sobota, 31 grudnia 2016

51. Zayn

- Ughh...- warknęłam wbijając twarz w poduszkę. Ręką próbowałam znaleźć telefon, który był winny mojemu obudzeniu. Kiedy moje próby się nie powiodły uniosłam głowę i już bez problemu złapałam urządzenie w dłoń. Wyłączyłam alarm i spojrzałam na godzinę. 7:10. Zajebiście! Zapomniałam przestawić alarm na późniejszą godzinę. Głupia ja. Jednym kliknięciem wyłączyłam ekran w wyniku czego pojawił się wygaszacz, który był zdjęciem moim i Zayn'a. Stałam z jego czapką na głowie i dawałam mu całusa w policzek, gdy on się śmiał  ukazując białe zęby. Bardzo dobrze pamiętam tamtą chwilę. Gdy na ekranie zawitała czerń odłożyłam telefon na szafkę i rzuciłam się na poduszki. Dłoń skierowałam na prawo, lecz zamiast poczuć rozgrzane ciało mojego mężczyzny poczułam miękką strukturę kołdry. Usiadłam na łóżku i przeczesałam dłonią włosy. Dzisiaj 31 grudnia. Sylwester. Niestety, spędzę go sama, gdyż chłopcy w ramach promocji płyty mieli wystąpić na jakiejś imprezie sylwestrowej, oczywiście w USA. Czyli ZA OCEANEM. Nie mogłam z nimi jechać. Do teraz mam przed oczami zapłakanego Zayn'a żegnającego się ze mną na lotnisku. Muszę do niego zadzwonić. No ale nie teraz.

Głupi alarm. Nie zasnę już. Ze skwaszoną miną wyszłam z łóżka i od razu tego pożałowałam. Zimne powietrze otuliło moją skórę, przez co zmuszona byłam założyć szlafrok. Gdyby Zayn tu był ogrzałabym się jego ciałem albo delektowałabym się ciepłem płynącym z zapalonego kominka. A tak to muszę żyć w zimnicy. Na nogi włożyłam ulubione kapcie i wyszłam do kuchni. Zapaliłam światło i podeszłam do blatu gdzie stał czajnik. Napełniłam go wodą i włączyłam. Zaspana udałam się do łazienki, gdzie prysznic w połączeniu z orzeźwiającym zapachem żelu pod prysznic Malik'a skutecznie mnie obudziły. Wytarłam mokre ciało i owinięta ręcznikiem udałam się do garderoby. Założyłam komplet białej bielizny i podeszłam do najcięższego zadania każdego dnia, czyli wyboru ubrań. Po małym osobistym pokazie mody zdecydowałam się na czarne getry, szary, ciepły sweter i jasny szalik, który w ostatnim czasie był nieodłącznym elementem mojej garderoby. Na stopy założyłam białe skarpetki i z obawy o zabrudzenie włożyłam kapcie. Zrobiłam delikatny makijaż, a włosy spięłam w wysokiego kucyka. No, no (TI). Ale się wystroiłaś!
Wróciłam do kuchni, a tam po raz kolejny dałam znać jak bardzo jestem głupia. Woda, którą nastawiłam wcześniej zdążyła już ostygnąć, przez co musiałam zagotować ją po raz drugi. Po co ja to robiłam wcześniej?
Z szafki wyciągnęłam niebieski kubek w białe kropeczki. Wrzuciłam do środka torebkę ulubionej owocowej herbaty i zabrałam się za przygotowanie śniadania. Padło na płatki z mlekiem. Ale mi nowość. Mleko podgrzałam na kuchence po czym przelałam do miseczki. Dosypałam czekoladowych płatków i usiadłam przy wysepce kuchennej. Obok naczynia postawiłam kubek z przygotowaną w międzyczasie herbatą i mogłam rozpocząć codzienny, śniadaniowy rytuał. Po zjedzeniu posiłku umyłam miseczkę i odłożyłam do wyschnięcia, natomiast kubek z niedopitym napojem zabrałam ze sobą do salonu. Zasiadłam na kanapie i okryłam się ciasno kocem, po czym włączyłam telewizor. Padło na powtórkę ostatniego odcinka The Walking Dead. Nie byłam fanką, jednak dzięki zamiłowaniu moich braci do tego serialu wiedziałam mniej więcej co się dzieje. Oglądanie nie było więc dla mnie katorgą.
Czas płynął dzisiaj wyjątkowo szybko. Nawet nie wiem kiedy z 9 zrobiła się 14:30. Pewnie nadal bym się nie zorientowała gdyby nie brzuch domagający się posiłku. Wyłączyłam telewizor i pobiegłam do sypialni. Zgarnęłam z biurka białego laptopa i wróciłam do kuchni. Ustawiłam sprzęt bezpiecznie na blacie i włączyłam Spotify. Szybko znalazłam własną playlistę i po chwili po pomieszczeniu roznosiły się pierwsze takty utworu Never Go Away. Pogłośniłam dźwięk i tanecznym krokiem ruszyłam w stronę szafek kuchennych. Po dokładnym zapoznaniu się z dostępnymi produktami podjęłam decyzję o przygotowaniu ryżu z warzywami gotowanymi na parze. Z obiadem uporałam się w około 45 minut, dzięki czemu szybko napełniłam swój żołądek i zadowolona, tym razem z kubkiem kawy, usiadłam na pufie w oszklonym tarasie. Widok wielkich drzew w naszym ogrodzie pokrytych śniegiem był piękny. Gdyby był ze mną Zayn pewnie poszlibyśmy na dwór i rzucalibyśmy się śnieżkami lub lepilibyśmy zabawnego bałwana. Właśnie, Zayn! Zerwałam się z siedzenia i prawie zabijając się o dywan na korytarzu, z rozpędu wybiegłam do sypialni. Zaczęłam przeszukiwać meble w poszukiwaniu komórki jednak nigdzie jej nie znalazłam. Zbiegłam szybko na parter i w równie szybkim tempie znalazłam się w salonie. Jest! Podbiegłam do stolika gdzie leżał mój różowy iPhone. Szybko wyszukałam w kontaktach numer mojego ukochanego. Nacisnęłam nazwę dwa razy i przyłożyłam telefon do ucha. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty i poczta głosowa. Może ma próby? Pewnie tak. Zrezygnowana usiadłam na sofie i założyłam ręce na piersiach. Z wizją samotnego sylwestra udałam się do wspólnego gabinetu, gdzie znajdował się mój ukochany komputer. Usiadłam na wygodnym fotelu i włączyłam urządzenie za pomocą niebieskiego guzika. Po chwili czarny ekran zastąpiła tapeta przedstawiająca oczywiście mnie i Zayn'a. Tym razem wakacje w Hiszpanii. Włączyłam ikonkę przedstawiającą zielony kryształek. A to wszytko po to, aby przenieść się w komputerowy świat gry The Sims 4. Dostałam ją od Zayn'a tuż po premierze i oboje się w niej zakochaliśmy. Gdy tylko Malik jest w domu godzinami siedzimy przed ekranem komputera i kierujemy życiem naszej simsowej rodzinki. Gra wciąga i nie puszcza.


Nasza simka została przetransportowana do szpitala, gdyż rozpoczął się poród jej maluszka. Siedziałam podekscytowana i oczekiwałam na informację o płci. Założyłam się z Zayn'em o jej rodzaj. Ja powiedziałam, że to będzie chłopiec, a on że w 100% dziewczynka. Nagle ekran zgasł i zamiast widoku gry pojawił się czarny ekran, a światło w pokoju zgasło. Co jest?! Zdenerwowałam się i wstałam po cichu z fotela. Wzięłam do ręki komórkę i z pomocą latarki wyszłam na korytarz.
- Jest tu kto? - krzyknęłam, jednak nie dostałam odpowiedzi. Idiotko, nawet gdyby to był złodziej i tak by nie odpowiedział. Lekko przerażona podeszłam do barierki przy schodach i z jeszcze większym strachem zaczęłam po nich schodzić. Udało mi się zejść na parter gdy kontem oka dostrzegłam coś czego nie było tu od pewnego czasu. Buty, kurtka i torba znajdujące się w holu. Czyżby...?
- Hej kotku. - usłyszałam za uchem, a na karku poczułam delikatny pocałunek. Odwróciłam się energicznie i ujrzałam twarz mojego mężczyzny.
- Zayn! - krzyknęłam i wskoczyłam na niego. Chłopak nie spodziewał się tego, przez co lekko się zachwiał. Na szczęście nie upadliśmy. - Zayn - powtarzałam jak w amoku dotykając dłońmi jego twarzy, włosów i szyi.
- Co tam miśku? - zapytał wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem.
- Jak..Ty..Tutaj? Przecież..- nie byłam w stanie wypowiedzieć jakiegokolwiek zdania.
- Nie mogłem cię zostawić samej w Sylwestra. Poza tym chłopcy mieli swoje plany i wymusiliśmy na Paul'u rezygnację z występu.
- Zgodził się od tak?
- W zamian za to mamy przedłużoną o 2 tygodnie trasę, ale jest plus. Wielki. - powiedział z iskierkami radości w czekoladowych oczach.
- Jaki? - zapytałam poprawiając wymięty materiał jego koszuli.
- Jedziesz z nami. Na całą trasę. - rzucił i wpił się w moje usta eliminując okrzyk radości. Z powodu braku powietrza musieliśmy się od siebie odsunąć. Ale tylko na chwilkę, by ponownie połączyć usta w całość.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - szepnął mi do ucha i postawił na ziemi.
- Mam się bać? - spytałam łącząc nasze dłonie.
- Nie. - odpowiedział rozbawiony i po podarowaniu mi pocałunku poprowadził mnie do jadalni. Na stole stał okrągły torcik z owocami, a obok niego dwie lampki i nasz ulubiony szampan.
- Dzisiaj Sylwester. Może i nie szalejemy na mieście, ale poszalejemy w domu. W salonie i obowiązkowo w sypialni. - powiedział śmiesznie poruszając brwiami, za co dostał ode mnie kuksańca w ramię. Śmiejąc się podszedł do stolika i wziął do rąk szampana.
- Nie potrząsaj- ostrzegłam chłopaka mając przed oczami wizję brudnego salonu.
- Trząść to będziesz czymś innym potem. - powiedział co spotkało się z wielkim rumieńcem na mojej twarzy. Idiota
Zayn wziął do serca moją prośbę i ostrożnie otworzył butelkę. Korek odłożył na stolik i szybko napełnił lampki. Jedną podał mi, a drugą sobie.
- Zayn ale nie ma jeszcze północy. - powiedziałam biorąc szło do ręki.
- Jest 23:55. Ile ty grałaś w te Simsy, co? - zapytał z rozbawieniem wskazując na zegar. Ej, ile ja grałam? Spuściłam w dół głowę, jak skarcone dziecko.
- Miśku, hej - jego pace powędrowały na mój podbródek i zmusiły do spojrzenia w jego oczy.
- Kocham cię - powiedział z miłością w oczach
- Też cię kocham Zayn - odpowiedziałam, a chłopak złączył nasze usta w akompaniamencie wybuchów sztucznych ogni nad Londynem, rozświetlających niebo.



------------------------------------------------------------------------

Ze statystyk Bloggera wychodzi, że codziennie blog odwiedza ponad 100 osób. Bardzo fajnie byłoby gdybyście komentowały posty. To zawsze wywołuje uśmiech na twarzy i wiemy, że nasze imaginy się podobają. Tak więc bardzo proszę o więcej komentarzy. Jeśli macie jakieś uwagi, prośby to śmiało.


Szczęśliwego Nowego Roku Directioners! 


LiwiaLila

poniedziałek, 26 grudnia 2016

50. Świąteczny imagin z Harry'm

- Dokumenty wziąłeś?
- Tak
- A woda?
- Jest
- Zapakowałeś te pieluchy?
- Tak, nawet gdybym zapomniał zawsze można kupić. - odpowiedział spokojnie. Jak on może być taki opanowany, gdy ja jestem kłębkiem nerwów?
- Cholera, wychodziłam ostatnia i zapomniałam włączyć alarm - olśniło mnie, a ciało oblał zimny pot.
- Spokojnie skarbie. Wróciłem się do domu po wodę i wychodziłem ostatni. I włączyłem alarm.
- Na pewno?
- Tak baby. Idź w ślady Małej i zdrzemnij się. - powiedział z uśmiechem zerkając w lusterko. Odwróciłam głowę i mój wzrok spoczął na różowym foteliku, w którym spał owoc naszej miłości. Zwinnie zdjęłam koc z leżącej obok torby i okryłam się nim opierając głowę twarzą do mojego mężczyzny.


- Kochanie - usłyszałam cichy szept, a po chwili poczułam mokre pocałunki na mojej twarzy. Uniosłam powieki i przetarłam oczy dłonią. - Jak się spało?
- Cudownie. - odpowiedziałam, a chłopak wpił się w moje usta. Natychmiastowo oddałam ten pocałunek. Gdyby nie to, że znajdowaliśmy się w samochodzie to nie wiadomo do czego by doszło.
- Jesteśmy przed Holmes Chapel. Za jakieś 5 minut będziemy na miejscu. Uznałem, że dobrze będzie cię wcześniej obudzić. - odrzekł z uśmiechem przeczesując seksownie loki. Moje Hazziątko...
- Dziękuję - odpowiedziałam, a Harry ponownie ruszył.


- Harry ciszej - upomniałam chłopaka, który energicznie zamknął bagażnik. - Mała jeszcze śpi. Nie spała całą noc, więc teraz niech chwilkę jeszcze pośpi. - wytłumaczyłam z krzywą miną, która pojawiła się na samo wspomnienie dzisiejszej nocy.
- Dobrze skarbie. - odpowiedział i podszedł do mnie. Ułożył swoje duże dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie do siebie.
- Skarbie, bardzo cię kocham, ale wiesz że w każdej chwili mogą nas "napaść" wasze miejscowe fanki. - powiedziałam robiąc cudzysłów w powietrzu. Harry zaśmiał się uroczo i ucałował mnie w czoło, po czym założył na moją szyję swój szalik. Mój pewnie leżał gdzieś pod siedzeniem w naszym Roverze. Pocałowałam go w nos i sprytnie wywinęłam się z objęć. Otworzyłam drzwi samochodu i założyłam dziewczynce czapeczkę oraz mocniej okryłam. Na szczęście do drzwi mamy tylko kilka metrów.


- W czym ci pomóc mamo ? - zapytałam Anne wchodząc do kuchni, gdzie kobieta przygotowywała potrawy na wieczerzę.
- Kochana siedaj w salonie i odpoczywaj. Sama dam radę. - mówiła biegając od stołu gdzie wykrawała ciasteczka, do piekarnika gdzie piekł się indyk.
- W tym roku przygotowałam pudding, ale chyba nikt go nie tknie. Znowu - powiedziała lekko chichocząc. Harry opowiadał, że jego mama co roku przygotowuje pudding jednak nikt go nie je.
- Gdybym tylko mogła spróbowałabym. - powiedziałam próbując ją pocieszyć. Odpowiedziała mi głośnym śmiechem.
- I tak byś go nie zjadła. Jest nie zjadliwy, bo zawsze dodam czegoś za dużo bądź za mało. - zaśmiałam się wraz z nią. Po długich przekonywaniach udało mi się zająć połowę miejsca w kuchni. Uporamy się ze wszystkim dużo szybciej.
- Kiedy Gemma przyjedzie ? - zapytałam nie mogąc się doczekać spotkania z mam nadzieję, blondynką.
- Powinna być około 16. - odpowiedziała z uśmiechem i powróciła do przygotowywania kolejnych potraw.


- Kochanie?
- Tak ? - zapytałam tuszując rzęsy
- Zawiążesz? - w drzwiach pojawił się Harry z krawatem w dłoni. Jego postać odbijała się w lustrze, co mogło wyglądać jak jedna z filmowych scen.
Uśmiechnięta zamknęłam tusz i podeszłam do męża. Założyłam krawat na jego szyję i szybkimi ruchami zawiązałam go.
- Dziękuję. - pocałował mnie - Pięknie wyglądasz. - szepnął zmysłowo sunąc nosem po szyji. Zaśmiałam się cicho i wtuliłam w tors Harry'ego.
- Jak ja cię kocham. Ciebie i Darcy.
- My ciebie też kochamy. Z całego serca. - odpowiedziałam i nie mogąc się powstrzymać wypiłam w malinowe usta chłopaka.


- Teraz prezenty! - rzuciła wesoło Gemma kiedy po przepysznym obiedzie zasiedliśmy w salonie przy herbacie*. Gemma mimo swojego wieku nadal zachowała dziecięcą radość ze świąt. Usiadłam na sofie z Darcy na kolanach. Harry dołączył do nas po chwili i zajął miejsce obok mnie obejmując mnie ramieniem. Gemma podeszła do kominka gdzie wisiały skarpety. Spojrzała na pierwszą z nich.
- Anne - przeczytała karteczkę i podała czerwoną skarpetę uradowanej rodzicielce. Kolejna skarpeta powędrowała do Harry'ego, następna do Robina a kolejna do mnie, Gemmy i na końcu do mojego słoneczka. Każdy z nas zaczął otwierać swój podarunek. Swój odłożyłam na bok i pomogłam sprawdzić Darcy co przyniósł jej święty Mikołaj. W środku znalazły się różne ubranka i karteczka, że jest niespodzianką która się nie zmieściła. Nagle Robin wstał i wyszedł aby po chwili wrócić z czymś dużym zapakowanym w kolorowy papier.
- Moja wnusiu, Mikołaj nie dał rady zmieścić w skaprecie. - powiedział z uśmiechem i zajął miejsce obok żony. Harry podszedł do przedmiotu i zaczął rozrywać papier. Po chwili naszym oczom ukazała się różowa spacerówka dla naszego Skarbka.
- Zobacz Darcy jaki wózek dostałaś. Jeszcze trochę i będziesz w nim jeździć. - powiedział Harry kucając przed nią i łapiąc za jej małe rączki. Dziewczynka owinęła dłońmi jego kciuki jakby chciała go przytrzymać. Styles zaczął ruszać wesoło dłońmi co wywołało śmiech Małej. On jest idealnym ojcem.


Każdy otworzył już swój prezent oprócz mnie. Kiedy Harry otwierał swój byłam bardzo zdenerwowana. Nie wiedziałam czy mu się spodoba. Na szczęście trafiłam, zarówno z modelam jak i odcieniem zegarka.
- Kochanie, a ty nie zobaczysz co dostałaś? - zapytał Harry przejmując ode mnie Darcy, abym mogła spokojnie przejrzeć skarpetę. Położyłam na kolanach różową skarpetę i spojrzałam do środka. W środku znajdowały się dwa pudełeczka. W jednym znajdował się karnet do spa i piękne perfumy od Chanel, a w drugiej śliczna granatowa bransoletka z malutkim dopiskiem Mikołaj Gem. Moja kochana
- I jak, podoba się? - usłyszałam glos Anne.
- Tak. I to bardzo. Dziękuję, ale nie trzeba było. To na pewno dużo kosztowało.
- Ważne, że się podoba. - Anne puściła mi oczko i z uśmiechem przytuliła się do męża.
- A to ode mnie. - szepnął mi na ucho Harry i podał czerwone pudełko. - Nie pokazuj rodzicom. - dodał, a ja lekko się przeraziłam. Uchyliłam wieko i ujrzałam coś w stylu Harry'ego Styles'a. Czerwona koronkowa bielizna. Spojrzałam na wnętrze opakowania. Ann Summers
- Liczę, że zobaczę cię w tym w ciągu najbliższej doby. - szepnął muskając delikatnie moje ucho. Chyba cię popierzyło mój kochany.


- A co tu robi nasza księżniczka? - zapytał z udawanym zdziwieniem Harry kiedy w łóżku obok mnie zobaczył śmiejącą się Darcy.
- Czeka ma tatusia, prawda ? - zapytałam, a chłopak położył się delikatnie po drugiej stronie dziewczynki. Mała wyciągnęła rączkę w stronę jego włosów i zaczęła bawić się brązowymi lokami. Śmiała się gdy Harry jęczał z bólu, a ja chichotałam wraz z nią. Chłopak ułożył sobie Darcy na brzuchu i zaczął z nią rozmawiać i rozśmieszać. Mam chwilę dla siebie. Wstałam z łóżka i uprzednio zabierając bieliznę i piżamę udałam się do łazienki. Złapałam jeszcze w locie telefon i popędziłam do łazienki. Weszłam do pomieszczenia utrzymanego w brązowych i kremowych odcieniach. Zamknęłam drzwi na zamek i ułożyłam przyniesione rzeczy na pralce. Szybko się rozebrałam i weszłam pod prysznic. Dzień pełen wrażeń. Rano wczesna pobudka, prawie 4 godziny podróży, przygotowania, rodzinny obiad, prezenty i teraz chwila wytchnienia. Oczywiście dopiero po akcie uśpienia Darcy. Moje słoneczko. Tak bardzo ją kocham.
Na połeczce ujrzałam żel pod prysznic Harry'ego. Pachniał cudownie, z resztą sama wybierałam. Otworzyłam opakowanie i zaciągnęłam się delikatnym a zarazem wyrazistym zapachem, po czym nałożyłam go na ciało.
Po długim prysznicu przebrałam się w czystą bieliznę i piżamę, składającą się z czarnych spodenek i białej koszulki Harry'ego. Nie ma nic lepszego od ubierania ubrań partnera. Serio.
Stuknęłam dwa razy w ekran telefonu, by pojawiła się tapeta. Ja, Harry i Darcy. To oczywiste.
25 grudnia * 2016r. godzina 21:30
Przemyłam twarz specjalnym płynem, a następnie wróciłam do sypialni. Harry bawił się z Darcy, która przecierała zielone oczka piąstkami. Dobry znak...
Odłożyłam telefon na szafkę, a ubrania na fotel, po czym dołączyłam do moich miśków.
- Mamusia przyszła. - powiedział Harry kiedy kładłam się na łóżku. Przykryłam nas kołdrą i spojrzałam na Darcy. Wyglądała identycznie jak Harry. Zielone oczka, dołeczki w policzkach ujawniające się podczas śmiechu i brązowe włosy, które pewnie w niedługim czasie zaczną się kręcić.
Harry i Darcy, czyli moje dwa powody do dumy.
- Może tatuś opowie nam bajeczkę? - zapytałam podając córeczce dłoń, którą szybko objęła i mocno ścisnęła. Nigdzie się nie wybieram kochanie.
- Bajeczkę powiadacie? Hmmm...- udał, że się zastanawia. I tak znałam odpowiedź z góry. - A więc był 24 grudnia. Wieczór. Śnieg spadł na ulicę ku radości dzieci, które nie mogąc się doczekać przyjścia Mikołaja wyglądały przez okna. Popędzone jednak przez rodziców biegły do swoich łóżek i zamykały oczy udając, że śpią. Po chwili  je otwierały i powracały do wypatrywania Mikołaja. - mówił Harry wpatrując się to we mnie to w naszą córkę. Już po chwili Darcy spała. Jak dla niej dzisiejszy dzień był bardzo wyczerpujący. Nie dziwię się, że zasnęła tak szybko, zważając na zabawy poczyniane z tatą.
- Śpi ? - zapytał mój mąż, nie mogąc zobaczyć twarzyczki Darcy którą skierowała w moją stronę.
- Tak - szepnęłam cicho. Harry wstał z łóżka i delikatnie wziął Małą w ramiona. Co on wprawia? Chciałam o coś zapytać jednak ten przystawił palec do ust i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił, ale sam. Położył się na łóżku przyciągając mnie do siebie.
- Gdzie Darcy?
- U mamy i Robina. Będzie bezpieczna. - powiedział i usiadł na mnie okrakiem.
- Czyżby pan Styles miał ochotę? - zapytałam przygryzając wargę.
- Czyżby pani Styles widziała w tym coś złego?
- A czy pan Styles wie, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? - drażniłam go sunąc dłońmi przez tors do lini bokserek.
- Wie i zamierza złamać zasady. - powiedział i wpił się w moje usta jednocześnie sięgając ręką do zapięcia stanika.
- Harry, twoi rodzice - chciałam przerwać
- Ciiii, jak coś to powiemy, że robimy im prezent na następne święta. - odpowiedział śmiesznie poruszając brwiami po czym zgasił lampkę nocną, a ja poczułam jego malinowe usta na moich.





* W Wielkiej Brytanii nie ma wigili, a głównym dniem świątecznym jest 25 grudnia


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS


LiwiaLila

niedziela, 25 grudnia 2016

49. Świateczny imagin z Liam'em

- Harry mógłbyś przypilnować ciasteczek i zupy? - zapytałam Loczka, który pił kawę w kuchni.
- Jasne - odpowiedział z uśmiechem i podszedł do kuchenki.
- Gdybym zniknęła na dłużej ciastka wyciągnij z piekarnika, kiedy tutaj lampka zaświeci się na niebiesko. - powiedziałam wskazując na małą diodę - A odnośnie zupy. Za 5 minut dodaj to - postawiłam na blacie naprzeciwko niego miseczkę - pomieszaj żeby był jednolity kolor i wyłączysz o 16. - wytłumaczyłam na co chłopak kiwnął głową i wlepił wzrok w piekarnik. Z uśmiechem wyszłam do salonu.
- Nieźle wam idzie. - powiedziałam na widok choinki którą ubierał Niall, Lou i Zayn. Mimo tego, że Malik nie jest chrześcijaninem postanowił pomóc nam i spędzić wigilię wraz z nami. Dlatego wieczerzę będziemy bardziej traktować jako obfitą kolację.
- Ładnie ? - zapytał Lou robiąc pozę baletnicy, a raczej próbując ją wykonać.
- Ślicznie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Mogę się założyć, że gdyby nie pomagał im Zayn ta choinka wyglądałaby okropnie.
Sięgnęłam po kubek z sokiem pomarańczowym Zayn'a i upiłam trochę. Może się nie zorientuje. Odstawiłam kubeczek na stolik kawowy i rozsiadłam się na kanapie. Wszystko wyglądało tak cudownie. Kominek ozdobiony girlandą, w rogu pomieszczenia stała choinka jeszcze nie wypełni gotowa, ale była. Na stoliku znajdowało się kilka świeczek połączonych z zielonymi roślinami i ozdobami w stroik. Magia świąt! W szczególności tegorocznych. Chłopcy chcieli abym poczuła się jak w Polsce i postanowili przygotować że mną wigilię z polskimi potrawami. * Moi kochani chłopcy. A w szczególności jeden...
- I jak wam idzie? - usłyszałam za sobą ten seksowny głos, przez który cała się spięłam. Do salonu wszedł Liam otrzepujący seksownie włosy z płatków śniegu. Kto by pomyślał, że taka zwykła czynność może tak zawrócić w głowie.
- Jak widać świetnie, prawda (TI)?- usłyszałam w oddali głos Lou, który wybudził mnie w transu wpatrywania się w Liam'a. Poruszyłam głową kilka razy w prawo i lewo, i spojrzałam na chłopaków. Podśmiewali się. Idioci. Mam nadzieję, że Harry im nic nie powiedział. A jeśli tak to go zabiję.
- Co ? - odparłam zdezorientowana
- Nic, nic. - zakończył Niall nie mogąc pochamować chichotu. Świetnie! Kompromitacja na całej linii.
Zdenerwowana wróciłam do kuchni, po pierwsze z obawy o moje królestwo i dania, a po drugie- nie miałam ochoty siedzieć w jednym pomieszczeniu z chłopcami.
- I jak ? Nie spaliłeś niczego ? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem wkładając głowę pod ramię chłopaka.
- Wlałem to coś do zupy i pomieszałem, a ciastka jeszcze się piekom. - powiedział dumnie mieszając.
- Super, bardzo dziękuję.
- Mogę ci pomóc?
- Jasne - odpowiedziałam i usłyszałam z jego ust ciche tak. Harry, Harry, Harry...
Wyciągnęłam z lodówki rybę i zajęłam się jej przygotowaniem. W międzyczasie miejsce ciasteczek zajęło ciasto marchewkowe, a czekoladowe ludziki znalazły się na blacie, gdzie musiały wystygnąć. Rybę włożyłam do piekarnika i po upewnieniu się, że zupa której pilnował Harry jest dobra zajęliśmy się przygotowaniem pierogów, czyli ostatnio ulubionego dania Horan'a.
- Od kiedy jesteś w kuchni? - usłyszałam w progu ten głos.
- Nie wiem. Może od 10. Nie pamiętam, bo rano jeszcze sprzątałam a potem robiłam wam obiad. - odpowiedziałam nie unosząc wzroku. Gdybym to zrobiła nie byłabym w stanie zrobić nic do końca dnia. Nagle poczułam duże, ciepłe dłonie na moich biodrach przez co się wzdrygnęłam.
- Musisz odpocząć, jeśli chcesz przeżyć do pierwszej gwiazdki. Bo raczej nie pojawi się na niebie o 17. - usłyszałam jego głos, a jego ciepły oddech ogrzewał mój kark.
- Liam, jest jeszcze tyle do zrobienia. - powiedziałam próbując zdjąć z bioder jego dłonie. Nie dlatego, że mi się to nie podobało. Wręcz przeciwnie. Poprostu nie chciałam tam się rozpłynąć.
- Spokojnie, zajmiemy się wszystkim. A ty teraz się położysz w sypialni, zjesz coś bo pewnie nic nie jadłaś od rana i odpoczniesz, dobrze ? - zapytał odwracając mnie przodem do siebie i podnosząc mój podbródek tak, że nasze spojrzenia się spotkały. Błagam, niech ten pieprzony rumieniec nie obleje moich policzków bo zapadnę się pod ziemię.
Chciałam protestować jednak Liam wziął mnie na ręce jak pannę młodą i ruszył w stronę schodów.
- Liam puść mnie
- Harry! Zajmij się jedzeniem! - krzyknął z piętra na co dostał głośne potwierdzenie. Liam wszedł do mojego pokoju i ułożył mnie na łóżku. Zaświecił lampę w rogu pokoju i ozdobne światełka na komodzie.
- Nie ruszaj się za raz wracam. - powiedział z uśmiechem i wyszedł z pokoju. Co on wyprawia? Ale może i ma rację. Od rana nic nie jadłam i jestem strasznie zmęczona. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

- Głupi jesteś!
- I tak mnie kochasz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Też cię kocham. - odpowiedział z uśmiechem. - Skoro tak mówisz to spojrz w górę - uniosłam głowę do góry, ale zamiast ujrzeć celu obraz się rozmazał a ja pod wpływem głośnego hałasu otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Przetarłam dłonią oczy i spojrzałam na zegar. 17:10. Liam miał rację, potrzebowałam odpoczynku. Nagle usłyszałam kolejny hałas po nim kilka konkretnych wiązanek przekleństw wychodzących z ust kilku osób. To nie świadczy niczego dobrego. Wybiegłam z pokoju jak popażona i zbiegłam do salonu. W jednej chwili tego pożałowałam. Na środku pomieszczenia stała, a raczej leżała choinka a dookoła niej porozbijane bombki i rozbite światełka. Girlanda była w połowie zerwana, a o stroiku nie wspominam. Dookoła drzewka stali Zayn, Louis i Niall których właśnie opieprzał Liam.
- Co tu się stało? - zapytałam nie kryjąc zdenerwowania.
- (TI) - odparł zdenerwowany Liam. Spojrzałam na zbite ozdoby, a oczy zaszły mi łzami. To wszystko miało być takie cudowne. Jakby tego było mało poczułam unoszący się z kuchni smród spalenizny. Popędziłam do kuchni a za mną chłopcy, którzy na chwilę umilkli. W kuchni znajdował się Harry który właśnie otwierał na oścież każde okno. Na kuchence stał przypalony garnek, a na ziemi rozlane zupa. Jakby tego było mało z piekarnika unosił się dym. Podbiegłam i otworzyłam drzwiczki, kaszląc przez duszący zapach. Szybko założyłam rękawice i wyciągnęłam na blat naczynia. Spalona ryba, a obok niej dwa ciasta rozbiły mnie całkowicie. Nie chciałam nic mówić, a raczej nie mogłam. Wszystko miało być takie piękne, a wyszło jak zwykle. Czyli do dupy. Nie chciałam ranić chłopców, więc wybiegłam na oszklony balkon znajdujący się na piętrze. To moja wina, to ja pozwoliłam Liam'owi na to, żeby mnie zaniósł do sypialni. To wszystko przeze mnie.
Usiadłam na kanapie owijając się ciasno kocem. Położyłam głowę na kolanach i zaczęłam nucić tekst piosenki Last Christmas. Niekontrolowałam łez spływających po policzkach. Zawsze wszystko musi się psuć. Przeze mnie.
Nie wiem ile tu siedziałam, ale chyba długo gdyż na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy.
- (TI) - usłyszałam za sobą ten delikatny głos, jednak nie odwróciłam głowy. Nie chcę aby widział mnie w takim stanie. - Proszę nie płacz. To wszystko moja wina. - powiedział siadając obok mnie. Objął mnie ramieniem, ja niekontrolowane wtuliłam się w jego tors jednocześnie okrywając go kocem. - Mogłem dopilnować wszystkiego, ale wiesz jacy są chłopcy. - powiedział przyciągając mnie bardziej do siebie. Kiedyś pomyślałabym, że taka sytuacja nigdy się nie zdarzy, a jednak. Mam nadzieję, że to nie za sprawą Harry'ego.
- To moja wina, przepraszam. - zaczęłam szeptem - Mogłam się bardziej postarać.
- Hej Mała. Nie wygaduj głupot. Od tygodnia wszytko przygotowujesz. To nie twoja wina, tylko tych niedorozwojów.
- Nie mów tak. - zaśmiałam się cicho na określenie nadane chłopakom przez Liam'a.
- Mam dla ciebie niespodziankę. Ale najpierw musimy iść do ciebie do pokoju. - powiedział i nie czekając na moją odpowiedź wziął mnie na ręce i ponownie ruszył do mojej sypialni. Postawił mnie na środku pokoju i wskazał na łóżko.
- Masz 10 minut. - powiedział z uśmiechem i wyszedł. Podeszłam bliżej łóżka. Leżała na nim śliczna czerwona sukienka z rozkloszowanym dołem przed kolano. Obok łóżka leżały czarne szpilki. Pobiegłam do łazienki gdzie wzięłam ekspresowy prysznic i przebrałam się w przygotowane ubrania. Szybko zrobiłam makijaż, który dopełniłam czerwoną szminką, a lekko kręcone włosy jedynie przeczesałam dłonią. Użyłam perfum i po założeniu szpilek wyszłam z pokoju. Przed drzwiami stał Liam ubrany w czarny garnitur z pasującym krawatem.
- Liam o co chodzi z tym wszystkim? - zapytałam nie rozumiejąc sensu tego wszystkiego.
- Cichutko piękna. - powiedział i wystawił swoje ramię wskazując abym je złapała. Razem zeszliśmy na parter gdzie doznałam szoku. Wszytko wyglądało tak jak przed tym nieszczęściem. Przystrojona choinka stała w rogu salonu, a na kominku wisiała girlanda. Duży stół był nakryty.
- Liam, co to ma znaczyć? - zapytałam nadal niczego nie rozumiejąc.
- Przepraszamy za to wszytko. Tak się napracowałaś a my przez głupotę to zepsuliśmy. - usłyszałam głos Louis'a i ujrzałam całą czwórkę w garniturach wchodzących do salonu.
- Mamy nadzieję, że się podoba i niespodzianka się udała. - powiedział Niall. Czyli... Że...
- Wy to przygotowaliście ? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Wszystko dla ciebie. - usłyszałam przy uchu. Odwróciłam głowę i moje spojrzenie spotkało się z jego. Czułam jak jego brązowe tęczówki chcą zaglądnąć do środka mnie.
- Już dawno chciałem ci to powiedzieć. - jego głos spoważniał. Lekko się zaniepokoiłam. Już chciałam coś powiedzieć, jednak Li dał mi znak, żebym była cicho.
- Podobasz mi się od dłuższego czasu i trudno mi to przyznać, ale zakochałem się na amen. Wiem, że ja też nie jestem tobie obojętny. - powiedział patrząc mi w oczy. Jego dłoń dotknęła mojej, przez co splótł nasze palce. Czekajcie, wolniej. Podobam mu się? A on wie, że się w nim zakochałam. Harry!!!!
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał nie stąd ni z owąd. Przełknęłam ślinę. Tyle czasu na to czekałam i akurat w tym momencie musiał mi stanąć głos.
- Tak - odpowiedziałam z uśmiechem, który w dużo szerszy sposób odwzajemnił Payne.
- Kochanie - usłyszałam i skierowałam swój wzrok w górę. Harry stał obok nas i trzymał nad naszymi głowami gałązkę jemioły. Zaczerwieniłam się.
- Dalej no! - dopingowali nas chłopcy stający za nami. Liam posłał mi szeroki uśmiech a po chwili jego miękkie usta połączyły się z moimi. Chłopcy nie oszczędzili sobie oklasków i dopingu. Stwierdzam, że usta moje i Liam'a idealnie ze sobą współpracują. Są jak dwa brakujące puzzle w układance. Kiedy zabrakło nam powietrza odsunęliśmy się od siebie, a moje ciało szybko przyległo do torsu chłopaka. Objęłam go ramionami w talii, co odwzajemnił chowając twarz w moich włosach. Odwróciłam głowę w prawo tak, że mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Harry'ego.
- Dziękuję - wyszeptałam prawie nie słyszalnie i zaciągnęłam się zapachem perfum Liam'a.

,, Na zawsze i na wieczność"







CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS

* W Wielkiej Brytanii nie ma wigili. Chętnych zachęcam do poczytania o ich świętowaniu Bożego Narodzenia


LiwiaLila

sobota, 24 grudnia 2016

48. Świąteczny imagin z Louis'em


CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS


- Jak mogłaś?!
- O co ci chodzi?
- Zdradziłaś mnie!
- Co?! Nie zrobiłam tego!
- Oczywiście, że tak. Widziałem jak się przymilałaś do tego całego Mike'a!
- Co ty pieprzysz?! Mike to mój kolega z pracy, on ma narzeczoną idioto! Nie zdradziłam cię!
- Sorry baby, ale wiem swoje. Wiem, że mnie zdradziłaś. I wiem też, że to najlepszy moment na powiedzenie sobie forever goodbye ! Nie zamierzam być w związku z dziwką! - krzyknął, a duża, masywna dłoń odbiła czerwony ślad na moim policzku. Złapałam się za bolącą część twarzy i spojrzałam na chłopaka. Gdyby mój wzrok mógł zabijać, leżałby już martwy.
- Nie zdradziłam cię w odróżnieniu do twojej osoby. Myślisz, że nie wiem? Sofie, Samantha, Rachel, Monica, Caroline, Susan, Angelika. Mam wyliczać dalej?! - krzyczałam. Nie zdziwię się jeżeli odbiorę telefon od sąsiadów z zapytaniem co się tutaj dzieje.
- Nie odwracając kota ogonem. Ja jestem facetem, a ty na zawsze będziesz dziwką. Nara - powiedział z głosem pełnym jadu i wyszedł trzaskając drzwiami. Po moich policzkach spłynęły łzy. Podeszłam do drzwi i je uchyliłam. Odjeżdżał z podjazdu swoim najnowszym modelem BMW kiedy ja jeździłam starym Volvo. Zawsze powtarzał, że kobiety nie powinny dostawać prawa jazdy. Nigdy nie mogłam prowadzić jego samochodu. Ale go kochałam. Nigdy nie był taki, jak inni mężczyźni. Oni byli troskliwie, kochający, opiekuńczy. A on był oschły, władczy i egoistyczny. Ale go kochałam. Zdradził mnie tyle razy, że nie dało by się tego zliczyć na wszystkich palcach ludzkich kończyn. Mimo to kochałam go. I to był błąd. Pokochałam niewłaściwego. Uderzyłam pięścią w drzwi i zjechałam po ich wewnętrznej części. Nie oszczędzałam łez. Bo po co?


Nie wiem ile tak przesiedziałam. Minutę, pięć, trzydzieści, godzinę, a może dwie. Nie było to dla mnie ważne. Tak samo jak ślad na policzku. Przetarłam dłońmi mokre poliki i z trudem podniosłam się z podłogi. Szurając stopami po panelach udało mi się dojść do kuchni. Z szafki wyciągnęłam szklankę i napełniłam ją wodą. Kto by pomyślał, że woda może dać takie ukojenie i spokój. Ze szklanką w dłoni usiadłam przy wysepce kuchennej. Mój wzrok przykuł mały kalendarz stojący na mikrofalówce. 24 grudnia.
 Jutro uroczyste wieczerzę z rodziną i przyjaciółmi, a ja rozstałam się z chłopakiem. Mama gdzieś na polskim cmentarzu, a tata. Cholera wie gdzie. Karaiby, Dubaj, Madryt, Nowy Jork. Nie wiem i nie chce wiedzieć. Ja nie mam ojca. Nie miałam, nie mam i nie będę mieć. Przyjaciółka w Szkocji z rodziną. Chciała żebym pojechała z nią. Nie przystałam na propozycję, wtedy miałam spędzić święta z nim. A teraz ? Teraz jest wielkie nic. Sama pośród czterech ścian. To będą moje pierwsze święta w tym domu. Miał być naszym domem. Ale nie, zawsze muszę mieć pod górkę. Boże, co ja ci takiego zrobiłam?
Pod wpływem emocji rozpłakałam się ponownie i rzuciłam szklanką, która rozpadła się na małe kawałki. Jestem taka bezsilna. To wszystko przez jedną osobę. Jeden wybór. Jedno zwykłe tak. A jednak niezwykłe, skoro śmiało zmienić życie pewnej 20-latki.


Pozbierałam szkło z kafelek. Nieudolnie, gdyż pokaleczyłam sobie dłonie. Ale po co mają być piękne, zadbane? Nikt ich nie będzie podziwiał, nikt ich nie będzie dotykał, nikt ich nie będzie całował. Będą służyły jedynie do wykonywania codziennych czynności i wycierania spływających po policzkach łez.
Mimo mojego stwierdzenia, przeraziłam się ilością krwi, której nie mogłam zatamować. Pobiegłam do łazienki, gdzie ostatecznie zmuszona byłam oprzeć rany. Z zabandażowaną dłonią wyszłam z łazienki i rzuciłam się na wielkie łóżko w nasze, to znaczy mojej sypialni. Ignorując dzwoniący telefon schowałam głowę pod poduszki gdzie znalazłam ukojenie i sen.


Promienie wpadające do pokoju skutecznie mnie obudził. Podniosłam się do półleżącej pozycji i przetarłam oczy. Ziewnęłam i odważyłam się spojrzeć na przeklęty przedmiot, zwany potocznie komórką. Odblokowałam ekran. 0 wiadomości. Nic dziwnego. Spojrzałam na zegarek. 7:10, spać.....
Przymknęłam oczy i zasnęłam. Obudziłam się dwie godziny później. Leniwie wyszłam z łóżka i lekko potykając się o swoje nogi doszłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie, po czym wskoczyłam pod prysznic. Letnia woda i zapach lawendowego płynu skutecznie mnie obudziły. Umyta, wyszłam z kabiny i stojąc na białym dywaniku okryłam się ręcznikiem. Odwróciłam się o 180 stopni i ujrzałam swoje odbicie w lustrze. Patrzyłam na swoje odbicie jak na kogoś całkiem innego. Przyglądałam się swoim ruchom odbijanym w szkle, chcąc doszukać się różnicy w obrazie w lustrze. Kogo ja reprezentuje? Nikogo, a raczej dziewczynę której nic w życiu nie wychodzi. Przymknęłam oczy i wzięłam kilka głębokich wdechów. Wyszłam z łazienki i udałam się do sypialni. Z komody wyjęłam kąplet białej bielizny, który szybko okrył moje ciało. Następnie podeszłam do dużej szafy. Moje ubrania były jeszcze poukładane po jednej stronie mebla. Drugą zajmowały jego rzeczy.
Z najwyższej półki zdjęłam biały top oraz czarne rurki, a z wieszaka zdjęłam kremowy sweterek. Ubrałam się i postanowiłam zrobić delikatny makijaż.
Włosy spięłam w koka i udałam się do kuchni. Otworzyłam lodówkę i jedyne co ujrzałam to kawałek sera żółtego i puste opakowanie po jogurcie. Super! Zdenerwowana pobiegłam do sypialni. Zabrałam telefon i portfel po czym ubrałam ukochane trapery i kurtkę. Szyję opatuliłam szalikiem i po zgarnięciu kluczy z komody wyszłam z domu. Wpadłam do sterego Volvo i ruszyłam w stronę centrum. Mam nadzieję, że coś będzie otwarte. Pojechałam pod niewielką galerię i zaparkowałam jak najbliżej wejścia. Szybko znalazłam się w budynku i w jednej chwili tego pożałowałam. Otaczały mnie szczęśliwe rodziny i staruszkowie szukający brakujących elementów upominków, zabiegana młodzież i zakochane pary. Było ich mnóstwo, na każdym kroku, w każdym sklepie. A do tego z głośników leciała świąteczna muzyka, która dobijała mnie dzisiaj. Próbując nie zwracać na to uwagi szybko udałam się w stronę Tesco znajdującego się w podziemiu galerii. Zgarnęłam koszyk i wpadłam w wir zakupów. Przechodząc obok działu kosmetycznego, w pewnej chwili chciałam sięgnąć po wodę po goleniu. Jednak szybko dotarło do mnie, że nie mam jej dla kogo kupować. Nie ukrywam, po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Dzień przed świętami, jak on mógł?! Jeszcze wmawiał mi zdradę. Skurwiel nie człowiek. W ciągu 10 minut nadrobiłam stracony na wspominki czas i po chwili stałam w długiej kolejce do kas. Akurat stałam za dwójką młodych ludzi. Wysoki szatyn obejmował w talii nie wiele niższą od niego blondynkę i szeptał jej coś do ucha, czym wywoływał u niej śmiech. I pomyśleć, że mogliśmy to być my. Po policzku po raz kolejny spłynęła mi łza.


-Jak ja wytrzymałam w tym sklepie?- Zastanawiałam się układając zakupione produkty w kuchni. Spojrzałam na zegarek w telefonie. 13:40 25 grudnia. Zajebiście, nawet zegar mnie dobija. Z racji długiego pobytu w sklepie nie jadłam śniadania, a mocno zgłodniałam postanowiłam przygotować obiad. I tak nie jem wieczerzy, więc to niczemu nie przeszkadza.
Do gotującej się w garnku wody wrzuciłam makaron, a w osobnym garnku przygotowałam sos serowy.  Po kilku minutach mój skromny obiadek był gotowy. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam dwa talerze. Na cholerę dwa?! Dalej o nim pamiętasz- odzywał się ten okropny głos w mojej głowie. Szybko schowałam naczynie, a drugie napełniłam ulubionym daniem. Zabrałam talerz i usiadłam na kanapie , uprzednio włączając telewizor. Kevin, Kevin, Last minute, Kevin, Jack Frost, Kevin. Ja pierdziele, nic normalnego! Są święta idiotko. Jakbym zapomniała. Włączyłam urządzenie i ze smętną miną dokończyłam posiłek.


Było kilka minut po 20. Siedziałam w sypialni i spoglądałam w niebo przez okno. Pierwsza gwiazdka. I pomyśleć, że wczoraj wspomnienie o niej dawało mi radość. Okryłam się mocniej kocem i oparłam głowę o ścianę. W domach naprzeciwko paliły się światła na parterach, a przed domami stało dużo samochodów. Same budynki były bardzo ozdobione. My mieliśmy to robić dzisiaj rano. Niestety sprawy nie potoczyły się pomyślnie, w konsekwencji czego wygląd mojego domu może sprawiać wrażenie, że mieszka tu osoba niewierząca. Wręcz przeciwnie. Mieszka tu ktoś wierzący, lecz bardzo skrzywdzony przed drugiego człowieka. Przymknęłam oczy i pozwoliłam łzą swobodnie spływać po policzkach, by następnie moczyć koc.

Nie mogąc dłużej wytrzymać założyłam szybko trapery i kurtkę po czym wyszłam z domu. Moim celem było nic innego jak park. Na dworze było już ciemno, a źródłami światła były pojedyncze latarnie, światła sklepowych wystawach i blaski pochodzące z okien domów. Okryłam się mocniej szalem i pociągnęłam kilka razy. Tylko nie płacz. Weszłam właśnie do parku. Z naprzeciwka szła trzyosobowa rodzina. Rodzice z synkiem. Wszyscy radośni śpiewali "Merry Christmas Everyone". Dziękuję, ale się nie przyda. Roześmiani minęli mnie i podążyli w stronę bramy parku. Ja ze spuszczoną głową udałam się w głąb terenu. Miałam właśnie jeden z domów, który sąsiadował z parkiem. W oknie na parterze można było zobaczyć ludzi, składających się życzenia i śpiewających kolędy. Usiadłam na ławce i po prostu się złamałam. Pierwsze święta spędzonej samotnie, jeszcze wczoraj miałam plany na dzisiejszy dzień. A teraz? Teraz chciałabym umrzeć.

Siedziałam w parku i zamiast radować się i śpiewać Silent Night śpiewałam Give me love.



Give a little time to me or burn this out
We'll play hide and seek to turn this around
And all I want is the tase that your lips allow 
My, my, my, my oh give me love
My, my, my, my oh give me love
My, my, my, my oh give me love


Nie kontrolowałam już łez spływających po policzkach. Zapewne w połączeniu z kosmetykami wyglądałam teraz jak potwór. To pewne. Ale i tak nikt mnie nie zobaczy. Pociągnęłam nogi pod brodę i objęłam je rękoma, a głowę ułożyłam na nich aby było mi choć trochę wygodnie.

-Przepraszam - zadrżałam pod wpływem nieznajomego głosu. Uniosłam głowę do góry i ujrzałam wysokiego bruneta z włosami ułożonymi w nieładzie ubranego w dopasowany płaszcz. Musiał kosztować fortunę. Muszę dodać, że był nieziemsko przystojny. Chłopak, nie płaszcz.
-Tak? - odezwałam się po chwili.
- Wybacz, że będę ciekawski. Ale co tu robisz sama w święta? - zapytał siadając obok mnie. Boże jaki on ma profil.
- Siedzę. A ty?
- Byłem w sklepie dokupić soku. Ale dlaczego nie jesteś w domu z rodziną?
- Nie mam rodziny. Moja mama nie żyje, ojciec gdzieś szlaja się po świecie a wczoraj rzucił mnie chłopak. - powiedziałam na jednym wdechu. O Boże, powiedziałam mu to i pewnie będzie chciał mi pomóc. - Muszę iść. - rzuciłam szybko i wstałam z ławki. Coś jednak pociągnęło mnie ponownie na ławkę.
- Proszę nie idź. Jestem Louis. Chodź, spędzisz wieczór z moją rodziną. Będą bardzo szczęśliwi. - zaskoczył mnie. Jego niebieskie tęczówki przenikały do mojego serca powoli je roztapiając.
- (TI). Louis ja nie mogę. Wybacz.
- Proszę - wręcz błagał. I co ja mam zrobić?
- Jesteś pewny, że twoi rodzice nie będą mieć nic przeciwko nieproszonemu gościowi?
- Ucieszą się. Chodź. Opowiem ci o nich po drodze. - powiedział z szeroki uśmiechem i pomógł mi wstać z ławki. Kiedy stanęłam obok niego chłopak wydawał się jeszcze większy. Sięgałam mu ledwo do ramienia. Louis posłał mi szczery i szeroki uśmiech po czym chwycił delikatnie za dłoń i nie zapominając o zakupionym przedmiocie ruszył w stronę parkingu.


- Jesteś pewien, że twoi rodzice się zgodzą? Nie chcę być problemem. - mówiłam, próbując wywiązać się z krępującej sytuacji. Bo jak inaczej można nazwać to, że właśnie miałam spędzić świąteczny wieczór z poznanym godzinę temu chłopakiem i jego rodzinom.
- Jestem tego pewny. Z resztą napisałem im już sms'a. Nie mogą się doczekać, więc nie zaprzątają sobie tym swojej pięknej główki. - powiedział rozbawiony i pocałował mnie w czoło. Lousi popchnął drzwi do przodu i wpuścił mnie do środka jako pierwszą. Już po wyglądzie holu i unoszącego się zapachu wiedziałam, że to dom w którym żyje bardzo zgrana, szczęśliwa i patrząc na zdjęcia - duża rodzina. Święta w takim towarzystwie na pewno są cudowne. Z resztą, sama nie wiem jak wyglądają naprawdę takie święta, sama spędziłam takie tylko kilka razy w ciągu 20 lat. Zdjęłam obuwie oraz kurtkę i podałam Louis'owi, który zawiesił ją na wieszaku.
- Tutaj kochanie. - szepnął do mojego ucha, delikatnie go przy tym muskając i wskazując dłonią na ciemną futrynę w białej ścianie. Gest Lou mnie zszokował ale i zaskoczył. Miło zaskoczył. Znamy się dopiero od godziny, ale czuję jakbym znała go od lat. A dodatkowo jest cholernie przystojny. Dziewczyno jeszcze 60 minut temu byłaś załamana. A teraz co?
A teraz jest Lou...

Weszliśmy do jadalni połączonej z kuchnią. Przy dużym stole siedziała uśmiechnięta kobieta a obok niej mężczyzna. Pozostałe miejsca były zajęte przez dziewczyny w różnym wieku.
- Mamo, tato, moje niewdzięczne siostry - zaczął, czym wywołał oburzenie wśród dziewcząt. Dużo ma tych sióstr - To jest (TI).
- Dobry wieczór. Przepraszam, za moją obecność ale Louis się uparł i nie chciał mnie zostawić. - powiedziałam, a stojący u mego boku chłopak wypiął dumnie pierś i uśmiechał się szeroko.
- Witaj skarbie. Nie przepraszaj, dla nas to przyjemność, że będziesz tutaj z nami zwłaszcza, że miałaś spędzić święta samotnie - mówiła uśmiechnięta brunetka, jego mama. Spojrzałam pytająco na chłopaka, ale ten przyłożył palec do ust przekazując mi żebym o nic nie pytała go. - Jestem Johannah a to mój mąż Da
- Mów mi Dan - przerwał jej mężczyzna, za co został oskarżony wzrokiem przez małżonkę, czym wywołała śmiech wśród dwóch identycznych dziewczynek. Bliźniaczki ? Jak oni je rozróżniają?
- Więc wracając do poprzedniej myśli. To jest Dan i proszę mów nam po imieniu. - uśmiechnęła się - Bardzo cieszymy się, że nami jesteś. Siadaj obok Louis'a. - mówiła szybko z ciągłym uśmiechem na twarzy. Chyba naprawdę cieszyła się z mojej obecności. Nagle przerwał jej "kaszel" najstarszej, jak mi się wydaje z dziewcząt.
- Na śmierć zapomniałam. Kochana , to nasze córki. Po kolei, Lottie, Félicité i gwiazdki naszej rodzinki Daisy i Phoebe. - dokończyła wskazując na każdą z córek. Louis mówił mi, że nie są to córki jego mamy i Dan'a, ale byłego partnera jego mamy.
Uśmiechnięta usiadłam z Lou przy stole i od razu zostałam zaatakowana przez jego siostry, które konieczne chciały wiedzieć co takiego zrobiłam, że moje włosy są takie długie i gęste, czy to jakim cudem mam tak idealnie pomalowane paznokcie.

- Jeszcze raz bardzo ci dziękuję. - mówiłam stojąc w holu przed Lou.
- To ja dziękuję tobie. - mówił poprawiając mój szalik. - Spotkamy się jeszcze kiedyś?
- A dałeś mi swój numer?
- To raczej dziewczyna powinna dać numer chłopakowi.
- Jestem oryginalna. - powiedziałam z uśmiechem i chwyciłam w dłoń jego telefon. Szybko napisałam swój numer i oddałam mu iPhone.
- Przyjdziesz do nas jutro? - zapytał tuląc mnie do siebie.
- Nie chcę nadużywać waszej gościnności. - mówiłam z uśmiechem.
- Przepraszam kochani, że przerywamy ale chciałam cię zaprosić na jutro na obiad i kolację do nas. Dziewczynki cię pokochały. - mówiła do mnie radośnie Johannah. - chyba nie tylko one. - dokończyła spoglądając na szczerzącego się syna. Zaśmiałam się cicho, po czym podziękowałam za zaproszenie i chciałam już wychodzić. - Odwiozę cię. - krzyknął Lousi zarzucając na siebie kurtkę i łapiąc rzucone przez rodzicielkę kluczyki wyszedł ze mną z domu.

Dwa tygodnie później 


- Lou ja jeszcze raz bardzo dziękuję. Gdyby nie to byłby to najgorsze święta ma świecie. - powiedziałam z uśmiechem.
- No nie wiem. Kevin zgubił się w Nowym Jorku. - zaśmiałam się. Ach ten Lou. Mój wzrok utkwił na jego malinowych ustach. Ciekawe jak smakują?
- Muszę iść. - zaczęłam otwierać drzwi, gdy Louis przyciągnął mnie do siebie.
- (TI) ja wiem, znamy się dwa tygodnie ale.... sama mówiłaś, że jesteś oryginalna więc mam pytanie. Zostałabyś moją dziewczyną? - zapytał nerwowo bawiąc się palcami. O mój Boże!
- Lou - zaczęłam przez co chłopak uniósł głowę a ja szybko wpiłam się w jego usta, kładąc dłonie na jego rozgrzanych policzkach. Nasze usta były jak dwa puzzle brakującej układanki. Razem tworzyły całość. Kiedy zaczęło brakować nam powietrza niechętnie odsunęliśmy się od siebie.
- Tak głuptasie. Zostanę twoją dziewczyną. - powiedziałam chichocząc. Lou nie mogąc powstrzymać się rzucił się na mnie z przytulasem. Uśmiechnięta opuściłam pojazd i podeszłam do szyby od strony Lou. Zapukałam w szkło.
- Przyjdę. Do jutra. - rzuciłam i pocałowałam go krótko po czym ruszyłam do drzwi swojego domu. Przekraczając próg odwróciłam się w stronę samochodu stojącego przy chodniku i pomachałam chłopakowi. Zamknęłam drzwi i zdjęłam obuwie i kurtkę oraz szalik. Nie mając na nic siły udałam się do swojej sypialni. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam w poduszkę. Jeszcze dwa tygodnie temu byłam wrakiem człowieka, a teraz jestem szczęśliwą dziewczyną z cudownym chłopakiem u boku. Najwyraźniej mój były nie był tym jedynym. Może i był jedynym, ale jedynym który mnie skrzywdził. Teraz jest Lou. Louis z którym planuje spędzić przyszłość. I każde święta.




*****************************
Dzisiaj 24 grudnia. Z tejże okazji ja i Zuza chciałybyśmy złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia, dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, świąt spędzonych w rodzinnym gronie, dużo śniegu i imaginów. Nie można zapomnieć o marchewkach. Tak więc wszystkiego najlepszego i Merry Christmas Everyone!



LiwiaLila

Urodziny Louis'a!

Hejo

Dzisiaj 24 grudnia czyli urodziny naszego Tommo.  Lou ma już 25 lat! Ale te lata lecą.

Louis urodził się w brytyjskim Doncaster. Jest synem ś.p. Johannah Poulston i Troy'a Austin'a ( jak nie wiecie skąd nazwisko Tomlinson zapraszam do Wikipedii).
Ma już synka Freddie'ego, który swoją drogą jest wielkim słodziakiem. Nie można zapomnieć o cudownej dziewczynie, którą została Danielle Campbell.

Czego więc można życzyć takiemu "staremu" przystojniakowi ?

  • Szczęścia i dużo miłości w związku 
  • Radości i dużo czasu spędzonego z synem
  • Siły, bo z pewnością się przyda 
  • Powodzenia w karierze muzycznej 
  • Przyjazdu do Polski
  • Co z tego, że wyrosłeś ale z sentymentu dużo Kevin'ów
  • I dużo marchewek 

Sto lat Tommo ! 💜























LiwiaLila 

piątek, 23 grudnia 2016

47. Świąteczny imagin z Niall'em

-Białe czy kolorowe? A może tamte niebieskie. Chociaż nie, nie będzie ich widać. Wcześniej leżały takie biało - czerwone. Ale to znowu nie będzie pasować. - od dobrych 20 minut biłam się ze swoim myślami. A dotyczyły zakupu lampek na choinkę. Dzisija 24 grudnia. Grunt to ogarnięcie kiedy są święta. Te lempki to czysty spontan. Wszytko jest już gotowe, jednak mając w domu kota trzeba być przygotowanym na wszystko. My nie byliśmy i tym o to sposobem stoję właśnie i wybieram odpowiednie kąplety. Moje rozmyślania przerwały głośne rozmowy, donośny śmiech, a po chwili poczułam jak moje ciało spada w tył, a moja głowa spotyka się z drewnianą paletą uprzednio zrzucając z niej asortyment.
- Jeju, najmocniej cię przepraszam. Nie chciałem na ciebie wpaść. Nic ci nie jest ? - słyszałam gdzieś nad uchem. Otworzyłam ostrożnie oczy i złapałam się za głowę. Będzie pamiątka. Zatrzepotałam powiekami kilka razy, a obraz się wyostrzył. Ujrzałam nad sobą zmartwioną twarz blondyna, za którym stała czwórka innych chłopaków. Ale wróćmy do blondyna. Niebieskie jak ocean oczy, usta które prosiły się o namiętne pocałunki i głos, który sprawiał, że miałam na ciele ciarki. Anioł! A może to sam Bóg?
- Wszystko jest okey. Nic się nie stało. - powiedziałam, dziwiąc się, że udało mi się złożyć jakieś zdania. Chłopak wciągnął w moją stronę swoje dłonie, które z chęcią złapałam. Mimo wysokich obcasów ukochanych botków udało mi się stanąć obok nieznajomego. Spojrzałam na lewo. A więc już wiem w co wpadłam. Lampki świąteczne. Wszyscy się na mnie patrzą. Jaka kompromitacja.
- Nie przejmuj się. Zaraz to posprzątaj. - powiedział spokojnje wskazując na pustą już paletę. - Jeszcze raz bardzo Cię przepraszam. To przez nich. - mówił pocierając dłonią o kark, aby następnie wskazać na stojących obok chłopaków.
- Ej!- oburzył się chłopak o kręconych włosach. Kojarzę go, ale nie wiem skąd. - Trzeba było nie iść tyłem. - powiedział machając teatralnie rękoma.
- Zamknij się. - odpowiedział posyłając przyjacielowi znaczące spojrzenie. - Jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Może w ramach przeprosin pójdziesz ze mną na kawę? - zapytał lekko się rumieniąc. Stojący z boku chłopcy zaczęli chichotać. O co im chodzi, przecież to słodkie!
- Nie znam jeszcze twojego imienia. - powiedziałam równie zawstydzona z czerwienią na policzkach. Że niby on, taki przystojniak miałby iść ze mną na kawę?
- Jestem Niall. A ty?
- (TI).
- Skoro znasz już moje imię, to pójdziesz ze mną?
- Nie daj się prosić. Zgódz się! - dopingowali mnie przyjaciele blondyna. Spojrzałam na jego twarz, a dokładniej w te błękitne tęczówki. I ..... od razu zatonęłam.
- Z wielką chęcią. - odparłam, a jeden z chłopków o brązowych roztrzepanych włosach wskoczył na plecy blondyna, przez co ten wywrócił się na mnie. Ponownie uderzyłam głową w posadzkę, jednak tym razem nie mogłam się podnieść.
- Jezu. Tak bardzo cię przepraszam (TI). - mówił przejęty Niall zrzucając z pleców przyjaciela. - Louis idioto! - zwrócił się do chłopaka.
- Spokojnie, wszytko jest okey. - powiedziałam nie ukrywając rozbawienia na widok klęczącego przed blondynem szatyna błagającego o wybaczenie. Dotknęłam dłonią głowę w miejscu największego bólu. Będzie kolejna pamiątka. Ni stąd ni z owąd w moją stronę dłonie wyciągnął przystojny Mulat. Bez zastanowienia skorzystałam z pomocy i stanęłam obok niego.
- O wybaczenie błagaj (TI) - powiedział Niall do przyjaciela, który szybko odwrócił się w moją stronę.
- Tak bardzo cię przepraszam. Myślałem, że ten mięczak ma więcej siły.
- Ej ! - oburzył się blondyn.
- Spokojnie chłopcy. Jest dobrze, żyję. - powiedziałam uspokajająco i podałam Niall'owi szeroki uśmiech. - To kiedy kawa?
- Jesteś dzisiaj zajęta?
- Muszę kupić tylko światełka. - wskazałam na regał z kolorowymi opakowaniami.
- Postawie w ramach zadośćuczynienia. - oznajmił radośnie brunet winny mojemu upadkowi i nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zabrał kilka opakowań w dłonie i popędził do kasy.
- Louis zapłaci i my pójdziemy na kawę, a chłopaki wrócą do domu. - rzekł blondyn i posłał mi szeroki uśmiech ukazując rząd białych zębów.
- Tak w ogóle. Jestem Zayn. - przedstawił się stojący obok Mulat, a za raz po nim pozostali. Harry, Liam i Louis stojący przy kasie.
- Jesteś niezdarny i nieuważny. - usłyszałam za sobą, a po chwili w mojej dłoni wylądowała reklamówka z zakupionym lampkami. Chciałam oddać pieniądze ale się nie dał.
- Chodźmy (TI). Na piętrze jest świetna kawiarnia. - powiedział Niall i przejął ode mnie jakże ciężką reklamówkę, a drugą dłonią chwycił moją tłumacząc, że w tłumie mogę się zgubić. Naszemu odejściu towarzyszyły gwizdy i wołania przyjaciół Niall'a.


- Witamy w White Cloud. Prosze karty. - powiedziała uprzejmie szatynka podając nam karty i z uśmiechem odeszła do kolejnego stolika.
- Na co masz ochotę? - uniosłam wzrok z karty i spojrzałam na siedzącego naprzeciwko chłopaka. Jaki on jest perfekcyjny ...
- Zjadłabym deser lodowy.
- W zimie?!
- Jak najbardziej. - odpowiedziałam zamykając kartę i układając na obrzeżach stolika.
- Czy mogę już przyjąć zamówienie? - zapytała ponownie szatynka. Wybrałam deser lodowy. Za to Niall, hmmm....jakby to określić. Zamówienie jak dla pięciu osób. Lody, jakieś dwa ciasta, duża kawa, sałatka owocowa i muffin. Nie wierzę, że on to wszytko sam zje.


- Daj spróbować. - powiedział wąchając mój kubek z kawą.
- Masz swoją. - odparłam z rozbawieniem.
- Twoja lepsza. - powiedział i szybko złapał mój kubek. Znamy się kilka godzin, a czuję jakby to była wieczność. Niall wypił prawie całą zawartość mojego kubka, przez co musiał mieć karę. Kazałam kupić mu kakao z piankami tylko dla mnie. Po długich dyskusjach zgodził się i zostawiając mnie na ławce popędził w stronę kawiarni. Wrócił po kilku minutach niosąc dwa opakowania. Jedno z moim kakaem a drugie, sądząc po opakowaniu z kawą.
- Kakao z piankami dla pani raz. - powiedział śmiesznie się kłaniają i podał mi upragniony napój. Zaśmiałam się widząc jego niezdarny ukłon i zaciągnęłam zapachem napoju. Kocham kakao.
- A teraz zapraszam panią na spacer.
- A wie pan jak jest na dworze zimno. - odpowiedziałam marszcząc brwi.
- Proszę nie przesadzać. - odezwał się radośnie i objął mnie ramieniem. Zaskoczył mnie. Lecz jak miło.
- Mówiłam, że jest zimno. - oburzyłam się kiedy tuż po wyjściu na zewnątrz Niall zaczął przeklinać na niską temperaturę.
- Dobrze, że mam obok siebie taką gorącą kobietę która mnie rozgrzeje. - nie powiedział tego. Nie ten Niall z rumieńcem na polikach. Nie powiedział tego.
- Zamknij buzię bo połkniesz muchę.
- Muchy nie latają o tej porze roku. - odparłam nadal zszokowana. Nagle poczułam pchnięcie w przód. Wpuściłam z dłoni kubek który spadł na ziemię. Sama również bym do niego dołączyła gdyby nie silne ramiona blondyna. Podnosząc się do pionu poczułam jak ciepła ciecz ląduje ma mojej bluzce widocznej z powodu nie zapiętej kurtki. Zawyłam cicho z bólu i przymknęłam oczy.
- O Boże. Tak bardzo cię przepraszam (TI). To wszystko przez te dzieciaki. Nie patrzą na innych. - powiedział szukając nerwowo czegoś po kieszeniach. Po lewej stronie, ujrzałam w oddali trzy sylwetki jadące na deskorolkach. Mają do tego specjalne miejsca to nie. Będą jeździć po centrum miasta.
- Jeszcze raz tak bardzo cię przepraszam. - mówił zawstydzony podając mi chusteczki. Szybko je przejęłam i podjęłam próbę ratowania bluzki. Mam nadzieję, że mojej skórze nic się nie stanie. Inaczej znajdę i zabiję tych guwniarzy.
- Pojedziemy do mnie. Zobaczymy czy przypadkiem nie popażyło ci ciała. - powiedział i delikatnie mnie objął. Ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie znajdował się samochód chłopaka. Miejsce 152 C i piękny, czarny Range Rover. Moje wymarzone autko. Jak na razie wystarczyć musi mi autobus lub metro. Z pomocą chłopaka zajęłam miejsce obok kierowcy i wygodnie się rozłożyłam gdy on zajmował miejsce obok mnie.

- To twój dom ? - zapytałam widząc dużą, białą willę.
- Mieszkam tu razem z chłopakami. - wytłumaczył sprawnie parkując już na terenie posiadłości. Wyłączył samochód i wyszedł jako pierwszy. Szybko znalazł się przy moich drzwiach i pomógł mi wyjść. Podziękowałam szerokim uśmiechem i trzymając się za ręce ruszyliśmy do domu.


- Chłopcy są w jakimś klubie. Prędko nie wrócą. - powiedział zginając żółtą karteczkę, która szybko znalazła się w koszu. - Chodźmy do łazienki. - powiedział i złapał mnie za dłoń. Wyszliśmy po wysokich schodach i weszliśmy do jego pokoju. Szare ściany idealnie współgrały z nowoczesnymi meblami. W oczy rzuciła mi się duża pufa w rogu pomieszczenia. Już ją kocham.
- Chodźmy do łazienki. - Niall zaciągnął mnie do pomieszczenia utrzymanego w białych i brązowych kolorach. - Poszukam jakiejś czystej koszulki dla ciebie, a ty zdejmij brudną bluzkę. - rzucił rumieniąc się i wyszedł. Raz jest nieśmiały, a raz szokuje otwartością i bezczelnością. Podoba mi się. Wiem, jestem dziwna...
Zdjęłam bluzkę i stanęłam przodem do lustra. Na dekolcie pojawiło się kilka zaczerwień, ale nic poza tym. Ja to mam szczęście.
- I jak? - wybudził mnie głos wchodzącego blondyna.
- Nie nauczyli cię pukać? - zapytałam przykładając bluzkę do piersi.
- Jestem u siebie. - odparł i z miną zwycięzcy podszedł do mnie. - Pokaż co tam masz. - odsunął kawałek bluzki. Na szczęście nie był nachalny i zboczony i zakrył biust. Przyjrzał się śladom i podszedł do stojącej obok wanny komody. Pogrzebał w szufladach i zadowolony odwrócił się w moją stronę.
- To maść na oparzenia. Posmaruj nią dekolt, a tu masz koszulkę i bluzę. Mam nadzieję, że będzie ci w nich ciepło. Jak będziesz gotowa zejdź na dół. - powiedział z uśmiechem i opuścił łazienkę. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że moja mama nic nie wie o wizycie u Niall'a. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer. Po chwili usłyszałam głos rodzicielki. Kazała mi się nie martwić i powiedziała z rozbawieniem z żebym wróciła przed uroczystym obiadem. Kocham ją, jest bardzo pozytywną osobą. Włożyłam telefon do kieszeni spodni i rozłożyłam równo ułożone ubrania. Czarna koszulka z białym nadrukiem trójkątów i szara bluza ocieplona "misiem". Nałożyłam maść i szybko założyłam ubrania, po czym przeczesałam włosy dłonią. Wyglądam jak siedem nieszczęść. Zabrałam w dłonie bluzkę i udałam się na parter. Przysięgam, że w tym domu można się zgubić. Jest jak wielką twierdza.


- Titanic?
- Nie, tylko nie to!
- Dlaczego?
- Każda dziewczyna na tym płacze.
- Ja nie.
- Już to widzę.
- No. Nie wierzysz mi?
- Wierzę.
- Widzę właśnie.
- Daj ciumka.
- Co?- odparłam zaskoczona nim poczułam miękkie usta na swoich.



DOKŁADNIE 3 LATA PÓŹNIEJ


- Widzisz Lux jakim wujek Niall jest niezdarą.
- Że ciocia cię chciała.- odparła dziewczynka wykrzywiając twarz.
- Najwidoczniej chciała. - usłyszałam głos narzeczonego, a po chwili poczułam jego usta na policzku.
- Zobacz Lux, wujek Niall nadal jest niezdarą. Przez niego ciocia (TI) będzie mieć dzidziusia. - powiedział Harry za co zgromiłam go wraz z Niall'em wzrokiem. Śmieje się głupek.
- Ciociu, gdzie jest dzidziuś? - zapytała blondynka rozglądają się dookoła.
- Tutaj. - wskazałam na swój lekko powiększony brzuszek.
- Zjadłaś go ? - zapytała prawie wykrzykując.
- Nie, nie zjadłam. - odparłam ledwo powstrzymując śmiech , podobnie jak pozostali.
- To jak on się tam znalazł? - już miałam coś powiedzieć kiedy wtrącił się Harry.
- Wujek Niall włożył cioci ( TI) do...
- Zamknij się Styles! - krzyknęłam rzucając w niego poduszką. On nie ma hamulców. Idiota.
- Co włożył i gdzie ? - dopytywała dziewczynka, którą zaciekawił temat poruszony porz jej świetnego wujka.
- Dowiesz się w przyszłości. Na razie chodź. Zobaczymy co z tymi pierniczkami. - wtrącił się Liam, któremu mało brakowało do posikania się ze śmiechu. Zabrał na ręce blondynkę i ruszył do kuchni gdzie królowała Louise.
- Chyba powyrywam ci te kudły! - rzuciłam Harry'emu mordercze spojrzenie, na co ten schował się za Louis'em, którego bardziej interesował mecz charytatywny nadawany w telewizji niż czochradło Styles'a.
- Twoja narzeczona ma humorki. Weź jej coś zrób! - krzyknął Harry wybiegając z salonu do kuchni. On już się nigdy nie zmieni. Bezsilnie ułożyłam głowę na ramieniu Niall'a i wtuliłam się w jego tors.
- Kochanie - zaczął
- Tak?
- Chodź ze mną. - powiedział i pomógł mi wstać. To dopiero 4 miesiąc, a ja już nie mam siły. Prawie codzienne wymioty mnie wykańczają. A przede mną jeszcze 5 miesięcy.
Niall zaprowadził mnie do naszej sypialni gdzie panował iście świąteczny klimat. Podeszłam do okna skąd miałam świetny widok na ośnieżony Londyn, co należy do rzadkości. Blondyn podszedł do mnie i przytulił się do moich pleców, kładąc dłonie na moim brzuchu.
- Myślisz, że to będzie dziewczynka czy chłopiec? - zapytałam
- Fajnie byłoby gdbyby to były bliźniaki.
- Wszytko okaże się prawdopodobnie na następnej wizycie. - powiedziałam odwracając się przodem do niego. Pocałowałam go w nos, po czym odwdzięczył mi się tym samym.
- Już trzy lata razem.
- Wiem.
- Bardzo cię kocham - powiedziałam wtulając się w jego tors.
- Ja ciebie kocham bardziej.
- Jak?
- Tak, że mógłbym cię teraz tutaj pieprzyć to nieprzytomności. - rzucił z szerokimi uśmiechem.
 - Niall! - oberwał ode mnie w brzuch
- I tak mnie kochasz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Wesołych świąt skarbie.
- Wesołych świąt kochanie.  - odpowiedziałam na co ten ułożył dłoń na moim brzuchu i połączył nasze usta w namiętnym pocałunku.






CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS



Witajcie!

Dzisiaj rozpoczynamy świąteczny maraton z imaginami. Przez kilka najbliższych dni będą pojawiać się specjalne, świąteczne imaginy z chłopcami. Bardzo zależy mi na Waszych komentarzach gdyż długo pracowałam na nimi i chciałabym poznać Waszą opinię o imaginach.
Dodatkowo chcę wyjaśnić, że w Wielkiej Brytanii nie ma wigili, a pierwszym świątecznym dniem jest 25 grudnia

I mam pytanie. O której, tak mniej więcej chciałyby ścienne aby pojawiały się imaginy ? Rano, popołudniu czy wieczorem ?

Buziaki :*

LiwiaLila 

niedziela, 11 grudnia 2016

Singiel w hołdzie zmarłej mamie

7 grudnia br. zmarła mama Louis'a. Tuż po jej śmierci Tomlinson wydał swój pierwszy solowy utworów - Just Hold On. Piosenka opowiada o chorobie z którą zmagała się jego mama. W swoim utworze Lou śpiewa

Co chcesz, żeby im powiedzieć, kiedy już ciebie nie będzie/ Że się poddałaś, czy dalej walczyłaś? / Co zrobisz, kiedy ten rozdział się zakończy? / Czy zamkniesz książkę i nigdy go nie przeczytasz?/ Dokąd pójdziesz, kiedy twoja historia się zakończy? / Możesz być tym kim chcesz, albo tym kim się stajesz/ Jeśli wszystko idzie źle, kochanie po prostu przeczekaj to/ Słońce zachodzi i znowu wstaje/ Świat cały czas się kręci bez względu na wszystko.


Lou wykonał po raz pierwszy tę piosenkę wczoraj, podczas finałowego odcinka X Factor. Utwór wyciska łzy, a sam widok Louis'a scenie sprawia, że płaczę. Nasz dzielny Lou.

Występ Louis'a 



piątek, 9 grudnia 2016

Mama Lou nie żyje!

Przykro mi jest poinformować Was o tym, że 7 grudnia 2016r. zmarła mama Louis'a - Johannah Deakin. Zmarła w wieku 42 lat na agresywną odmianę białaczki.

Jest mi strasznie smutno i szkoda Louis'a i jego rodziny. Freddie oraz najmłodsze rodzeństwo Lou, czyli dwuletnie bliźnięta pewnie nie będą jej pamiętać.

W hołdzie zmarłej mamie, Louis wykona piosenkę ze specjalną dedykacją dla nie w finałowym odcinku X Factor.

Składamy Louis'owi najszczersze kondolencje. Trzymaj się Loulou...

😥😖


czwartek, 8 grudnia 2016

46. Sketch Tower Bridge #5

Harry udał się do swojego pokoju gdzie rozpoczął poszukiwania odpowiednio małych ubrań. Wybrany komplet zabrał w dłonie i ruszył do drzwi łazienki.
- (TI)? Mogę? - zapytał uprzednio pukając kilka razy. Usłyszał ciche tak i nacisnął klamkę. Po wejściu do łazienki doznał szoku. Dziewczyna stała pośrodku łazienki z sukienką podwiniętą tak, że wyglądała jak króciutki top i ręcznikiem przewiązanym niżej rany na środku brzucha. Chłopak był zawiedziony. Jego zboczone ja liczyło na to, że zobaczyłam dziewczynę nagą, a tu taka niespodzianka. Odłożył szybko ubrania na blat obok umywalki i podszedł do (TI).
- Mogę ? - wskazał na ranę, na co dziewczyna zareagowała kiwnięciem głowy. Harry podszedł do niej i klęknął tak , że jego głowa była na wysokości jej brzucha. Delikatnie odsunął kawałek sukienki i jego oczom ukazała się okropna rana w całej okazałości. - To trzeba będzie szyć. Musimy jechać do szpitala. - powiedział i spojrzał w jej oczy. Biło od ich przerażenie połączone ze zmęczeniem.
- Nie, tylko nie do szpitala. - szeptała rozglądając się nerwowo po pomieszczeniu. 
- Mój przyjaciel jest lekarzem. Zadzwonię do niego i poproszę aby przyjechał, a ty za ten czas się wykąpiesz, dobrze? - zapytał spokojnie dotykając drżących rąk ( TI ), które momentalnie zastygły. Nic nie odpowiedziała. Harry podniósł się i podszedł do wanny. Dłonią sprawdził temperaturę wody. 
- Wskakuj do wanny, umyj się, tutaj masz różne kosmetyki tylko uważaj na ranę. Tutaj są ręczniki, a tu coś ciepłego. Ja pójdę na dół. Jak skończysz przyjdź do mnie. - powiedział z uśmiechem i skierował się do wyjścia. 
- Jeśli byś czegoś potrzebowała krzycz. - rzucił zamykając drzwi. 



- Cześć Ricky. Sorry, że o tej godzinie ale jesteś pilnie potrzebny. 
- Cześć. O co chodzi? - zapytał z charakterystycznym spokojem. 
- Moja koleżanka potrzebuje pomocy. Znalazłem ją dzisiaj pobitą między budynkami. Ma okropną ranę na brzuchu. To chyba trzeba szyć. Tyle że ona nie chce jechać do szpitala. 
- Będę za pół godziny. 
- Dzięki. - odpowiedziałem i rozłączyłem się. Włożyłem telefon do kieszeni i usiadłem na schodach. W razie gdyby mnie wołała. 
Na pewno będzie głodna. Może coś przygotuję? To chyba będzie dobry pomysł. Ruszyłem do kuchni gdzie zająłem się przygotowywaniem naleśników. W międzyczasie nastawiłem wodę na herbatę. Właśnie zdejmowałem ostatniego naleśnika kiedy usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. Odłożyłem patelnię i podszedłem do drzwi. 
- Cześć Harry. 
- Ricky. Dzięki stary, że przyjechałeś. - powiedziałem wpuszczając go do środka. 
- Gdzie ta twoja dama?
- Z nią ogólnie jest długa historia. - a może raczej krótka i poplątana ? 



Wyszłam z wanny próbując się nie zabić. Starałam się uważać na ranę, jednak dość słabo mi to wychodziło. Stanęłam na miękkim dywaniku i odwróciłam głowę w stronę lustra. Jak bardzo jestem wdzięczna Bogu za to, że postawił Harry'ego na mojej drodze. Gdyby nie on to do teraz pewnie leżałabym w tamtej dziurze. Wiedziałam, że kiedyś mnie znajdą, jednak nie myślałam, że aż tak szybko. Z ręki wpuściłam okrywający moje ciało ręcznik i w lustrze ujrzałam odbicie mojego posiniaczonego ciała. Jednak pomysł z ręcznikiem na biodrach i sukienką jako top był dobry. Przynajmniej nie wie o tym. Tyle dobrego dla niego. Teraz tylko ten głupi brzuch. 
Wytarłam ciało ręcznikiem i spojrzałam na przyniesione przez chłopaka rzeczy. Przecież ja w tym utonę!
Założyłam czarne bokserki, białą koszulkę i szare dresy, które po ściśnięciu ściągaczem nadal spadały. Na ramiona założyłam ciepłą również szarą bluzę, a na nogach wylądowały białe, o kilka rozmiarów za duże skarpetki z Adidasa. Postanowiłam być trochę ciekawska i odsunęłam pierwszą szufladę w szafce pod umywalką. Co ja tu widzę. Suszarka, prostownica, gumki do włosów, różne szczotki, spinki i spineczki. To nie może należeć do Harry'ego. Ale on mieszka sam. Dziewczyn nie ma. Może to jednak jego? Przecież ma dłuższe włosy. Bez dłuższego zastanowienia wzięłam do ręki szczotkę i gumkę do włosów, dzięki czemu udało mi się zrobić coś podobnego do koka. Posprzątałam po sobie, a brudne ubrania złożyłam na kupkę i ułożyłam na pralce. Wyszłam po cichu z łazienki i od razu wiedziałam, że ktoś przyszedł. Może to ten lekarz? Proszę, nie!



-Wiesz jaka to odpowiedzialność? - zapytał po raz kolejny w ciągu 10 minut.
-Tak wiem. I chcę się podjąć tego zadania. Ocaliłem jej życie. Muszę jej pomóc. Taka dziewczyna jak ona zasługuje jedynie na dobre rzeczy. - przed oczami pojawiła mi się drobna postać (TI). Nie pozwolę, żeby coś jej się stało.
- Harry, pamiętaj co ci mówiłem. - zgromił mnie wzrokiem.
-Tak, tak pamiętam. - przytaknąłem od niechcenia. Nagle usłyszałem stąpanie małych stóp po schodach. Odwróciłem głowę do tyłu i ujrzałem moją tajemniczą dziewczynę. W moich ubraniach wydawała się jeszcze mniejsza. Mój mały skarb...



-Gotowa? - zapytał lekarz siadając obok mnie. Aby wszystkim było wygodnie Styles zdjął z kanapy poduszki i mogłam się położyć. Pan Ricky usiadł obok na krześle i przygotowywał się do zabiegu. Na szczęście nie musiałam się cała rozbierać, więc podciągnęłam do góry koszulkę i spuściłam trochę dresy.
-Teraz podam ci znieczulenie, może trochę zaboleć. - powiedział, a ja poczułam obcy przedmiot wbijający się w moje ciało. - Zaczynamy za kilka minut. Znieczulenie musi zadziałać. - wytłumaczył nam co dokładnie będzie robić, a mnie objęło przerażenie. Można zrezygnować?
- Zaczynamy. - oznajmił z uśmiechem lekarz.
-Ściskaj kiedy będzie boleć. - usłyszałam kojący głos przy uchu. Mimo znieczulenia bałam się. Podobno mogło nie zadziałać całkowicie. Chwyciłam więc dłoń Harry'ego i już na wstępie zaczęłam ściskać jego palce. Nie wiesz w co się właśnie wpakowałeś Loczek .... 







2 KOMENTARZE = KOLEJNA CZĘŚĆ 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS



Wiem, że dużo Was czyta ten imagin, a może raczej fanfiction (?). W każdym razie, jeśli podoba Wam się to opowiadanie i checie kontynuację to piszcie komenatarze. Będę wtedy wiedziała, że chcecie kolejne części. 

LiwiaLila

niedziela, 4 grudnia 2016

Liam Payne zostanie tatusiem!

Hejka

Zapewne dobrze pamiętacie, że od kilku miesięcy pojawiły się plotki i podejrzania dotyczące ciąży Cheryl - 33-letniej partnerki Liam'a. Para jednak nie wspomniała nic o tej sprawie, w odróżnieniu od ich przyjaciół.


Kilka dni temu Liam i Cheryl, od długiego czasu pojawili się razem na koncercie charytatywnym w Londynie

Mimo, że do teraz para nie wypowiedziała się na temat ciąży, to zdjęcia wykonane w Londynie mówią same za siebie. Liam zostanie ojcem! Wiemy również, że Liam bardzo chciałby nazwać swoje pierwsze dziecko imieniem Taylor, uniwersalne imię, idealne dla dziewczynki jak i chłopca. Natomiast Cheryl w jednym z wywiadów, przeprowadzonym w 2014r. wypowiedziała się, że bardzo podoba jej się imię chłopięce Alfie.
Jak myślicie, naszym zakochańcom urodzi się chłopiec czy dziewczynka?






P.S. Mam pomysł aby w czasie świąt Bożego Narodzenia codziennie dodawać świąteczny imagin z każdym z chłopców. Mam tylko pytanie, czy były byście zainteresowane imaginem z Zayn'em. Statystki mówią same za siebie, dlatego pytam.


LiwiaLila