronę skąd dochodziły dźwięki. Nie był do końca pewny swojej decyzji. Nie wiedział co może tam zastać. Przecież mógł się przesłyszeć i źle zinterpretować głos. Mimo tego z każdym przemierzanym metrem jego ciekawość wzrastała. Po przejściu kilkuset metrów ujrzał leżącą na ziemi drobną postać. Ostrożnie podszedł bliżej niej. Gdy znajdowała się 3 metry od osoby zdał sobie sprawę, że się nie pomylił. Na ziemi leżała (TI). Chłopak podbiegł do niej. Jej ciało było delikatnie pokryte wodą z kropel deszczu. Lecz jego uwagę przykuła czerwoną plama na środku brzucha dziewczyny, która pojawiła się na sukience. Harry pochylił się nad dziewczyną i delikatnie ułożył jej głowę na swoich kolanach, na co zareagowała pomrukiem i płaczem.
- Ciii...... Już spokojnie, nie płacz. To ja Harry.... Pamiętasz mnie? Przysiadłem się do ciebie dzisiaj rano w parku. - mówił gładząc jej ramię. Za każdym nawet najmniejszym ruchem nóg chłopaka  z ust (TI) wydobywał się cichy jęk połączony ze szlochem. Dziewczyna uniosła lekko głowę do góry.
- To ty - rzekła z ulgą w głosie - Dzięki tobie wreszcie coś zjadłam. Dziękuję - odpowiedziała i chcąc okazać mu wdzięczność wtuliła się w jego tors. Chłopak nie wiedział co myśleć. Jej wypowiedź mogła znaczyć, że od dawna nie miała nic porządnego w ustach. - Nie skrzywdzisz mnie prawda? Nie jesteś jak oni. - mówiła w lekkim otumanieniu.
- Jacy oni? Kto ci to zrobił? Gdzie cię najbardziej boli? - wyrzucał pytania z prędkością karabinu maszynowego.
- Byli wysocy, chcieli mnie ze sobą wziąć. Ale ja jednego kopnęłam i on uciekł. A ten drugi mnie uderzył i też uciekł. Tak strasznie mnie boli. - mówiła, że spływającymi po policzkach łzami.
- Spokojnie. Nic już ci nie grozi. Zabiorę cię do mnie do domu i zaopiekuję się tobą. - oznajmił i z wielkim trudem udało mu się wstać, bez wypuszczania dziewczyny z rąk. (TI) kiwnęła jedynie głową i położyła ręce w miejscu rany. Spadające krople deszczu spadały na ich ciała, jednak nie odczuwali zimna z tym związanego. Obojgu było ciepło. Dlatego, że byli razem, a ich ciała lgnęły do siebie jak "+" i "-".

Chłopakowi udało się dojść do pobliskiego postoju taksówek, gdzie zajęli jeden z pojazdów. Z pomocą kierowcy Harry posadził wygodnie (TI) na fotelu i sam zajął miejsce obok niej. Szybko podał adres, po czym ponownie zwrócił wzrok na drobną postać. Dziewczyna opierała głowę o siedzenie, a twarz miała zwróconą w stronę okna. Trzęsła się. Harry bez zastanowienia zdjął swoją kurtkę i okrył nią ciało (TI), za co otrzymał najpiękniejszy uśmiech świata.

- Zapraszam - otworzył jej drzwi i wpuścił do środka jako pierwszą, po czym szybko dołączył do niej. Zdjął z jej ramion kurtkę i powiesił na wieszaku. Zdjął swoje obowie i to samo polecił (TI). Dziewczyna lekko skrępowana wykonała polecenie i z bólem wyprostowała się. Jej ręka powędrowała na brzuch, gdzie musiała znajdować się rana.
- Przygotuję ci kąpiel. Umyjesz się, i przebierzesz, a później coś zjemy. Ale najpierw pokażesz mi źródło bólu. - powiedział z lekkim uśmiechem, co (TI) próbowała odwzajemnić. Niestety, wyszedł jedynie grymas.
- Chodź ze mną.
Harry złapał dziewczynę za rękę i zaprowadził na piętro do łazienki. Posadził ją na blacie obok umywalki, a sam zajął się przygotowaniem kąpieli.
- Woda za raz będzie gotowa. Ja idę poszukać dla ciebie ubrań i...- zatrzymał się - Ja.. chciałbym zobaczyć twoją ranę. Być może trzeba będzie jechać do szpitala. Jak będę miał wchodzić to zapukam. - powiedział wyciągając z szafki ręczniki. Położywszy je obok (TI), wyszedł z pomieszczenia. Tuż po zamknięciu drzwi oparł się o ścianę obok i zaczął szybko oddychać, a jego ciało przeszła dziwna fala. Co spowodowało takie odczucia? Wrażenia z dzisiejszego wieczoru czy pewność, że za chwilę zobaczy nagie ciało dziewczyny, na której bezpieczeństwu dziwnym trafem zaczynało mu zależeć?




2 KOMENTARZE = KOLEJNA CZĘŚĆ 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS



LiwiaLilia 

sobota, 19 listopada 2016

46. Sketch Tower Bridge #3

Dziewczyna zamarła. Jej oczy pociemniały, usta lekko się otworzyły, a ciało zaczęło trząść, jak przy bardzo niskiej temperaturze. Wyraźnie się przestraszyła. Zaczęła zbierać swoje prace do leżącej na ławce teczki, nie zważając dokładnie na to, czy wszystko zabiera.
- (TI) ja nie chciałem. Proszę nie uciekaj. Nie zrobię ci nic - mówił przejęty chłopak. Spodziewał się różnych odpowiedzi na jego propozycję, ale to go zaskoczyło. 
Dziewczyna jak w transie szybko spakowała swój dorobek i z przerażeniem na twarzy zaczęła się oddalać. Harry nie chcąc stracić jej z oczu zaczął podchodzić w jej stronę.
- Nie rób mi krzywdy, proszę! - zaczęła krzyczeć i mimo wyraźnego bólu w kolanie rozpoczęła biec w stronę ulicy. Mimo kontuzji była bardzo szybka, Harry mrugnął kilka razy, a jej już nie było. Pobiegł więc w stronę, w którą udała się ona. Biegł co chwilę trącając kogoś w ramię. Dobiegł tak do końca deptaka. Na środku chodnika stała duża grupa ludzi, oglądali występ początkującego muzyka i czerpali z tego wiele radości. Harry zdał sobie sprawę z tego, że zgubił (TI). Nagle w tłumie ujrzał jej ciemne włosy i kawałek sukienki, przebijające się pomiędzy ludźmi. Ponowił bieg nie zwracając uwagi na przechodniów i ich oburzenie kierowane w stronę młodzieńca. Biegł ile sił miał w nogach. Nagle usłyszał za sobą chłopięcy głos. Zatrzymał się i odwrócił. Stał tam mały chłopczyk. Mógł mieć około pięciu lat. 
- Zgubił pan to. - powiedział wyciągając do chłopaka rękę, w której trzymał klucze. Chłopak złapał je w dłoń i spojrzała na brelok. Klucze do jego Rover'a. 
- Dzięki, trochę się spieszę, więc już pójdę. Jeszcze raz dzięki. - mrugnął do pięciolatka i schował przedmiot do kieszeni. Dziecko uśmiechnęło się i pobiegło w stronę pary siedzącej na ławce. Harry odwrócił się ponownie w poszukiwaniu (TI). Nie widział jej. Zaczął biec w stronę ulicy. Kto wie, może w tym szoku i amoku wpadła na jezdnię. Nic jednak nie wskazywało na to. Nie było wypadku, ani śladu ostrego hamowania. Poza tym na przejściu dla pieszych, znajdującym się kilka metrów od chłopaka stał policjant. Nie mogła. 
Przeanalizował wszystkie możliwości. W prawo na pewno nie. Na moście nie ma chodnika. W lewo? Może przeszła jednak przez pasy? Postanowił sprawdzić najpierw lewą stronę. Biegł rozglądając się uważnie w poszukiwaniu tajemniczej dziewczyny. Po kilku minutach był wykończony. Usiadł na ławce przed jednym ze sklepów. Obok niego siedziała jakaś kobieta obok której stał wózek z niemowlęciem. Może siedzi tu od dłuższego czasu?
- Przepraszam panią. Widziała może pani dziewczynę, niska, ciemne długie włosy, niebieska lekko podartą sukienka i brązowy sweterek? Biegła z teczką w ręce. - zapytał z nadzieją. Blondynka odwróciła głowę w stronę młodzieńca i zamyśliła się.
- Przykro mi. Nie widziałam jej. - odpowiedziała, a jej dziecko zaczęło płakać. Rzuciła Harry'emu przepraszające spojrzenie i odeszła pchają wózek. Młodzieniec był załamany. Najgorsze było to, że w jego głowie coraz częściej pojawiały się obrazy wypadku, czy szpitalnej recepcji z poszkodowaną (TI).
Oparł się wygodnie o oparcie ławki i odchylił głowę w tył, jednocześnie zamykając oczy. Na jego twarz spadło kilka kropel wody. Deszcz. Przecież dzień bez deszczu w Londynie jest dniem straconym. Podniósł się z ławki i ignorując nasilające się opady, powolnym krokiem udał się w stronę parkingu.


Zdołowany wrócił do domu. W korytarzu zdjął buty, a kurtkę zawiesił niechlujnie na wieszaku. Udał się w stronę salonu, gdzie padł na narożną kanapę. Czuł się źle. Poczuł się odpowiedzialny za jej spłoszenie. Najgorsze było to, że czarne scenariusze z (TI) w roli głównej nie chciały opuścić jego głowy. Rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Po chwilowych poszukiwaniach udało mu się znaleźć komórkę.
- Cześć Harry! - usłyszała w słuchawce głos swojego przyjaciela z zespołu - Louis'a.
- Czego? - zapytał oschle.
- Nie wiem co ci jest, w każdym razie mam propozycję. Wychodzimy wieczorem do nowego klubu. Idziesz z nami? - w głowie chłopaka pojawiły się wszystkie ,,za" i ,, przeciw". Nie był chętny na opuszczanie domu po dzisiejszej sytuacji. Jednak wyjście mogłoby pomóc mu złagodzić złe samopoczucie.
- Idę
- Będziemy o 20. Cześć! - usłyszał na koniec radosny głos przyjaciela i rozłączył się. Telefon wypadł mu z dłoni. Na szczęście spadł na miękką sofę.
Burczenie brzucha dało o sobie znać. Przydałoby się coś zjeść. Jednak Harry nie miał siły ruszyć palcem, a co dopiero coś ugotować. Ponownie sięgnął po telefon. Szybko wstukał numer ulubionej pizzerii i po chwili oczekiwał zamówienia.

Zbliżała się godzina 19:30, a Harry nadal nie był gotowy. Od południa leżał cały czas na sofie i oglądał telewizję, robiąc co jakiś czas przerwę na wyjście do toalety czy napełnienie żołądka.
Spoglądając na zegarek zdał sobie sprawy jak jest już późno. Znowu dostanie mu się Daddy'iego. Z wielkim trudem wstał z kanapy, szybko wypił końcówkę coli ze szklanki i ruszył do łazienki. Bardzo szybki prysznic pozwolił mu się odprężyć i przygotować na dzisiejszy wieczór, a raczej noc. Po skorzystaniu z łazienki udał się do garderoby. Chwilę zastanawiał się co ubrać. Wybrał czarną koszulkę, tego samego koloru spodnie i brązowe sztyblety, a do tego również brązowa kurtka. Szybko przeczesał włosy i użył ulubionych perfum. Z szafki w sypialni zabrał telefon i włożył go do tylniej kieszeni spodni. Wychodząc przypomniał sobie, że zapomniał założyć zegarka. Odwrócił się i zeskanował pokój. Nigdzie go nie było. Sprawdził również łazienkę i garderobę, lecz tam również go nie znalazł. Lekko zdenerwowany zszedł na parter gdzie ponowił poszukiwania. Jego misję przerwał dzwoniący dzwonek. Dając sobie spokój z zegarkiem zgasił światło i otworzył drzwi. Powitała go promienna twarz przyjaciela. Szkoda , że jemu nie dopisywał humor. Przywitał się z Louis'em jednocześnie zamykając dom, by następnie razem udać się w stronę samochodu gdzie czekała na nich resztą zespołu.

Było kilka minut po północy, a ludzi z każdą sekundą przybywało. Przyjaciele już dawno się rozdzielili. A może tylko on od nich odszedł?
Siedział cały czas przy barze popijając kolejną szklankę coli. Słabo jak na klub, jednak coś nie pozwalało mu sięgnąć po procenty. Nie mógł. Chyba pierwszy raz.
Zewsząd otaczali go ludzie, od dawna pod wpływem alkoholu. W powietrzu unosił się zapach spoconch ciał, dymu papierosowego i alkoholu. Miał już dość. Myślał, że wyjście tutaj będzie dobrym pomysłem. Tak bardzo się przeliczył. Było mu niedobrze od otaczającej go atmosfery. Z wielkim trudnościami udało mu się wyjść na zewnątrz. Świeże, czyste powietrze. Tego mu brakowało. Odsunął się o kilkanaście metrów od odrzucającego go budynku i oparł się o frontową ścianę jakiejś kamienicy. Z kieszeni wyjął telefon. Po naciśnięciu przycisku uderzyła w niego fala jasnego światła, przez co zmrużył oczy. Zmniejszył jasność ekranu i wyraźnie zobaczył godzinę. 00:40. Późno. Ale po co miałby wracać do domu? Pustego domu. Domu, w którym nikt na niego nie czeka. Domu, w którym czekają na niego jedynie pustka i samotność.
Spojrzał na skrzynkę odbiorczą. Nic nie przyszło. Szybko wystukał na klawiaturze krótką wiadomość do Liam'a, aby powiadomić go o jego wcześniejszym wyjściu z klubu. Po wysłaniu wiadomości zablokował ekran i schował urządzenie. Przymknęł oczy i odchylił głowę do tyłu, na tyle na ile pozwalała mu ściana. Nagle do jego umysłu wdarł się krzyk. Głośny i donośny. Po chwili płacz i znwou krzyk. Scena jak z najstraszniejszych horrorów. Harry oderócił głowę w stronę źródła dźwięku. Uliczka pomiędzy budynkami. I znowu ten przeraźliwy krzyk. Nie wiedział kim jest ta osoba, jednak coś w środku mówiło mu, że musi tam iść. Mimo jego lekkiej niechęci i strachu, każdy krzyk coraz bardziej go przekonywał. I każdy kolejny krzyk i głośne słowa coraz bardziej przypominały dźwięczny głos (TI).



3 KOMENTARZE = KOLEJNA CZĘŚĆ 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS

LiwiaLila 

wtorek, 15 listopada 2016

Tweety #38

1. twój tweet: Zamiast aniołków Charlie'iego są aniołki@(twój username). @zaynmalik @Real_Liam_Payne @Harry_Styles :*


2. tweet Niall'a: Myślicie, że spodoba się @(twój username)?


3. Tweet Louis'a: Nawet w hotelu, po koncercie można stworzyć romantyczną atmosferę :* @(twój username)


4. Tweet Harry'ego: To już wiem dlaczego w domu jest tak cicho #dumnytata


5. twój tweet: Nad czym tak myślisz @Real_Liam_Payne ? 😕


6. tweet Louis'a: Godzinę temu przyjechała do nas @(twój username). Rzuciła nam "Hej" i pognała do @zaynmalik . Podejrzanie cicho u nich było, więc poszedłem sprawdzić. Okazało się, że ten jakże mądry @zaynmalik zamiast rzucić się na swoją dziewczynę z pocałunkami i przytulaniem (może doszłoby do czegoś poważnego 😉) przytulił się do niej i śpi. A ona głaszcze go po głowie i śpiewa. No bez jaj, też tak chcę! Gdzie jesteś @Harry_Styles?


7. tweet Liam'a: Wczoraj moja siostra przywiozła nam pod opiekę swojego psa. Jak widać jest bardzo zainteresowany naszym maluszkiem :)


8. twój tweet: Shopping with @Harry_Styles


9. Tweet Niall'a: Mama @(twój username) przysłała nam paczkę z polskimi słodyczami. Już nie mogę się doczekać kiedy zaczniemy degustację 😏


10. twój tweet: Małego męczy jakieś choróbsko i ciągle kicha. A tatuś @Harry_Styles i wujkowie @Real_Liam_Payne @Louis_Tomlinson @NiallOfficial i @zaynmalik mają radochę


11. twój tweet: Cudownie jest widzieć uśmiechy moich chłopaków kiedy @Louis_Tomlinson wraca do domu i po 2 miesiącach rozłąki może się pobawić z naszym synkiem *_*



CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ = MOTYWACJA DLA NAS 


Przypominam, że do piątku trwa nabór

I ważne pytanie. Kontynuować imagin z Louis'em? (Ten który ma już 4 części) 

LiwiaLila

sobota, 12 listopada 2016

46. Sketch Tower Bridge #2

Następnego dnia, około godziny 10 chłopak przemierzał pełne przechodniów ulice Londynu. Na nosie gościły czarne okulary zakrywające "wory" pod oczami po nieprzespanej nocy. Skręcił na prawo i wszedł na deptak. Zmyślony, z rękoma w kieszeniach przemierzał kolejne metry. Rozglądał się to na prawo, to na lewo w poszukiwaniu tajemniczej osoby, która nie pozwoliła mu zasnąć poprzedniej nocy. Szedł, co jakiś czas zderzając się ramieniem z przechodniami.
Mniej więcej w połowie deptaku przystanął. Była tam. Siedziała na ławce i znowu rysowała. Miała na sobie te same ubrania, a jej noga była wyprostowana jak struna. Młodzieniec usiadł na tej samej ławce, co poprzedniego dnia i patrzył. Na nią. Cała jego śmiałość i chęć poznania dziewczyny zniknęła w ciągu sekundy. Rozsiadł się wygodnie na ławce i dokładnie przyglądał się siedzącej niedaleko niego postaci. W ręku nie miała ołówka, a kawałek węgla. Rysowała nim. Nie miała ołówków? Zapomniała z domu? Nie ma na nich pieniędzy? Ma dom? Pytania nadlatywały z prędkością światła. W odróżnieniu od odpowiedzi, która musiała się gdzieś zatrzymać na herbatę lub hamburgera.

Około godziny 13 chłopak zrobił się głodny. Udał się do kawiarenki mieszczącej się tuż za ławką nieznajomej. Usiadł przy oknie, aby cały czas mógł jak obserwować. Po zjedzeniu szybko zamówionego posiłku wrócił na ławkę, wraz z ciepłą kawą i powrócił do obserwowania tajemniczej postaci.

Zbliżała się godzina 19. Chłopak cały dzień przesiedział na ławce obserwując dziewczynę. Był w szoku. Przez cały dzień kobieta nie ruszyła się z ławeczki, cały czas rysowała. Nie jadła, nie piła, nie używała telefonu. Nic. Jakby była w transie. Ale i przez cały dzień nikt nie podszedł do niej i nie zakupił jednej z jej świetnych prac. A może nie ma pieniędzy? Może jest bezdomna? Myśli w głowie chłopaka zmieniały się jak w kalejdoskopie. Było już późno, a dziewczyna nadal siedziała. Gdyby nie dzwoniący co chwilę telefon chłopaka, ten pozostałby jeszcze aby znaleźć odpowiedź na jedno z nurtujących go pytań. Jednak ciągły dźwięk dzwonka i informacje o przyjściu sms'a nie dawały mu spokoju. Lekko zdenerwowany przeczesał dłonią włosy i zgodnie z treścią sms'a udał się na parking, skąd pojechał do domu przyjaciół z zespołu.

Następnego dnia młodzieniec wstał dużo wcześniej. Wziął szybki prysznic i założył czyste ubrania. Po ujarzmieniu swoich włosów do kieszeni spodni włożył telefon i portfel, po czym złapał do ręki klucze do domu i pojazdu. W korytarzu założył ukochane sztyblety i kurtkę, a następnie po zamknięciu drzwi ruszył w stronę swojego samochodu. Usiadł za kierownicą czarnego Range Rover'a i ruszył z piskiem opon. Jego dzisiejszym celem był ponownie deptak nad Tamizą. Jadąc wpadł na pewien pomysł. Sprawnym ruchem zawrócił i ruszył w stronę najlepszej londyńskiej księgarni. Zaparkował na parkingu i po wyjściu z pojazdu, szybko założył ciemne okulary, a do ust włożył miętową gumę do żucia. Wszedł do sklepu i od razu skierował się w odpowiednią jego część.
Stanął naprzeciwko wysokiej półki na której leżały akcesoria dla każdego malarza i rysownika. Wziął różne artykuły i skierował się do kasy. Na szczęście nie było kolejki. Szybko zapłacił i równie szybko wrócił do samochodu. Zakupy odłożył na fotel pasażera i ruszył w stronę jego ulubionej cukierni. Zaparkował samochód naprzeciwko drzwi wejściowych, dzięki czemu udało mu się wejść do budynku nie zauważonym. Już po przekroczeniu progu do nosa dotarł zapach świeżych wypieków. Stanął w kolejce za pewną staruszką. Spieszyło mu się, ale nie był zły na kobietę wypowiadającą coraz to dłuższą listę produktów. Nagle ni z tąd, ni z owąd pojawiła się druga kasjerka chętna go obsłużyć. Długo nie mógł się zdecydować. Rogalik z czekoladą, dżemem, makiem. Bułeczki maślane, cynamonowe czy może coś innego? W końcu udało mu się wybrać kilka wypieków i zadowolny zapłacił po czym szybko wyszedł. Zasiadł za kierownicą i ruszył bezpośrednio do celu.

Po 15 minutach drogi zaparkował na parkingu. Zabrał swoje zakupy i ruszył w stronę deptaku.
Dzisiaj było zdecydowanie spokojniej w porównaniu z pozostałymi dniami. Trudno w to uwierzyć, ale z czasem i przebytymi metrami cichły dźwięki jadących samochodów, a jedyne co było słychać to stukot drobnych obcasów sztyletów bruneta.

Po kilku minutach chłopak ujrzał swojego pięknego anioła. Siedziała w tym samym miejscu co wczoraj. Znów miała na sobie te zniszczone sandałki i sukienkę. Rękawy jej cienkiego sweterka naciągnięte były maksymalnie na nadgarstki. Jakby chciała coś zasłonić, a jej noga była wyprostowana. Było jej zimno. To było widać. Jej drobne ciałko, przy każdym najmniejszym podmuchu wiatru trzęsło się. Młodzieniec nie mógł czekać. Czuł, że to ten moment, lecz coś nie pozwalało mu podejść bliżej. Złamał się jednak.
- Cześć - powiedział cicho i spokojnie, aby nie wystraszyć dziewczyny. Nie udało się, gdyż ona zatrzęsła się i zatrzymała rękę, która wykonywała ruchy na kartce. - Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Jestem Harry. - mówił próbując ,by jego głos nie wydał jego zdenerwowania. Dziewczyna uniosła głowę i przeniosła swoje cudowne brązowe oczy na twarz chłopaka. Młodzieniec nie wiedział co powiedzieć. Po policzkach nieznajomej spłynęły łzy. Już miał się na nią rzucić, kiedy przypomniał sobie, że nawet nie zna jej imienia. - Proszę nie bój się mnie. Nie płacz piękna. - coś w środku mówiło żeby spróbować. Zaryzykować. I zaryzykował. Zbliżył dłoń ku jej polikom. Delikatnie przetarł jej łzy po czym obdarował szerokim uśmiechem.
Dziewczyna nadal była przerażona. Mimo to nie odepchnęła chłopaka.
- Jestem (TI) - powiedziała cicho, jakby bała się, że zostanie za to ukarana.
- Miło mi cię poznać. Mogę się dosiąść? - zapytał również z szerokim uśmiechem. Dziewczyna przytaknęła głową i odsunęła się kawałek, w taki sposób aby nie zginąć nogi.
- Widziałam cię. Wczoraj. I przedwczoraj - przerwała lekko krępującą ciszę. Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Zaskoczyła go.
- Naprawdę? Przepraszam, że tak ci się przypatrywałem, ale... Jesteś tak piękna...i...ja zastanawiałem się co robisz tutaj sama. - wykrztusił.
- Ja... rysuję. - odpowiedziała wyraźnie skrępowana.
- Robiłem rano zakupy dla przyjaciela. Postanowiłem kupić coś również dla ciebie. - mówił po czym wyciągnął coś z torby i podał dziewczynie. - To zestaw kreślarskie i jakieś bloki. Mam nadzieję, że się przydadzą.
- Ale..Ja..Harry nie mogę tego przyjąć. - mówiła zszokowana.
- Bo się obrażę.
- No dobrze. Dziękuję bardzo. - odpowiedziała mu pięknym uśmiechem.
- Musisz się częściej uśmiechać. Wiesz co, kupiłem sobie dzisiaj dość duże śniadanie jednak chyba się przeliczyłem z moimi możliwościami. Pomożesz mi zjeść? - zapytał unosząc do góry torebki z wypiekami.
- Harry..ja nie powinnam. To twoje śniadanie. Ty za nie zapłaciłeś. - mówiła wpatrując się w sandałki.
- To dla ciebie. I nie przyjmuję zwrotów. - odpowiedział i podał jej torebkę. Dziewczyna wzięła opakowanie w drobne, lekko posiniaczone dłonie i otworzyła je. Gdy ujrzała zawartość w jej oczach pojawiły się łzy.
- To..to..dla mnie? - zapytała
- Tak - odpowiedział przerywając jedzenie swojego rogalika. Dziewczyna przetarła łzy, które spłynęły po policzkach i zaczęła jeść. Na jej twarz wkradło się szczęście i wielka wdzięczność. Zajadała się wypiekiem, jakby był daniem z pięciogwiazdkowej restauracji. Harry bardzo cieszył się tym widokiem. To on sprawił, że piękny anioł się uśmiechał.
- Mój przyjaciel też świetnie rysuję. Musicie się poznać.
Oboje szybko zjedli swoje śniadanie po czym chłopak wyciągnął z torby dwie butelki soku. Mimo wielkich odmów (TI) Harry'emu udało się podarować dziewczynie sok.
Nagle zawiał zimny wiatr, a na skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka.
- Zrobi się zimno. Może pojedziemy do mnie? Zrobię nam herbaty, oglądniemy film? - zapytał Harry z dobrymi intencjami. Na jego słowa dziewczyna się zatrzęsła i zamarła. Nie była gotowa na coś takiego.  Z resztą kto byłyby gotowy na taką propozycję od chłopaka, którego zna się niecałą godzinę.




2 KOMENTARZE = KOLEJNA CZĘŚĆ 



LiwiaLila 

piątek, 11 listopada 2016

Przedłużenie naboru!

Hej

Ogłaszamy, że termin naboru, a dokładniej wpływania zgłoszeń jest przesunięty na 18.11.2016r.

Liczymy, że do przyszłego piątku przyjdą jakieś zgłoszenia :)

Dokładne informacje tutaj

sobota, 5 listopada 2016

45. Louis ~ część IV

Wybiła godzina 14:00 równoznaczna z zakończeniem zajęć lekcyjnych na dzisiejszy dzień. Popołudnie miałam spędzić u Louis'a, dlatego zadzwoniłam do mamy aby powiadomić ją o moich planach. Następnie udałam się do opustoszałej już szatni. Założyłam szybko kurtkę i po założeniu plecaka ruszyłam w stronę wyjścia. Pociągnęłam za ciężkie drzwi w wyniku czego uderzyła we mnie fala zimnego powietrza. Jeszcze niedawno padał deszcz...
Louis prosił bym zaczęła na niego w szkole, gdyż on musiał załatwić jeszcze jakieś sprawy związane z przeniesieniem do naszej placówki, lecz to może długo trwać a ja nie chcę siedzieć sama ma korytarzu i być obrzucana ciągłymi wyzwiskami. Tutaj, na boisku nikt nie zwraca na mnie uwagi. Jakby mnie tu w ogóle nie było.
Usiadła na ławce pod zadaszeniem przy wyjściu z budynku i czekałam na mojego przyjaciela? Mogę go tak nazwać? Sama nie wiem. Tak w ogóle kim jest przyjaciel? Prawdziwy przyjaciel...
- (TI)! - wybudził mnie krzyk - Miałaś czekać w środku. Wiesz jak jest zimno. - mówił przejęty chłopak zakładając na moją głowę czapkę beanie.
- Spokojnie. Nic się nie stało. Poza tym tutaj czuję się pewniej.
- Mama już na nas czeka. Chodź. - wziął ode mnie plecak i pomógł dojść na parking. Podeszliśmy do dużego szarego samochodu obok którego stała niższa od Louis'a, uśmiechnięta kobieta.
- Cześć mamo - powiedział chłopak i ucałował kobietę w policzek. - To moja przyjaciółka (TI). - powiedział wskazując na mnie.
 - Dzień dobry. Bardzo miło mi panią poznać. (TI). - powiedziałam wyciągając do niej rękę, którą ta szybko uścisnęła.
- Witaj (TI). Mi również miło cię poznać. I nie mów mi na pani. Johannah. - odpowiedziała równie z uśmiechem. Już ją lubię. - Dobra dzieciaki, wskakujcie bo zimno. - rzuciła pocierając dłońmi i wsiadła za kierownicę. Louis pomógł mi wsiąść i sam zajął miejsce obok mnie.
- Lou, skarbie. Nie będę mogła zostać z wami w domu. Muszę jechać z dziewczynkami do dentysty i o 17:30 mam odebrać Lottie z zajęć, więc nie jestem pewna kiedy wrócę. Może zrobię jakieś zakupy? - zamyśliła się - W każdym razie herbatę potrafisz zrobić, soki i słodycze w szafce nad opiekaczem. Aha! I w lodówce zostawiłam wam przyszności więc odgrzej i zjedzcie sobie. - mówiła spoglądając co jakiś czas w lusterko pozwalające zobaczyć jej syna. Louis siedział że skrzywioną miną.
- Mamo, nie mam 10 lat.
- Ale czasem tak się zachowujesz. - przygasiła go na tyle, że chłopak nie odezwał się do końca podróży, w odróżnieniu do mnie i jego mamy, które rozmawiałyśmy jak najęte. Po około 20 minutach samochód zaparkował na podjeździe, a Louis wysiadł po czym pomogł mi. Pożegnałam się z mamą chłopaka i wyprostowałam się jednocześnie podpierając o ramię Lou. Johannah sprawnie wyjechała z podjazdu i włączyła się do ruchu. Odwróciłam głowę w stronę domu i zamarłam. Stałam przed dużym białym budynkiem, z ciemnym dachem otoczonym białym płotem. Pod oknami na parterze znajdowały się piękne kwiaty, a po lewej stronie domu rosło wielkie drzewo. Wszystko sprawiało wrażenie domu wyciągniętego prosto z marzeń i licznych snów.
- Podoba się? - usłyszałam ten męski, lecz jeszcze trochę chłopięcy głos.
- Jest piękny.
- Chodź, zobaczysz jak jest w środku. - powiedział i poprowadził mnie w stronę drzwi. Z kieszeni wyciągnął klucze z brelokiem przedstawiającym mikorofon, który szybko umieścił w zamku. Przekręcił w lewą stronę, a drzwi ustąpiły. Pchnął je do przodu, ustępując mi miejsca. Po przekroczeniu progu zaniemówiłam. To nie jest zwykły dom. To bez wątpienia willa.  Biały korytarz z wielkim lustrem i białą komodą był pierwszym pomieszczenie. Naprzeciwko drzwi znajdowały się schody prowadzące na piętro. Z pomocą Louis'a zdjęłam kurtkę i obuwie, i udaliśmy się do salonu połączonego z jadalnią. Utrzymany był on w szaro-białej kolorystyce, co bardzo mi odpowiadało. Następnie podeszliśmy do dużego stołu, skąd było widać nowocześnie urządzoną kuchnię. Nic w tym domu nie mogło się równać z pomieszczeniami mojego malutkiego, wymagającego remontu domostwem.
Chłopak posadził mnie przy stole i podszedł do kuchennej części.
- Czego się napijesz? Sok, kawa, herbata, woda, kakao - wymieniał szperając po szafkach.
- Jeśli można, herbatę.
Louis zabrał się za przygotowanie napoju, jednocześnie wyciągając coś z lodówki i przygotowując to do spożycia na ciepło. Siedziałam podziwiając jego płynne ruchy. Świetnie sprawdzał się w tej dziedzinie. Zaśmiałam się kiedy próbował żąglować kostkami cukru. Uświadomiłam sobie ponownie, że po raz kolejny śmieję się w jego towarzystwie. Co on ze mną robi...
- Bon appetit - powiedział z dziwnym akcentem stawiając przede mną talerz naleśników pokrytych czekoladą i bananem. Ile to ma kalorii! Nie mogę tego zjeść!
- Lou - powiedziałam cicho gdy chłopak zajął miejsce naprzeciwko mnie.
- Tak?
- Ja wiem, że twoja mama się napracowała i to musi być przepyszne, ale ja nie mogę tego zjeść. Przepraszam. - spóściłam głowę w dół.
- Co jest myszko? Dlaczego nie chcesz jeść? Nie lubisz tego? Zrobię ci coś innego. - mówił wstając. Szybko przytrzymałam go za dłoń i ruchem ręki kazałam ponownie usiąść.
- Uwielbiam je
- To dlaczego nie chcesz jeść? - przerwał mi, a ja nie potrafiłam mu odpowiedzieć. - Jesteś anorektyczką. - stwierdził po chwili.
- Nie, Louis
- W takim razie będziesz. Zobacz jaką jesteś chuda. Ale powiedz mi dlaczego? Dlaczego to robisz? - pytał ze łzami w oczach, a ja poczułam się winna temu. Płakał, przeze mnie.
- Louis proszę
- Dlaczego?!- przerwał mi krzykiem tak donośnym, że sama się przeraziłam i lekko skuliłam na krześle. - Przepraszam (TI), nie powinienem. Ale powiedz mi dlaczego to robisz. - mówił łapiąc mnie za dłoń i całując jej wierzch. Taki drobny gest, a sprawia, że czuję się taka wyjątkowa. Zależy mu na mnie?
- Nie chcesz tego wiedzieć. - odparłam wyrywając dłoń z jego objęcia.
- Chcę - kucnął przede mną i oparł dłonie o moje kolana. Przeczesałam dłonią włosy i zaczęłam opowiadać wszytko od początku, co jakiś czas dławiąc się łzami wywołanymi przez okropne wspomnienia.

To był pierwszy raz kiedy otworzyłam się tak bardzo przed kimś spoza grona rodziców i siostry. Chociaż nawet i oni nie wiedzą o wszystkim. Kiedy skończyłam opowiadać zauważyłam tonę zużytych chusteczek na stole i mokre ślady na policzkach Louis'a.
- Boże, ile ty przeszłaś. Moje biedactwo - powiedział i objął mnie. Ułożyłam głowę w zagłębieniu jego szyi. Męskie perfumy. Uwielbiam ten zapach...
Chłopak wzmocnił uścisk i pocałował mnie kilka razy w głowę. Pierwszy raz poczułam się dla kogoś ważna. To niezwykłe uczucie. Chciałbym aby towarzyszyło mi ono do końca moich dni.
Po chwili Lou odsunął się ode mnie i przetarł moje mokre policzki po czym złożył buziaka na czole.
- Może skusisz się na jogurt? - zapytał z nadzieją. - Truskawkowy. - dodał.
- Truskawkowy? - zapytałam aby się upewnić czy dobrze usłyszałam. Chłopak skinął głową, a na moje usta wkradł się wielki uśmiech. Louis popędził do lodówki i przyniósł mi dwa duże jogurty truskawkowe oraz łyżeczkę.

- Ale oni tak nie mogą. - mówił kiedy wytłumaczyłam mu dlaczego nie możemy się ze sobą zadawać w szkole.
- Najgorsze jest to, że mogą. - odpowiedziałam cicho, po czym kolejna łyżeczka jogurtu wylądowała w moich ustach.
- Ubrudziłaś się. - powiedział Louis chichocząc.
- Gdzie?
- Tu - odpowiedział i przetarł kciukiem koncik ust.
- Dziękuję - odpowiedziałam i wróciłam do jedzenia jogurtu. Kto by pomyślał, że w jego towarzystwie jedzenie staje się przyjemne, a złe wspomnia odchodzą.





LiwiaLila

piątek, 4 listopada 2016

Jesienny nabór!

Hej

Za niedługo koniec jesieni, rozpocznie się zima. Wieczory coraz dłuższe, temperatura będzie spadać, a co za tym idzie, nuda i rutyna zimowych wieczorów.

Przychodzimy, więc Wam z odsieczą. Ogłaszamy nabór na stanowisko adminki!
Ja i Zuza potrzebujemy kogoś do pomocy, kogoś z głową pełną pomysłów. Jest Was, czytelników bloga bardzo dużo więc liczymy, że ktoś się zgłosi. Każda para rąk jest potrzebna :)

Chętne osoby mają za zadanie napisać krótki imagin o wybranym członku zespołu. Rodzaj i tematyka są dowolne.

Dodatkowo w wiadomości napiszcie kilka informacji o sobie:
• imię i wiek
• zainteresowania, ulubione rzeczy (np. kolor, film, książka, imię)
• można wypisać kilka pomysłów na imaginy, czyli z kim i krótko o czym by one był

Zgłoszenia wysyłajcie na adres:


liwialilawro@gmail.com


Macie czas do 11.11.2016r. do godziny 21:00



Mam nadzieję, że ktoś się zgłosi i będzie wraz z nami prowadził bloga :) 

Zachęcam i powodzenia w tworzeniu! 




LiwiaLila 

środa, 2 listopada 2016

Tweety #37

1. twój tweet: Zestaw na dzisiejszy wieczór filmowy z @Real_Liam_Payne


2. tweet Niall'a: Nasze dzieciaki są takie kochane!


3. twój tweet: @Harry_Styles ma na mnie focha. Co mam zrobić?


4. twój tweet: Rozpoczynamy zwiedzanie pierwszego wielkiego miasta mojej ojczyzny. Życzcie powodzenia 😃


5. twój tweet: Jestem zazdrosna @Louis_Tomlion!


6. twój tweet: Mój ty sprytny @Real_Liam_Payne wracaj do domu. Kto pozmywa naczynia?


7. twój tweet: Choinka według @Louis_Tomlinson



LiwiaLila