Poprawił czarne okulary spoczywające na jego nosie i włożył ręce do kieszeni bluzy. Podążał dobrze znanym mu deptakiem nad brzegiem Tamizy. Podziwiał widoki Londynu, mimo ich bardzo dobrej znajomości. Szedł wolno, rozglądając się. Mijali go ludzie, tłumy ludzi. To z prawej, to z lewej strony. Turyści, młodzież czy zwykli mieszkańcy tego miasta. Nagle jego wzrok przykuła drobna postać siedzącą na ławce. Była to dziewczyna o długich ciemnych włosach przełożonych na prawe ramię. Miała na sobie miejscowo podartą sukienkę do kolan i cienki brązowy sweterek. Natomiast na na nogach spoczywały białe, zniszczone sandałki. Prawa noga dziewczyny była wyprostowana, a na kolanie widać było różne rany i zadrapnia. Nieznajoma siedziała ze szkicownikiem i ołówkiem w ręku. Rysowała kolejny widoczek. W oczy chłopaka rzuciła się stojącą obok ławki tablica. Przywieszone na niej były różne obrazki. Wszystkie przedstawiały Londyn. No może nie wszystkie. Kilka z nich obrazowało jakiś magiczny, tajemniczy zamek. Dziewczyna pełna skupienia wykonywała pociągnięcia ołówkiem na kartce co jakiś czas spoglądając przed siebie. Chłopak podszedł bliżej. Zaciekawiła go. Zwykła, nieznana nikomu dziewczyna zaciekawiła go. Dziwne, bardzo. Usiadł na ławce w pewnej odległości od niej i zaczął spoglądać na nią ukratkiem.
Ludzie mijali dziewczynę nawet nie spoglądając na nią i jej przepiękne prace. Mieli na głowie wiele ważnych, czasem problematycznych spraw. Szkoda, że nikt z nich nie zdawał sobie sprawy z tego, że inni mogą mieć od nich gorzej. Inni których codziennie mijają idąc do pracy londyńskim deptakiem.
Z każdą minutą spoglądania na dziewczynę, w chłopaku wymagała się co raz to większa chęć podejścia i poznania jej. Jednak coś w jego głowie mówiło stop. Może rozsądek? Co jeśli jest jego fanką i zacznie krzyczeć? Taka dziewczyna nie może krzyczeć. Ktoś tak delikatny i tajemniczy.
Chłopak przez następne 4 godziny siedział na ławce i wpatrywał się w nią. Ludzie przechodzący deptakiem, co chwilę zasłaniali mu wgląd na interesującą go osobę. Jednak on dojrzał jej cudowne, brązowe oczy. Jej delikatne rysy twarzy i pełne usta jakby stworzone tylko do namiętnych pocałunków.
Minęła piąta godzina. Od momentu gdy młodzieniec zaczął wpatrywać się w dziewczynę, ta jak siedziała tak siedzi. Nadal szkicowała, co jakiś czas spoglądając na widok przed sobą. Chłopak zdziwił się gdy od tamtej chwili dziewczyna nic nie jadła i nie piła. Niby nic takiego, ludzie dłużej wytrzymują bez tych czynności jednak w jej przypadku było to bardziej niż dziwne i zaskakujące.
Nastała godzina 16:00. Godzina szczytu. Ludzi na deptaku przybywało z każdą sekundą. Tajemnicza artystka nie zwracała na to uwagi. Nadal zajęta szkicem nie zwróciła uwagi, kiedy w jej stronę zaczęli podążać policjanci.
- Dzień dobry - z transu wybudził ją dobrze jej znany niski głos. Z przerażenia z ręki wypadł jej ołówek i potoczył się tuż po nogi jednego z funkcjonariuszy. Chłopak siedział i oglądał całą sytuację z lekkim strachem. Co jeśli oni jej coś zrobią?
- Dzień dobry - odpowiedziała cicho lekko zachrypniętym głosem.
- Widzimy się po raz kolejny. - odezwał się drugi policjant.
- Wie pani, że nie wolno tutaj sprzedawać swoich prac. To już kolejny raz kiedy pani robi to mimo naszych interwencji . Proszę stąd pójść i nie przychodzić. Straszy pani turystów i mieszkańców. - odezwał się pierwszy policjant, a dziewczyna spuściła głowę. - Zrozumiano? - zapytał głośniej.
- Tak - odparła cicho. Policjant cicho się zaśmiał i kopnął leżący na ziemi ołówek. Przedmiot potoczył się w stronę barierek. Dziewczyna próbowała go uratować lecz na marne. Przedmiot spadł w otchłań Tamizy, a po policzkach właścicielki spłynęły łzy. Dlaczego ktoś nie rozumie, że dla niektórych głupi ołówek za kilka pensów może być warty więcej niż mu się wydaje. Zapłakana dziewczyna wróciła do ławki. Gdy szła, chłopak zauważył, że kuleje. Nie może chodzić na prawej nodze.
- Pozbierasz to wszytko i pójdziesz stąd. Teraz - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo drugi policjant. Zapłakana dziewczyna wstała z ławki i posłusznie pozbierała cały swój dobytek. Obrazki włożyła do zniszczonej teczki, gdzie schowała również blok. Tablicę odniosła do sąsiedniego sklepu skąd za pozwoleniem kierownika, ją pożyczyła.
- Mogę już iść? - zapytała płaczliwie funkcjonariuszy.
- Idź. - rzucili i popchnęli ją przez co ta upadła, a z ręki wypadła jej cenna teczka. Szybko przyciągnęła ją do siebie po czym podpierając się na sąsiedniej ławce podniosła się z wielkim trudem. Nagle usłyszała za sobą.
- Już cię tu nie ma! - krzyknął policjant, a dziewczyna jeszcze bardziej się rozpłakała. Aby jeszcze bardziej nie zdenerwować policjantów , próbując zignorować ból w nodze udała się w stronę drogi głównej, z policzkami mokrymi od łez.
A chłopak siedział na ławce. Nie docierało do niego co się stało. Wiele w swoim życiu przeżył, ale coś takiego to jego pierwszy raz. Zszokowany nie wiedział co zrobić. Jego serce mówiło biegnij za nią, ale rozum nawoływał do pozostania na ławce. Nie wiedział co zrobić. I tak rozdarty siedział nad brzegiem Tamizy ze łzami spływającymi po polikach.
**************
Hej
Jak pierwsza część? Jestem bardzo ciekawa Waszych opini, więc piszcie.
LiwiaLila
piątek, 28 października 2016
poniedziałek, 24 października 2016
45. Louis ~ część III
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ = MOTYWACJA DLA NAS
- (TI) co to było? - usłyszałam nad sobą ten dźwięczny głos. Louis...
- Nic takiego. - odpowiedziałam próbując się podnieść. Z marnym skutkiem. Louis ruszył mi na pomoc i pomógł mi wstać po czym podał kule i plecak.
- Jak to nic takiego? Przecież te dziewczyny i ten chłopak. Oni nie mogą... - właśnie, że mogą.
- Louis! - odwrócił się słysząc swoje imię. W naszą stronę szła nasza nauczycielka literatury. Nie chcąc im przeszkadzać odwróciłam się i z wielkim bólem ruszyłam w głąb klasy. Oczywiście nie obyło się bez wyzwisk. Norma. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem, skąd miałam świetny widok na całą klasę. Dzwonek zadzwonił a ja wyciągnęłam odpowiednie książki. Wszyscy zajęli miejsca, a drzwi do klasy się otworzyły. Do środka weszła nasza nauczycielka pani Foster a wraz z nią Louis. Ustawił się obok jej biurka i spoglądał na klasę. Dziewczyny siedzące w pierwszych ławkach wzdychały na widok chłopaka. O ile isioty z toną tapety na twarzy, ubrane dość skąpie z wymyślnymi fryzurami można nazwać dziewczynami.
- Klaso. To jest Louis Tomlinson, wasz nowy kolega. Przedstaw się. - zwróciła się do bruneta, a ten jakby oprzytomniał.
- Więc jestem Louis. Pochodzę z Doncaster, ale kilka dni temu przeprowadziłem się tutaj. Lubię grać w piłkę nożną i to chyba tyle.
- Dobrze. Mam nadzieję, że przyjmiecie Louis'a dobrze i zaprzyjaźnicie się. Teraz zapisujemy temat lekcji, a ty Louis usiądź w drugiej ławce z Rachel. - dziewczyna pisnęła a wraz z nią siedzące za nią i przed nią jej przyjaciółeczki, za co zostały zganione przez panią Foster. Louis z grymasem na twarzy usiadł obok dziewczyny i wyciągnął książkę. Rachel próbowała nawiązać z nim kontakt. To do niego mówiła, to chwytała za rękę, którą on szybko wyrywał. Nie był nią zainteresowany. Patrzył na tablicę lub na mnie. Ale w większości na mnie, rzucając mi zarazem pytające i współczujące spojrzenie. Gdy tylko Louis przenosił swój wzrok na moją osobę Rachel odwracała głowę i rzucała mi zabójcze spojrzenie. Nie mogę się z nim przyjaźnić. Przynoszę tylko kłopoty...
Dzwoniący dzwonek oznajmił koniec lekcji. Spakowałam do plecaka książki i podniosłam się z krzesła i złapałam kule. Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam Louis'a rozmawiającego z nauczycielką literatury. Nie chcąc im przeszkadzać przeszłam najciszej jak się dało przez klasę i wyszłam na korytarz. Teraz geografia. Jeden z moich ulubionych przedmiotów. Udałam się prosto korytarzem po czym skręciłam w lewo. Zbliżałam się właśnie do sali 40, gdy poczułam mocne szarpnięcie w tył. Ktoś przyparł mnie do ściany. Uniosłam powieki i ujrzałam Rachel i jej paczkę.
- Witaj gruba świnio. - powiedziała z drwiną przywódczyni. - Louis jest mój! - mówiła wbijając swój palec z jaskrawym kolorem na paznokciu w moją rękę przez co cicho zawyłam z bólu. Musiała w rękę w ortezie! - Nie patrz na niego, nie oddzywaj się do niego. Nie jesteś jego warta. A jeśli przyłapiemy cię na tym to nie żyjesz. - dorzuciła i z głośnym rechotem w towarzystwie"przyjaciół" odeszła. Mówiłam już jak bardzo jej nienawidzę. Ale, tak naprawdę za co? Za to że mówi mi prawdę. Bolesną, ale prawdziwą.
Łzy pociekły po moich policzkach. Starłam je szybko i chwytając pewniej kule wróciłam na główny korytarz. Weszłam do otwartej klasy i zajęłam, jak zwykle ostatnią ławkę pod oknem. Przechodząc obok wyższej sfery ponowne zostałam obrzucona wyzwiskami i dodatkowo kulkami papieru. Smutna, zdołowana i pełna niemocy usiadłam na swoim miejscu. Ustawiłam obok ławki stabilnie kule, gdy w klasie zapanował szum i większy hałas jak wcześniej. Podniosłam głowę do góry. Do klasy wszedł Louis. Zaczepiła go Rachel. Chłopak wyraźnie odwracała od niej wzroku i spoglądał na mnie przez jej ramię. Ona jednak ciągle odwracała jego twarz w swoją stronę. Dotykała jego policzka...
Odwróciłam głowę w stronę okna, a po policzkach spłynęły słone łzy. Pogoda za oknem idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie. Na niebie było wiele chmur i panowała ogromną ulewa. Gdyby teraz wyjść na dwór. Nikt nie zauważył by mojego smutku i płaczu. Połączyłyby się ze strugami wody, a ja stałabym się niewidoczna.
Dzwonek na przerwę rozbrzmiał we wszystkich klasach. Zwinęłam do plecaka książki i ponownie jako ostatnia wyszłam z klasy. Na tej lekcji Louis wielokrotnie na mnie spoglądał. Ja nie chcąc by spotkał go los taki jak mój nie patrzyłam na niego. Udawałam, że wszytko jest okey. A gdy odwracał głowę po moich policzkach spływały samotne łzy, a wzrok zatrzymywał się na jego osobie. Dlaczego płakałam? Dlatego, że w końcu gdy znalazłam kogoś kto chciałby się ze mną zaprzyjaźnić, jest mi odbierany. Jakby mój los był przewidziany z góry. Może rzeczywiście tak jest?
Szłam pustym korytarzem. Przerwa obiadowa. Wszyscy są w stołówce. Rzadko tam chodzę. Po pierwsze nie mam z kim, po drugie nigdy nie ma dla mnie miejsca i po trzecie rzadko mam ochotę co kolwiek zjeść. Udałam się pod klasę gdzie miała odbyć się następna lekcja. Sala informatyczna, mieszcząca się naprzeciwko pokoju nauczycielskiego. Usiadłam na ławce i z plecaka wyciągnęłam butelkę z wodą. Odkręciłam zakrętkę i przyłożyłam butelkę do ust, by po chwili po moim gardle rozlała się zimna ciecz. I zostałam sama. Co ja gadam?! Ja zawsze jestem sama. Westchnęłam i poprawiłam się na ławce. Wyciągnąłam z plecaka zeszyt i czytałam notatki z ostatniej lekcji. Nagle z zamyślenia wybudził mnie głos. Znajomy głos. Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam panią Foster.
- Co tu robisz (TI)? Wszyscy są na stołówce.
- Wiem. Ale jakoś nie mam ochoty tam iść. - odrzekłam próbując brzmieć jak najbardziej przekonująco.
- Mnie nie nabierzesz. Chodź ze mną. - powiedziała i uśmiechnąła się szeroko. Po kilkominutowych przekonywaniach z pomocą nauczycielki wstałam z ławki i udałam się na stołówkę. Pani Foser posadziła mnie przy jednym z wielu stolików dla nauczycieli i poszła przynieść nam posiłek. Chciałam iść sama, ale moja siła przebicia jest marna. Serio.
Po chwili pani Foser wróciła. Położyła przede mną tacę z moim ulubionym daniem. Ryż z truskawkami. Podziękowałam jej i zabrałam się z jedzeniem. Pychota!
Cały obiad przegadałam z panią Foster. Cieszyłam się, gdyż nie poruszała tematów mojego wypadku i kontaktów z rówieśnikami w szkole. Byłam jej za to wdzięczna, bardzo. Po przerwie miałam mieć informatykę. Na tej lekcji również jesteśmy podzieleni na grupy. I módlmy się aby grupy pozostały takie same jak w tamtym roku. Nie byłabym wtedy z Rachel i jej psiapsiółami. Dzięki pomocy nauczycielki literatury przeszłam spokojnie korytarzem i zajęłam wolne miejsce na ławce obok drzwi sali informatycznej. Postawiłam plecak na ziemi obok nogi i wyprostowałam się, a wtedy zdałam sobie po raz kolejny sprawy z sytuacji w jakiej się znajduje. Siedziałam na ławce, sama. Otaczali mnie inni uczniowie rozmawiający ze swoimi przyjaciółmi, drugimi połówkami. A ja siedziałam sama. Nie miałam się do kogo odezwać. Nikt nie chciał się odezwać do mnie. Skazana sama na siebie. Może życie w samotności, z dziesiątką kotów i książką w ręku to moje przeznaczenie? Chyba tak...
- (TI)! - z transu wybudziło mnie wołanie. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam Louis'a podążającego w moją stronę. Spóściłam głowę w dół. On nie może ze mną rozmawiać. - Możemy pogadać? - zapytał stając naprzeciwko mnie. Kiedy nie uzyskał odpowiedzi uniósł dłonią mój podbródek w górę, czym zmusił mnie do spojrzenia w jego błękitne, magiczne tęczówki.
- Nie możesz ze mną rozmawiać. - chciałam mu się wyrwać, jednak jedyne co udało mi się zrobić to uderzyć ręką z całej siły w ścianę za mną. Przysłowiowe gwiazdki pojawiły mi się przed oczami, a po policzku spłynęła samotna łza. Złapałam ręką za ramię i zaczęłam je pocierać aby trochę złagodzić ból.
- Wszystko okey? - zapytał Louis siadając obok mnie.
- Nic nie jest okey. - wyszeptałam przez płacz. Pokazałam skruchę. Po raz kolejny, i ponownie dałam innym powód do naśmiewania się że mnie.
- Chcę ci pomóc. - usłyszałam szept przy uchu, w moje ciało przyległo do innego. Louis objął mnie swoim ramieniem, a ja pierwszy raz od tak dawna poczułam się bezpiecznie wśród rówieśników. - Nie chcę żebyś płakała. Proszę nie płacz. - szeptał głaszcząc i całując moją głowę. Po chwili płacz się wstrzymał. Pewnie dlatego, że wyczerpał się zapas łez. - Opowiedz mi o co chodzi tamtym dziewczynom? - zadał pytanie spoglądając w moje oczy.
- Louis...Ja...
- Proszę cię.
- To nie jest rozmowa na szkolną przerwę.
- Mogę do ciebie przyjść po szkole?
- Louis...Ja..nie chcę żebyś to zobaczył. Nie wszytko jest takie jak sobie wyobrażasz. - odpowiedziałam smutno.
- To może ją zadzwonię po moją mamę i ona po nas przyjedzie a potem cię odwiezie? - zapytał z iskierkami nadziei w oczach.
- Będę sprawiać tylko kłopot. Na pewno i ty, i twoja rodzina macie ważniejsze sprawy do roboty, a nie użalanie się nad takim stworzeniem jak ja. O ile można mnie tak nazwać. - powiedziałam pociągając nosem, po czym wbiłam swój wzrok w kafelki na podłodze.
- Masz rację. Nie jestś stworzeniem. Jesteś chodzącą boginią piękności. - spłonęłam rumieńcem. Nigdy nie usłyszałam czegoś takiego od kogokolwiek. - Czyli się zgadzasz? - zapytał z szerokim uśmiechem. Potwierdzam kiwając głową, a Louis przytulił mnie do siebie.
Może jednak Bóg wprowadził jakieś zmiany w moim zapisie mojego nędznego losu?
LiwiaLila
Dzwoniący dzwonek oznajmił koniec lekcji. Spakowałam do plecaka książki i podniosłam się z krzesła i złapałam kule. Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam Louis'a rozmawiającego z nauczycielką literatury. Nie chcąc im przeszkadzać przeszłam najciszej jak się dało przez klasę i wyszłam na korytarz. Teraz geografia. Jeden z moich ulubionych przedmiotów. Udałam się prosto korytarzem po czym skręciłam w lewo. Zbliżałam się właśnie do sali 40, gdy poczułam mocne szarpnięcie w tył. Ktoś przyparł mnie do ściany. Uniosłam powieki i ujrzałam Rachel i jej paczkę.
- Witaj gruba świnio. - powiedziała z drwiną przywódczyni. - Louis jest mój! - mówiła wbijając swój palec z jaskrawym kolorem na paznokciu w moją rękę przez co cicho zawyłam z bólu. Musiała w rękę w ortezie! - Nie patrz na niego, nie oddzywaj się do niego. Nie jesteś jego warta. A jeśli przyłapiemy cię na tym to nie żyjesz. - dorzuciła i z głośnym rechotem w towarzystwie"przyjaciół" odeszła. Mówiłam już jak bardzo jej nienawidzę. Ale, tak naprawdę za co? Za to że mówi mi prawdę. Bolesną, ale prawdziwą.
Łzy pociekły po moich policzkach. Starłam je szybko i chwytając pewniej kule wróciłam na główny korytarz. Weszłam do otwartej klasy i zajęłam, jak zwykle ostatnią ławkę pod oknem. Przechodząc obok wyższej sfery ponowne zostałam obrzucona wyzwiskami i dodatkowo kulkami papieru. Smutna, zdołowana i pełna niemocy usiadłam na swoim miejscu. Ustawiłam obok ławki stabilnie kule, gdy w klasie zapanował szum i większy hałas jak wcześniej. Podniosłam głowę do góry. Do klasy wszedł Louis. Zaczepiła go Rachel. Chłopak wyraźnie odwracała od niej wzroku i spoglądał na mnie przez jej ramię. Ona jednak ciągle odwracała jego twarz w swoją stronę. Dotykała jego policzka...
Odwróciłam głowę w stronę okna, a po policzkach spłynęły słone łzy. Pogoda za oknem idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie. Na niebie było wiele chmur i panowała ogromną ulewa. Gdyby teraz wyjść na dwór. Nikt nie zauważył by mojego smutku i płaczu. Połączyłyby się ze strugami wody, a ja stałabym się niewidoczna.
Dzwonek na przerwę rozbrzmiał we wszystkich klasach. Zwinęłam do plecaka książki i ponownie jako ostatnia wyszłam z klasy. Na tej lekcji Louis wielokrotnie na mnie spoglądał. Ja nie chcąc by spotkał go los taki jak mój nie patrzyłam na niego. Udawałam, że wszytko jest okey. A gdy odwracał głowę po moich policzkach spływały samotne łzy, a wzrok zatrzymywał się na jego osobie. Dlaczego płakałam? Dlatego, że w końcu gdy znalazłam kogoś kto chciałby się ze mną zaprzyjaźnić, jest mi odbierany. Jakby mój los był przewidziany z góry. Może rzeczywiście tak jest?
Szłam pustym korytarzem. Przerwa obiadowa. Wszyscy są w stołówce. Rzadko tam chodzę. Po pierwsze nie mam z kim, po drugie nigdy nie ma dla mnie miejsca i po trzecie rzadko mam ochotę co kolwiek zjeść. Udałam się pod klasę gdzie miała odbyć się następna lekcja. Sala informatyczna, mieszcząca się naprzeciwko pokoju nauczycielskiego. Usiadłam na ławce i z plecaka wyciągnęłam butelkę z wodą. Odkręciłam zakrętkę i przyłożyłam butelkę do ust, by po chwili po moim gardle rozlała się zimna ciecz. I zostałam sama. Co ja gadam?! Ja zawsze jestem sama. Westchnęłam i poprawiłam się na ławce. Wyciągnąłam z plecaka zeszyt i czytałam notatki z ostatniej lekcji. Nagle z zamyślenia wybudził mnie głos. Znajomy głos. Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam panią Foster.
- Co tu robisz (TI)? Wszyscy są na stołówce.
- Wiem. Ale jakoś nie mam ochoty tam iść. - odrzekłam próbując brzmieć jak najbardziej przekonująco.
- Mnie nie nabierzesz. Chodź ze mną. - powiedziała i uśmiechnąła się szeroko. Po kilkominutowych przekonywaniach z pomocą nauczycielki wstałam z ławki i udałam się na stołówkę. Pani Foser posadziła mnie przy jednym z wielu stolików dla nauczycieli i poszła przynieść nam posiłek. Chciałam iść sama, ale moja siła przebicia jest marna. Serio.
Po chwili pani Foser wróciła. Położyła przede mną tacę z moim ulubionym daniem. Ryż z truskawkami. Podziękowałam jej i zabrałam się z jedzeniem. Pychota!
Cały obiad przegadałam z panią Foster. Cieszyłam się, gdyż nie poruszała tematów mojego wypadku i kontaktów z rówieśnikami w szkole. Byłam jej za to wdzięczna, bardzo. Po przerwie miałam mieć informatykę. Na tej lekcji również jesteśmy podzieleni na grupy. I módlmy się aby grupy pozostały takie same jak w tamtym roku. Nie byłabym wtedy z Rachel i jej psiapsiółami. Dzięki pomocy nauczycielki literatury przeszłam spokojnie korytarzem i zajęłam wolne miejsce na ławce obok drzwi sali informatycznej. Postawiłam plecak na ziemi obok nogi i wyprostowałam się, a wtedy zdałam sobie po raz kolejny sprawy z sytuacji w jakiej się znajduje. Siedziałam na ławce, sama. Otaczali mnie inni uczniowie rozmawiający ze swoimi przyjaciółmi, drugimi połówkami. A ja siedziałam sama. Nie miałam się do kogo odezwać. Nikt nie chciał się odezwać do mnie. Skazana sama na siebie. Może życie w samotności, z dziesiątką kotów i książką w ręku to moje przeznaczenie? Chyba tak...
- (TI)! - z transu wybudziło mnie wołanie. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam Louis'a podążającego w moją stronę. Spóściłam głowę w dół. On nie może ze mną rozmawiać. - Możemy pogadać? - zapytał stając naprzeciwko mnie. Kiedy nie uzyskał odpowiedzi uniósł dłonią mój podbródek w górę, czym zmusił mnie do spojrzenia w jego błękitne, magiczne tęczówki.
- Nie możesz ze mną rozmawiać. - chciałam mu się wyrwać, jednak jedyne co udało mi się zrobić to uderzyć ręką z całej siły w ścianę za mną. Przysłowiowe gwiazdki pojawiły mi się przed oczami, a po policzku spłynęła samotna łza. Złapałam ręką za ramię i zaczęłam je pocierać aby trochę złagodzić ból.
- Wszystko okey? - zapytał Louis siadając obok mnie.
- Nic nie jest okey. - wyszeptałam przez płacz. Pokazałam skruchę. Po raz kolejny, i ponownie dałam innym powód do naśmiewania się że mnie.
- Chcę ci pomóc. - usłyszałam szept przy uchu, w moje ciało przyległo do innego. Louis objął mnie swoim ramieniem, a ja pierwszy raz od tak dawna poczułam się bezpiecznie wśród rówieśników. - Nie chcę żebyś płakała. Proszę nie płacz. - szeptał głaszcząc i całując moją głowę. Po chwili płacz się wstrzymał. Pewnie dlatego, że wyczerpał się zapas łez. - Opowiedz mi o co chodzi tamtym dziewczynom? - zadał pytanie spoglądając w moje oczy.
- Louis...Ja...
- Proszę cię.
- To nie jest rozmowa na szkolną przerwę.
- Mogę do ciebie przyjść po szkole?
- Louis...Ja..nie chcę żebyś to zobaczył. Nie wszytko jest takie jak sobie wyobrażasz. - odpowiedziałam smutno.
- To może ją zadzwonię po moją mamę i ona po nas przyjedzie a potem cię odwiezie? - zapytał z iskierkami nadziei w oczach.
- Będę sprawiać tylko kłopot. Na pewno i ty, i twoja rodzina macie ważniejsze sprawy do roboty, a nie użalanie się nad takim stworzeniem jak ja. O ile można mnie tak nazwać. - powiedziałam pociągając nosem, po czym wbiłam swój wzrok w kafelki na podłodze.
- Masz rację. Nie jestś stworzeniem. Jesteś chodzącą boginią piękności. - spłonęłam rumieńcem. Nigdy nie usłyszałam czegoś takiego od kogokolwiek. - Czyli się zgadzasz? - zapytał z szerokim uśmiechem. Potwierdzam kiwając głową, a Louis przytulił mnie do siebie.
Może jednak Bóg wprowadził jakieś zmiany w moim zapisie mojego nędznego losu?
LiwiaLila
poniedziałek, 17 października 2016
45. Louis ~ część II
Dzisiaj po śniadaniu miałam zrobione ostatnie badanie. Jeśli wyniki będą dobre to wyjdę jutro ze szpitala. Ale na chwilę obecną nie pozostało mi nic innego jak ponowne gapienie się w sufit. Czuję, że zaczyna być to moim hobby. I tak do obiadu. Szpitalne jedzenie nie należy do najlepszych, więc nie trudno się domyślić, że nic nie zjadłam. Mimo, że wiem, że te posiłki są zdrowe to i tak ich nie tknę. Nie wyglądają apetycznie, pozatym mogę przybrać na wadze i co wtedy?
- Hej. - z zamyślenia wybudził mnie głos Louis'a.
- Cześć. - odparłam z uśmiechem zarezerwowanym jedynie dla mojej rodziny. Dlaczego się ujawniłeś?
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Nawet dobrze. Co tam masz? - zapytałam wskazując na reklamówkę w jego dłoni.
- Kupiłem ci trochę owoców. Potrzebujesz witamin.
- Dziękuję. Ale wiesz, że nie trzeba było - powiedziałam uświadamiając sobie, że był to jakiś przejaw troski, skierowany w moją stronę nie od rodziców czy (ITS).
- To nic wielkiego. Teraz musisz wracać do formy. A to na pewno pomoże. - dokończył siadając na krześle. - Wiesz już kiedy wychodzisz?
- Wszystko zależy od badań. Ale jeśli będzie okey, to już jutro. - odparłam smutno. Smutno? Dlaczego?
- Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy. - powiedział lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi z mojej strony. - Chodzisz jeszcze do szkoły?
- Tak. Do ostatniej klasy liceum. A ty?
- Też. - odparł z uśmiechem. - Przeprowadziłem się tutaj kilka dni temu i od poniedziałku zaczynam naukę w liceum przy East Road. - nie wierzę!
- Też tam chodzę. - i po cholerę mu to mówiłaś!
- Świetnie! Już kogoś znam. - zareagował bardzo wesoło. Szkoda, że ta radość zniknie przy pierwszym wspólnym spotkaniu na szkolnym korytarzu. Bogacze będą chcieli go przeciągnąć na swoją stronę. Pasuje do nich. Nie powinnam mu robić nadziei na naszą przyjaźń. Nie chcę, żeby został obiektem kpin jak ja.
- Cudownie - wyszeptałam. Chyba nie słyszał gdyż akurat był zajęty stukaniem w ekran telefonu. iPhone. Mówiłam, że idealnie do nich pasuje.
- Może w coś zagramy bo się zanudzisz na śmierć. - ciekawy pomysł Louis'ie.
- Z moim stanem nie zagramy w wiele gier. - zauważyłam wskazując na usztywnioną rękę.
- Coś się wymyśli. - rzucił i zamilkł - Dobra wiem. Ale to wiąże się z jedzeniem. - powiedział puszczając mi oczko. Tylko nie jedzenie! - Podobno nic dzisiaj nie tknęłaś od śniadania. - pielęgniarki!
- Ale ja się nie zga
- Cicho! Gra polega na tym , że na zmianę mówimy coś czego nigdy w życiu nie zrobiliśmy. Jeśli druga osoba to zrobiła to je kawałek owoca. - powiedział wyciągając z siatki jabłka, pomarańcze i banany. Z szafki wyjął nóż i talerz, i szybko przygotował owoce.
- Zaczynaj. - rzucił w moją stronę odwracając się przodem do mnie.
- Okey. Więc, nigdy nie jadłam ciasta marchewkowego.
- Co?! - krzyknął wyraźnie zaskoczony. - Naprawdę nigdy?
- Nigdy.
- Następnym razem przyniosę ci. Musisz go spróbować. To moje ulubione ciasto. W ogóle lubię marchewki. I paski. Ponad wszystko paski... - i tak oto rozpoczął się wywód Louis'a odnośnie jego upodobań.
******
- Na pewno wszytko wzięłaś? - pytała po raz setny mama.
- Tak. - odparłam ściskając w dłoni białą kartkę złożoną na cztery części.
- To idziemy. - powiedziała i pomogła mi przesiąść się na wózek. Zabrała do ręki torbę i wyjechała ze mną na korytarz. Dojechałyśmy do windy gdzie czekał na nas tata. Powitał mnie z uśmiechem i przejął torbę od mamy. Wcisnęłam z radością guzik przywołujący windę i po chwili byliśmy już na parterze. Radość i nadmierna energia Louis'a chyba udzieliły w mi się w jednej milionowej części swoich całości.
Przejeżdżając obok recepcji poprosiłam mamę aby się zatrzymała. Pomogła mi podjechać bliżej siedzącej za biurkiem recepcjonistki.
- Przepraszam, zna pani Louis'a? Tego wolontariusza.
- Oczywiście. Przemiły chłopak. - odparła z radością w głosie starsza kobieta.
- Mogłaby mu to pani przekazać gdy przyjdzie?
- Naturalnie. A od kogo?
- Od (TI). Dziękuję. - odparłam i mama ponownie zaczęła pchać wózek. Wyjechałyśmy na parking gdzie uderzyła we mnie fala zimna. Październik. Zimno. Podjechałyśmy pod nasz samochód i z pomocą taty usiadłam wygodnie w starym modelu Audi. Stare, niezawodne autko. Obok mnie spoczęła moja torba i kule, które będą mi towarzyszyć. Początkowo miałam cały czas siedzieć w domu, jednak lekarz stwierdził, że ręka nie jest w najgorszym stanie. Zdjęli mi usztywnienie ale zamiast tego założyli mi ortezę. Wyglądam teraz jak jaki superbohater. Poprawiłam się wygodnie na fotelu a rodzice zajęli miejsca z przodu, po czym tata ruszył. Jechaliśmy przez kilkanaście minut głównymi ulicami Londynu, po czym wjechaliśmy w biedniejszą dzielnice miasta. Zatrzymaliśmy się przed lekko zniszczonym murowanym domem. Naszym domem. Mimo iż nie był nowoczesny, a jego wyposażenie pozostawiało wiele do życzenia, było to moje ukochanej miejsce. To tutaj czuję się najbezpieczniej. To tutaj jest źródło naszej rodzinnej miłości.
Tata pomógł mi wyjść z samochodu. Dzięki kulom udało mi się dojść do domu, a następnie do mojego pokoju. Moja sypialnia nie była duża. Był to mały pokój o żółtych ścianach, z dwoma oknami przysłoniętymi jasnymi zasłonami. Pod oknem stało łóżko a naprzeciwko niego biurko i szafa. Nic specjalnego, jednak wystarczało mi to w 100 procentach. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się czy Louis przyszedł już do szpitala. Nie wiedziałam, że dzisiaj mnie wypisują więc postanowiłam napisać chłopakowi kilka słów na koniec. Podałam tam też numer mojego telefonu. W razie czego. Gdyby zobaczył moją komórkę pewnie by się głośno roześmiał.
Mimo wczesnej godziny byłam zmęczona. Chodzenie o kulach i to z ręką w ortezie męczy. Położyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy.
******
Weekend minął mi bardzo miło. Odwiedziła mnie moja ciocia Arlin. Najbardziej kolorowa i zabawna osoba z całej naszej rodziny. Dzięki niej zapomniałam trochę o tym, że muszę iść z tym czymś na nodze i ręce do szkoły. W niedzielę wróciła do domu moja siostra (ITS). Przyjechała wprawdzie jedynie po rzeczy i jeszcze tego samego dnia pojechała znowu do babci. Od kiedy dziadek zmarł, babcia zaczęła mieć problemy zdrowotne. Na szczęście teraz wszytko wychodzi na prostą.
Jak to mówią wszytko co dobre szybko się kończy. Tak więc i weekend się skończył, a w jego konsekwencji nadszedł nowy tydzień i znienawidzony przeze mnie poniedziałek. Z resztą nienawidzę każdego dnia, który muszę spędzić w szkole.
Obudziłam się około 6:05. Zazwyczaj wstawałam później ale teraz, ze względu na mój stan wszystkie czynności zajmują mi dwa razy więcej czasu. Przeciągnęłam się na łóżku i podniosłam do pocyzji siedzącej. Przetarłam oczy i ziewnęłam. Błagam, dajcie mi jeszcze pospać!
Wyszłam z łóżka i z pomocą kul podeszłam do szafy. I co ja mam ubrać? Głupi gips. Po dłuższym czasie wybrałam czarne getry, białą koszulkę i czarny sweterek z długim rękawem. Zabrałam czystą bieliznę i udałam się do łazienki. Umyłam się i przebrałam, a następnie udałam się do kuchni skąd dochodziły niebiańskie zapachy.
- Cześć. Co tak ładnie pachnie? - zapytałam siadając przy stole.
- Witaj skarbie. Omlet z warzywami i szynką. - powiedziała mama podając mi talerz ze smakowicie wyglądającym daniem. Zabrałam się za jedzenie. Jaka ja będę przez to gruba!
- Tato poszedł się ubrać i zaraz pojedziemy do szkoły. - powiedziała mama stawiając przede mną kubek z herbatą.
- Okey - mruknęłam cicho i zanurzyłam usta w gorącej cieczy.
Po kilku minutach do kuchni przyszedł tata. Usiadł przy stole i jak codziennie przeprowadził rozmowę z mamą odnośnie planów na dzisiejszy dzień. Ubogie, jak codziennie. Po śniadaniu z pomocą mamy ubrałam kurtkę i buta po czym wyszliśmy do samochodu. Tata przyniósł z domu mój plecak i położył na siedzeniu obok mnie. Rodzice zajęli miejsca z przodu i ruszyliśmy.
******
Było kilka minut po dzwonku. Szłam razem z mamą pustym korytarzem w stronę sali nr 8. Ciekawe czy Louis rzeczywiście będzie chodził do mojej szkoły. Z jednej strony byłoby świetnie, w końcu miałbym z kim porozmawiać. A z drugiej, wyższa sfera. Na pewno przeciągnęliby Louis'a na swoją stronę. Ale on do nich pasuje. Cholera!
Tysiąc myśli na minutę zalewających moją głowę sprawiło, że szybko znalazłam się pod salą. Mama zapukała i otworzyła drzwi. Wpuściła mnie do środka, po czym weszła i stanęła obok mnie. Oczy całej klasy skierowały się na moją osobę. Zacznie się. Ty kaleko! Niezdara! Jakiś facet się wkurzył, że nie chciałeś się z nim przespać i połamał ci nogi! Byłam na to przygotowana.
Mama podeszła do mojej nauczycielki hiszpańskiego i zaczęła z nią rozmawiać. Pewnie wytłumaczyła moją sytuację. Po chwili nauczycielka obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym współczucia i pomogła usiąść w ławce. Mama słabo się do mnie uśmiechnąła i po krótkich przeprosinach, za zakłócanie lekcji wyszła z klasy. Pani profesor podeszła do tablicy i kontynuowała tłumaczenie różnych zadań. Rozglądnęłam się po klasie. Nigdzie nie zobaczyłam Louis'a. Jeśli się nie pomylił z nazwą ulicy, to może rzeczywiście jest w mojej klasie, ale teraz ma lekcję niemieckiego. Ale jak można się tego języka? Jak dla mnie jest trudny. Bardzo. Dlatego wybrałam hiszpański, z którego umiem 5 tematów do przodu. Nie mam przyjaciół, więc ich brak zastępuje mi nauka.
Lekcja dobiegła końca. Nauczycielka poprosiła uczniów aby pomogli mi z plecakiem. Nikt nie przejął się jej słowami. Wszyscy wyszli. Pani profesor podeszła do mnie i pomogła dojść pod salę 36, gdzie mieliśmy mieć lekcje literatury. Usiadłam na ławce kładąc obok siebie plecak. Jeszcze raz podziękowałam nauczycielce i odprowadziłam ją wzrokiem do sekretariatu.
- (TI)? - usłyszałam po prawej stronie. Odwróciłam głowę i ujrzałam Louis'a we własnej osobie. Chłopak szeroko się uśmiechnął i podszedł do mnie, po czym delikatnie mnie objął.
- Już myślałem, że jednak nie będziemy chodzić do tej samej szkoły i klasy.
- Ja też. Ale jak widzisz to się nie sprawdziło. Chodzisz na niemiecki?
- Tak. A ty pewnie na hiszpański.
- Zgadza się.
- To wyjaśnia twoją nieobecność. - zaśmiał się a ja odruchowo wraz z nim. Ej, co jest? Co ten chłopak robi ze mną? Sprawia , że się uśmiechasz idiotko.
Nagle kontem oka zauważyłam moje główne dręczycielki idące w naszą stronę.
- Louis, odejdź stąd. Udawaj, że z kimś rozmawiasz czy coś takiego. - powiedziałam praktycznie na jednym wdechu.
- (TI) co się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
- Wszytko jest okey. Po prostu się odsuń. - powiedziałam i zmierzyłam chłopaka odpowiednim wzrokiem. Louis odszedł kawałek ode mnie i oparł się o ścianę. Otworzył trzymany w dłoni podręcznik do literatury i zaczął "czytać". Kontem oka przyglądał mi się.
- Witamy naszą kalekę. - rzuciła z szyderczym uśmiechem Rachel i stanęła naprzeciwko mnie. Chwilę później po obu jej stronach stanęły jej przyjaciółeczki od siedmiu boleści. Swoim ustawieniem uniemożliwiły mi jaką kolwiek drogę ucieczki. I one dobrze o tym wiedział.
- Od zawsze byłaś łamagą, ale do takie stopnia? Co nie dałaś się wyruchać w burdelu? - zapytała śmiejąc się. Dołączyły do niej jej przyjaciółki, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Pożałujesz, że się urodziłaś. - wyszeptała mi do ucha i rozbawiona weszła do otwartej przez dyżurnego klasy. Ze łzami wstałam i ruszyłam do pomieszczenia. Będąc już w progu, poczułam silne uderzenie w plecy i upadłam na ziemię. Akurat na rękę w ortezie. Świetnie! Podniosłam głowę do góry i ujrzałam Zack'a. Brata Rachel. Że śmiechem przybili sobie piątki i zajęli ławki rzucając mi spojrzenie pełne wyższości.
- (TI) co to było? - usłyszałam nad sobą ten dźwięczny głos. Louis...
----------------------------
Hej
Jak druga część?
Tak w ogóle ostatnio przeczytałam, że partnerka Liam'a - Cheryl Fernandez-Versini jest w ciąży! Myślcie, że to prawda? Waszym zdaniem Liam będzie dobrym ojcem ?
LiwiaLila
- Hej. - z zamyślenia wybudził mnie głos Louis'a.
- Cześć. - odparłam z uśmiechem zarezerwowanym jedynie dla mojej rodziny. Dlaczego się ujawniłeś?
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Nawet dobrze. Co tam masz? - zapytałam wskazując na reklamówkę w jego dłoni.
- Kupiłem ci trochę owoców. Potrzebujesz witamin.
- Dziękuję. Ale wiesz, że nie trzeba było - powiedziałam uświadamiając sobie, że był to jakiś przejaw troski, skierowany w moją stronę nie od rodziców czy (ITS).
- To nic wielkiego. Teraz musisz wracać do formy. A to na pewno pomoże. - dokończył siadając na krześle. - Wiesz już kiedy wychodzisz?
- Wszystko zależy od badań. Ale jeśli będzie okey, to już jutro. - odparłam smutno. Smutno? Dlaczego?
- Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy. - powiedział lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi z mojej strony. - Chodzisz jeszcze do szkoły?
- Tak. Do ostatniej klasy liceum. A ty?
- Też. - odparł z uśmiechem. - Przeprowadziłem się tutaj kilka dni temu i od poniedziałku zaczynam naukę w liceum przy East Road. - nie wierzę!
- Też tam chodzę. - i po cholerę mu to mówiłaś!
- Świetnie! Już kogoś znam. - zareagował bardzo wesoło. Szkoda, że ta radość zniknie przy pierwszym wspólnym spotkaniu na szkolnym korytarzu. Bogacze będą chcieli go przeciągnąć na swoją stronę. Pasuje do nich. Nie powinnam mu robić nadziei na naszą przyjaźń. Nie chcę, żeby został obiektem kpin jak ja.
- Cudownie - wyszeptałam. Chyba nie słyszał gdyż akurat był zajęty stukaniem w ekran telefonu. iPhone. Mówiłam, że idealnie do nich pasuje.
- Może w coś zagramy bo się zanudzisz na śmierć. - ciekawy pomysł Louis'ie.
- Z moim stanem nie zagramy w wiele gier. - zauważyłam wskazując na usztywnioną rękę.
- Coś się wymyśli. - rzucił i zamilkł - Dobra wiem. Ale to wiąże się z jedzeniem. - powiedział puszczając mi oczko. Tylko nie jedzenie! - Podobno nic dzisiaj nie tknęłaś od śniadania. - pielęgniarki!
- Ale ja się nie zga
- Cicho! Gra polega na tym , że na zmianę mówimy coś czego nigdy w życiu nie zrobiliśmy. Jeśli druga osoba to zrobiła to je kawałek owoca. - powiedział wyciągając z siatki jabłka, pomarańcze i banany. Z szafki wyjął nóż i talerz, i szybko przygotował owoce.
- Zaczynaj. - rzucił w moją stronę odwracając się przodem do mnie.
- Okey. Więc, nigdy nie jadłam ciasta marchewkowego.
- Co?! - krzyknął wyraźnie zaskoczony. - Naprawdę nigdy?
- Nigdy.
- Następnym razem przyniosę ci. Musisz go spróbować. To moje ulubione ciasto. W ogóle lubię marchewki. I paski. Ponad wszystko paski... - i tak oto rozpoczął się wywód Louis'a odnośnie jego upodobań.
******
- Na pewno wszytko wzięłaś? - pytała po raz setny mama.
- Tak. - odparłam ściskając w dłoni białą kartkę złożoną na cztery części.
- To idziemy. - powiedziała i pomogła mi przesiąść się na wózek. Zabrała do ręki torbę i wyjechała ze mną na korytarz. Dojechałyśmy do windy gdzie czekał na nas tata. Powitał mnie z uśmiechem i przejął torbę od mamy. Wcisnęłam z radością guzik przywołujący windę i po chwili byliśmy już na parterze. Radość i nadmierna energia Louis'a chyba udzieliły w mi się w jednej milionowej części swoich całości.
Przejeżdżając obok recepcji poprosiłam mamę aby się zatrzymała. Pomogła mi podjechać bliżej siedzącej za biurkiem recepcjonistki.
- Przepraszam, zna pani Louis'a? Tego wolontariusza.
- Oczywiście. Przemiły chłopak. - odparła z radością w głosie starsza kobieta.
- Mogłaby mu to pani przekazać gdy przyjdzie?
- Naturalnie. A od kogo?
- Od (TI). Dziękuję. - odparłam i mama ponownie zaczęła pchać wózek. Wyjechałyśmy na parking gdzie uderzyła we mnie fala zimna. Październik. Zimno. Podjechałyśmy pod nasz samochód i z pomocą taty usiadłam wygodnie w starym modelu Audi. Stare, niezawodne autko. Obok mnie spoczęła moja torba i kule, które będą mi towarzyszyć. Początkowo miałam cały czas siedzieć w domu, jednak lekarz stwierdził, że ręka nie jest w najgorszym stanie. Zdjęli mi usztywnienie ale zamiast tego założyli mi ortezę. Wyglądam teraz jak jaki superbohater. Poprawiłam się wygodnie na fotelu a rodzice zajęli miejsca z przodu, po czym tata ruszył. Jechaliśmy przez kilkanaście minut głównymi ulicami Londynu, po czym wjechaliśmy w biedniejszą dzielnice miasta. Zatrzymaliśmy się przed lekko zniszczonym murowanym domem. Naszym domem. Mimo iż nie był nowoczesny, a jego wyposażenie pozostawiało wiele do życzenia, było to moje ukochanej miejsce. To tutaj czuję się najbezpieczniej. To tutaj jest źródło naszej rodzinnej miłości.
Tata pomógł mi wyjść z samochodu. Dzięki kulom udało mi się dojść do domu, a następnie do mojego pokoju. Moja sypialnia nie była duża. Był to mały pokój o żółtych ścianach, z dwoma oknami przysłoniętymi jasnymi zasłonami. Pod oknem stało łóżko a naprzeciwko niego biurko i szafa. Nic specjalnego, jednak wystarczało mi to w 100 procentach. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się czy Louis przyszedł już do szpitala. Nie wiedziałam, że dzisiaj mnie wypisują więc postanowiłam napisać chłopakowi kilka słów na koniec. Podałam tam też numer mojego telefonu. W razie czego. Gdyby zobaczył moją komórkę pewnie by się głośno roześmiał.
Mimo wczesnej godziny byłam zmęczona. Chodzenie o kulach i to z ręką w ortezie męczy. Położyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy.
******
Weekend minął mi bardzo miło. Odwiedziła mnie moja ciocia Arlin. Najbardziej kolorowa i zabawna osoba z całej naszej rodziny. Dzięki niej zapomniałam trochę o tym, że muszę iść z tym czymś na nodze i ręce do szkoły. W niedzielę wróciła do domu moja siostra (ITS). Przyjechała wprawdzie jedynie po rzeczy i jeszcze tego samego dnia pojechała znowu do babci. Od kiedy dziadek zmarł, babcia zaczęła mieć problemy zdrowotne. Na szczęście teraz wszytko wychodzi na prostą.
Jak to mówią wszytko co dobre szybko się kończy. Tak więc i weekend się skończył, a w jego konsekwencji nadszedł nowy tydzień i znienawidzony przeze mnie poniedziałek. Z resztą nienawidzę każdego dnia, który muszę spędzić w szkole.
Obudziłam się około 6:05. Zazwyczaj wstawałam później ale teraz, ze względu na mój stan wszystkie czynności zajmują mi dwa razy więcej czasu. Przeciągnęłam się na łóżku i podniosłam do pocyzji siedzącej. Przetarłam oczy i ziewnęłam. Błagam, dajcie mi jeszcze pospać!
Wyszłam z łóżka i z pomocą kul podeszłam do szafy. I co ja mam ubrać? Głupi gips. Po dłuższym czasie wybrałam czarne getry, białą koszulkę i czarny sweterek z długim rękawem. Zabrałam czystą bieliznę i udałam się do łazienki. Umyłam się i przebrałam, a następnie udałam się do kuchni skąd dochodziły niebiańskie zapachy.
- Cześć. Co tak ładnie pachnie? - zapytałam siadając przy stole.
- Witaj skarbie. Omlet z warzywami i szynką. - powiedziała mama podając mi talerz ze smakowicie wyglądającym daniem. Zabrałam się za jedzenie. Jaka ja będę przez to gruba!
- Tato poszedł się ubrać i zaraz pojedziemy do szkoły. - powiedziała mama stawiając przede mną kubek z herbatą.
- Okey - mruknęłam cicho i zanurzyłam usta w gorącej cieczy.
Po kilku minutach do kuchni przyszedł tata. Usiadł przy stole i jak codziennie przeprowadził rozmowę z mamą odnośnie planów na dzisiejszy dzień. Ubogie, jak codziennie. Po śniadaniu z pomocą mamy ubrałam kurtkę i buta po czym wyszliśmy do samochodu. Tata przyniósł z domu mój plecak i położył na siedzeniu obok mnie. Rodzice zajęli miejsca z przodu i ruszyliśmy.
******
Było kilka minut po dzwonku. Szłam razem z mamą pustym korytarzem w stronę sali nr 8. Ciekawe czy Louis rzeczywiście będzie chodził do mojej szkoły. Z jednej strony byłoby świetnie, w końcu miałbym z kim porozmawiać. A z drugiej, wyższa sfera. Na pewno przeciągnęliby Louis'a na swoją stronę. Ale on do nich pasuje. Cholera!
Tysiąc myśli na minutę zalewających moją głowę sprawiło, że szybko znalazłam się pod salą. Mama zapukała i otworzyła drzwi. Wpuściła mnie do środka, po czym weszła i stanęła obok mnie. Oczy całej klasy skierowały się na moją osobę. Zacznie się. Ty kaleko! Niezdara! Jakiś facet się wkurzył, że nie chciałeś się z nim przespać i połamał ci nogi! Byłam na to przygotowana.
Mama podeszła do mojej nauczycielki hiszpańskiego i zaczęła z nią rozmawiać. Pewnie wytłumaczyła moją sytuację. Po chwili nauczycielka obdarzyła mnie spojrzeniem pełnym współczucia i pomogła usiąść w ławce. Mama słabo się do mnie uśmiechnąła i po krótkich przeprosinach, za zakłócanie lekcji wyszła z klasy. Pani profesor podeszła do tablicy i kontynuowała tłumaczenie różnych zadań. Rozglądnęłam się po klasie. Nigdzie nie zobaczyłam Louis'a. Jeśli się nie pomylił z nazwą ulicy, to może rzeczywiście jest w mojej klasie, ale teraz ma lekcję niemieckiego. Ale jak można się tego języka? Jak dla mnie jest trudny. Bardzo. Dlatego wybrałam hiszpański, z którego umiem 5 tematów do przodu. Nie mam przyjaciół, więc ich brak zastępuje mi nauka.
Lekcja dobiegła końca. Nauczycielka poprosiła uczniów aby pomogli mi z plecakiem. Nikt nie przejął się jej słowami. Wszyscy wyszli. Pani profesor podeszła do mnie i pomogła dojść pod salę 36, gdzie mieliśmy mieć lekcje literatury. Usiadłam na ławce kładąc obok siebie plecak. Jeszcze raz podziękowałam nauczycielce i odprowadziłam ją wzrokiem do sekretariatu.
- (TI)? - usłyszałam po prawej stronie. Odwróciłam głowę i ujrzałam Louis'a we własnej osobie. Chłopak szeroko się uśmiechnął i podszedł do mnie, po czym delikatnie mnie objął.
- Już myślałem, że jednak nie będziemy chodzić do tej samej szkoły i klasy.
- Ja też. Ale jak widzisz to się nie sprawdziło. Chodzisz na niemiecki?
- Tak. A ty pewnie na hiszpański.
- Zgadza się.
- To wyjaśnia twoją nieobecność. - zaśmiał się a ja odruchowo wraz z nim. Ej, co jest? Co ten chłopak robi ze mną? Sprawia , że się uśmiechasz idiotko.
Nagle kontem oka zauważyłam moje główne dręczycielki idące w naszą stronę.
- Louis, odejdź stąd. Udawaj, że z kimś rozmawiasz czy coś takiego. - powiedziałam praktycznie na jednym wdechu.
- (TI) co się dzieje? - zapytał zdezorientowany.
- Wszytko jest okey. Po prostu się odsuń. - powiedziałam i zmierzyłam chłopaka odpowiednim wzrokiem. Louis odszedł kawałek ode mnie i oparł się o ścianę. Otworzył trzymany w dłoni podręcznik do literatury i zaczął "czytać". Kontem oka przyglądał mi się.
- Witamy naszą kalekę. - rzuciła z szyderczym uśmiechem Rachel i stanęła naprzeciwko mnie. Chwilę później po obu jej stronach stanęły jej przyjaciółeczki od siedmiu boleści. Swoim ustawieniem uniemożliwiły mi jaką kolwiek drogę ucieczki. I one dobrze o tym wiedział.
- Od zawsze byłaś łamagą, ale do takie stopnia? Co nie dałaś się wyruchać w burdelu? - zapytała śmiejąc się. Dołączyły do niej jej przyjaciółki, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Pożałujesz, że się urodziłaś. - wyszeptała mi do ucha i rozbawiona weszła do otwartej przez dyżurnego klasy. Ze łzami wstałam i ruszyłam do pomieszczenia. Będąc już w progu, poczułam silne uderzenie w plecy i upadłam na ziemię. Akurat na rękę w ortezie. Świetnie! Podniosłam głowę do góry i ujrzałam Zack'a. Brata Rachel. Że śmiechem przybili sobie piątki i zajęli ławki rzucając mi spojrzenie pełne wyższości.
- (TI) co to było? - usłyszałam nad sobą ten dźwięczny głos. Louis...
----------------------------
Hej
Jak druga część?
Tak w ogóle ostatnio przeczytałam, że partnerka Liam'a - Cheryl Fernandez-Versini jest w ciąży! Myślcie, że to prawda? Waszym zdaniem Liam będzie dobrym ojcem ?
LiwiaLila
piątek, 14 października 2016
45. Louis ~ część I
Wyzywana od najmłodszych lat. Za wszystko i za nic. Znienawidzona od najmłodszych lat. Za wszystkoi za nic.
Oni przywożeni do przedszkola drogimi samochodami przez rodziców, w ubraniach z najdroższych i najmodniejszych sklepów oraz w modnych fryzurach. Ja codziennie po 10 minutowej podróży autobusem przyprowadzana w ubraniach po starszej siostrze z charakterystycznym kucykiem na głowie. Panie dobrze wiedząc, że nie jestem dobrze przez nich traktowana dołączyły mnie jako jedyną do grupy dzieci z tzw. wyższych sfer. Oni bawiący się razem, ja zawsze samotnie z boku. Oni odbierani przez opiekunki, gdyż zapracowani rodzice nie byli w stanie im poświęcić chwili. Ja odbierana przez mamę, z którą odbywałam drogę do domu na piechotę. Dobre 40 minut.
W szkole podstawowej wyzywana przez rodzaj wykonywanej pracy przez moich rodziców. Jakby praca jako sprzątaczka i sprzedawca były dziwnymi, niespotykanymi zawodami. W gimnazjum wyzywana za moją sylwetkę, przy kości. Owszem byłam puszystą osobą ale i wśród osób z wyższych sfer były grubsze osoby. Wyzywana z powodu tego, że moje ubrania nie pochodziły ze sławnych sieciówek, a ze sklepów typu second hand. Jakby te ubrania były gorsze. Niczym nie różniły się od tych posiadanych przez wyższo sferowców. Może jedynie ceną i tym, że na ich ubraniach były znaczki znaczące o sławie ubrań. Wyzywana przez okulary pomagające mi dobrze widzieć. Wyzywana przez posiadanie starego telefonu z klawiaturą, kiedy oni mieli najnowsze modele dotykowych komórek. Nie rozumieli, że w mojej sytuacji telefon który posiadałam był i jest dla mnie wszystkim. Kiedy nie mieli już się czego czepiać, znajdowali najmniejsze i najgłupsze powody do kontynuacji dokuczania mi. Czasem chodziło o okładkę zeszytu, kolorową gumkę do włosów czy to, że mam najlepsze oceny w klasie. Najczęściej jednak chodziło o moją sylwetkę. Gruba, kujonica w okularach. Cudowne połączenie. Zaczęłam się głodzić, mając nadzieję, że to mi pomoże schudnąć. Było jeszcze gorzej. Chudłam z dnia na dzień coraz więcej, a oni śmiali się, że chcę zrobić z siebie modelkę i wybić. Bo przecież ja, osoba z niższych sfer jest stworzona jedynie do czyszczenia kibli.
W szkole podstawowej wyzywana przez rodzaj wykonywanej pracy przez moich rodziców. Jakby praca jako sprzątaczka i sprzedawca były dziwnymi, niespotykanymi zawodami. W gimnazjum wyzywana za moją sylwetkę, przy kości. Owszem byłam puszystą osobą ale i wśród osób z wyższych sfer były grubsze osoby. Wyzywana z powodu tego, że moje ubrania nie pochodziły ze sławnych sieciówek, a ze sklepów typu second hand. Jakby te ubrania były gorsze. Niczym nie różniły się od tych posiadanych przez wyższo sferowców. Może jedynie ceną i tym, że na ich ubraniach były znaczki znaczące o sławie ubrań. Wyzywana przez okulary pomagające mi dobrze widzieć. Wyzywana przez posiadanie starego telefonu z klawiaturą, kiedy oni mieli najnowsze modele dotykowych komórek. Nie rozumieli, że w mojej sytuacji telefon który posiadałam był i jest dla mnie wszystkim. Kiedy nie mieli już się czego czepiać, znajdowali najmniejsze i najgłupsze powody do kontynuacji dokuczania mi. Czasem chodziło o okładkę zeszytu, kolorową gumkę do włosów czy to, że mam najlepsze oceny w klasie. Najczęściej jednak chodziło o moją sylwetkę. Gruba, kujonica w okularach. Cudowne połączenie. Zaczęłam się głodzić, mając nadzieję, że to mi pomoże schudnąć. Było jeszcze gorzej. Chudłam z dnia na dzień coraz więcej, a oni śmiali się, że chcę zrobić z siebie modelkę i wybić. Bo przecież ja, osoba z niższych sfer jest stworzona jedynie do czyszczenia kibli.
Codzienne śmiechy i wyzwiska rzucane, gdy jeszcze dobrze nie weszłam do szkoły, sprawiły, że znajduję się tu a nie indziej. W białej szpitalnej sali, odpoczywając po operacji. Moje ciało pokrywają liczne rany i zadrapania. Noga w gipsie, ręka w usztywnieniu. Wiele siniaków na całym ciele. Chciałam skoczyć z mostu. Skoczyłam. Szkoda, że jestem ślepa i nie potrafię wymierzyć dokładnej odległości, przez co uderzyłam w skały. Nawet zabić się nie potrafię! Jestem życiowym nieudacznikiem z dużą niedowagą. A to wszystko przez nich.
Na dobrą sprawę, nie pozostało mi nic oprócz wpatrywania się w biały sufit i wsłuchiwania się w pikanie aparatury. Z mojego stanu wybudził mnie głośny odgłos otwierania drzwi. Rodzice są w pracy, a siostra pojechała do babci. Przyjaciół nie mam. Może pielęgniarka? Jeśli to ona, to coś spisze do notatnika i pójdzie.
- Cześć. - usłyszałam męski, a jednocześnie młodzieńczy głos tuż po charakterystycznym dźwięku zamykanych drzwi. Spóściłam głowę na dół a moim oczom ukazał się wysoko szatyn, bardzo przystojny szatyn. Nie mógł być wiele starszy ode mnie, o ile nie był w moim wieku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie i trochę się speszyłam. Nikt oprócz mojej rodziny, ze mną nie rozmawia. Oczywiście chodzi mi o osoby w moim wieku. A tutaj. Wysoki, przystojny, ubrany bardzo dobrze chłopak przychodzi do mnie i zaczyna rozmowę. Pewnie będzie chciał się pośmiać jak każdy dzieciak. - Jestem Louis i jestem wolontariuszem. Słyszałem, że przywieźli cię wczoraj i miałaś operacje przez całą noc. Wiem, że twoi rodzice przyjdą dopiero wieczorem więc postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa. - mówił z szerokim uśmiechem podchodząc do łóżka. Jakoś nie przekonał mnie tą gadką. - Mogę usiąść? - zapytał gdy nic mu nie odpowiadałam. Tym razem również nie otrzymał odpowiedzi. Zaskoczony pokręcił delikatnie głową i usiadł na krześle obok mnie. - Jak masz na imię?
- Dlaczego ze mną rozmawiasz? - wypaliłam.
- Dlaczego miałbym nie rozmawiać? - zapytał nie rozumiejąc nic. Idiotko, on cię najwyraźniej nie zna. Ale jak tylko pozna, będę miała kolejnego dręczyciela.
- Są powody do tego Louis. - odparłam poprawiając się na łóżku.
- Jakie?
- Może kiedyś się dowiesz. - odparłam a chłopak spojrzał na mnie tajemniczo.
- Dziwna jesteś. - stwierdził poprawiając włosy. W tym to on jest mistrzem.
- Jeszcze dziwnych rzeczy nie widziałeś. - szepnęłam i rzuciłam się na poduszkę - A więc dlaczego tutaj przyszedłeś? - kontynuowałam.
- Już ci mówiłem.
- Myślę, że weselej i zabawnie byłoby na oddziale dziecięcym.
- Nie chcesz żebym tu był? - zapytał z lekkim zszokowaniem. Nie był na to przygotowany...
- Nie o to chodzi Louis. Po prostu, dziwi mnie twoja obecność tutaj, bo zazwyczaj nikt ze mną nie rozmawia.
- Jak to? Dlaczego?- zapytał zszokowany. Louis, Louis, Louis, Lou...
- Za wcześnie żebym ci o tym mówiłam, ale
- Przepraszam, że wam przerywamy ale (TI) musimy jechać na badanie. - przerwała nam wchodząca do sali pielęgniarka. Podeszła do łóżka i odpięła ode mnie kilka kabelków po czym pomogła przesiąść mi się na wózek.
- Powiesz mi kiedyś? - rzucił Louis kiedy byłyśmy już przy drzwiach. Kobieta zatrzymała wózek, a chłopak podszedł do nas.
- Być może. - odpowiedziałam po czym dałam znak pielęgniarce, że może ruszyć. Wyjechałam z sali i jadąc korytarzem przyglądałam się zdjęciom wiszącym na ścianach.
- Czekaj! - usłyszałam za sobą. Pielęgniarka ponownie się zatrzymała a ja odwróciłam głowę do tyłu. Louis - Jak masz na imię?
- (TI) ! - krzyknęłam za co zostałam zganiona przez pielęgniarkę.
**********************
I jak? Kontynuować?
Pamiętajcie o komentowaniu!!!
LiwiaLila
Na dobrą sprawę, nie pozostało mi nic oprócz wpatrywania się w biały sufit i wsłuchiwania się w pikanie aparatury. Z mojego stanu wybudził mnie głośny odgłos otwierania drzwi. Rodzice są w pracy, a siostra pojechała do babci. Przyjaciół nie mam. Może pielęgniarka? Jeśli to ona, to coś spisze do notatnika i pójdzie.
- Cześć. - usłyszałam męski, a jednocześnie młodzieńczy głos tuż po charakterystycznym dźwięku zamykanych drzwi. Spóściłam głowę na dół a moim oczom ukazał się wysoko szatyn, bardzo przystojny szatyn. Nie mógł być wiele starszy ode mnie, o ile nie był w moim wieku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie i trochę się speszyłam. Nikt oprócz mojej rodziny, ze mną nie rozmawia. Oczywiście chodzi mi o osoby w moim wieku. A tutaj. Wysoki, przystojny, ubrany bardzo dobrze chłopak przychodzi do mnie i zaczyna rozmowę. Pewnie będzie chciał się pośmiać jak każdy dzieciak. - Jestem Louis i jestem wolontariuszem. Słyszałem, że przywieźli cię wczoraj i miałaś operacje przez całą noc. Wiem, że twoi rodzice przyjdą dopiero wieczorem więc postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa. - mówił z szerokim uśmiechem podchodząc do łóżka. Jakoś nie przekonał mnie tą gadką. - Mogę usiąść? - zapytał gdy nic mu nie odpowiadałam. Tym razem również nie otrzymał odpowiedzi. Zaskoczony pokręcił delikatnie głową i usiadł na krześle obok mnie. - Jak masz na imię?
- Dlaczego ze mną rozmawiasz? - wypaliłam.
- Dlaczego miałbym nie rozmawiać? - zapytał nie rozumiejąc nic. Idiotko, on cię najwyraźniej nie zna. Ale jak tylko pozna, będę miała kolejnego dręczyciela.
- Są powody do tego Louis. - odparłam poprawiając się na łóżku.
- Jakie?
- Może kiedyś się dowiesz. - odparłam a chłopak spojrzał na mnie tajemniczo.
- Dziwna jesteś. - stwierdził poprawiając włosy. W tym to on jest mistrzem.
- Jeszcze dziwnych rzeczy nie widziałeś. - szepnęłam i rzuciłam się na poduszkę - A więc dlaczego tutaj przyszedłeś? - kontynuowałam.
- Już ci mówiłem.
- Myślę, że weselej i zabawnie byłoby na oddziale dziecięcym.
- Nie chcesz żebym tu był? - zapytał z lekkim zszokowaniem. Nie był na to przygotowany...
- Nie o to chodzi Louis. Po prostu, dziwi mnie twoja obecność tutaj, bo zazwyczaj nikt ze mną nie rozmawia.
- Jak to? Dlaczego?- zapytał zszokowany. Louis, Louis, Louis, Lou...
- Za wcześnie żebym ci o tym mówiłam, ale
- Przepraszam, że wam przerywamy ale (TI) musimy jechać na badanie. - przerwała nam wchodząca do sali pielęgniarka. Podeszła do łóżka i odpięła ode mnie kilka kabelków po czym pomogła przesiąść mi się na wózek.
- Powiesz mi kiedyś? - rzucił Louis kiedy byłyśmy już przy drzwiach. Kobieta zatrzymała wózek, a chłopak podszedł do nas.
- Być może. - odpowiedziałam po czym dałam znak pielęgniarce, że może ruszyć. Wyjechałam z sali i jadąc korytarzem przyglądałam się zdjęciom wiszącym na ścianach.
- Czekaj! - usłyszałam za sobą. Pielęgniarka ponownie się zatrzymała a ja odwróciłam głowę do tyłu. Louis - Jak masz na imię?
- (TI) ! - krzyknęłam za co zostałam zganiona przez pielęgniarkę.
**********************
I jak? Kontynuować?
Pamiętajcie o komentowaniu!!!
LiwiaLila
czwartek, 13 października 2016
44. Imagin z Harrym część III
Witajcie !
Przepraszam z całego serca za tak długi czas oczekiwania na kolejną część ale wypadki chodzą po ludziach (szczególnie po mnie -.-) i niestety tak wyszło. Dziś trzecia część przygód Harrego i Justyny. Zapraszam do czytania i komentowania !
Pozdrawiam Zuza ! ;)
Część I
Część II
Spojrzałam w jego oczy, a następnie na usta. Nie spodziewałam się energicznego ruchu ze strony chłopaka, który właśnie wykonał. Pociągnął mnie za rękę, co sprawiło, że opadłam na materac. Pochylił nade mną i zachłannie, ale z wielkim wyczuciem wpił się w moje wargi. Nie będąc mu dłużna, odwzajemniłam gest i złapałam za kark. Przejechałam paznokciami po nagich plecach,co wywołało dreszcz na torsie Harrego. Rozpięłam guzik jego spodni i osunęłam na wysokość kostek. Styles,bez problemu pozbył się mojej koszulki i obrócił tak, że wylądowałam na nim okrakiem. Przejechałam ręką po wyrzeźbionym brzuchu mężczyzny i ponownie zaczęłam całować. Moja dłoń błądziła w okolicach linii majtek. Nie mogłam wytrzymać ciśnienia jakie między nami powstało. Obydwoje wiedzieliśmy co robimy. Nasze zachowanie nie przypominało całowania, lecz kąsanie i gryzienie warg, co powodowało większe podniecenie.
-Zrób to wreszcie.. - Wymamrotałam między namiętną walką języków.
Harry zerwał ze mnie majtki i w ułamku sekundy pozbył się swoich. Przerzucił mnie po raz kolejny i wylądowałam brzuchem na łóżku. Wypiął moje biodra, by po chwili uderzyć w pośladki.
-Musisz być grzeczna - Wyszeptał nad moim uchem.
-Tak panie Styles- Odrzekłam.
Złapał mnie w tali i przysunął bliżej siebie. Usłyszałam jak oblizuje palce, które po chwili znalazły się we mnie. Jęknęłam bezwładnie i odchyliłam głowę do tyłu. Robił mi na złość, kręcąc palcami powoli, energicznie przyspieszając i znowu zwalniając. Fala gorąca jaka owładnęła me ciało była porównywalna to żarzącego się ogniska. Poczułam klapsa na drugim pośladku i trzeci palec dołączający do wskazującego i środkowego. Przyspieszyłam oddech, cicho pomrukując.
-Harry.... - Przerwał mi.
-Ciii... Ja tutaj rządzę - Wycedził.
-Ale ja już.. - Ponownie pośladek poczuł dłoń loczka.
-Nie tak szybko - Zaśmiał się szyderczo.
Czułam jak podbrzusze wypełnia się błogim uczuciem. Byłam u kresu, gdy zielonooki po prostu przestał sprawiać mi przyjemności. Wypuściłam głośno powietrze i przysiadłam na kolanach.
-A teraz odwróć się do mnie przodem - Seksowniej nie dało się tego powiedzieć ?
Wykonałam polecenie.
-Grzeczna dziewczynka - Pogłaskał mój policzek.
-A jak się sprzeciwie ? - Założyłam ręce, co uwydatniło mój biust.
-Możesz się przekonać co Cię czeka - Ironia...
-Mam na to wielką ochotę - Oblizałam i zagryzłam wargę.
-Ale to Ty będziesz słuchał się mnie ! - Rozkazałam i pchnęłam go do tyłu.
Upadł na plecy, a ja ponownie usiadłam w rozkroku na jego biodrach.
-Nie mam mowy... - Nie skończył.
-Nie produkuj się - Przycisnęłam go ciałem.
Ugryzłam delikatnie wargę Harrego. Pocałowałam i energicznie złapałam przyrodzenie. Pociągałam
ręką w górę i dół co sprawiło, że odchylił głowę. Co chwilę przejeżdżałam paznokciami po jego brzuchu i nogach, zostawiając liczne ślady. Kręciło go to niesamowicie. Pochyliłam się niżej i złożyłam malinkę na wysokości jego miednicy. Kreśliłam językiem nieokreślone kształty, omijając tylko jedno miejsce. Gdy poczułam, że kolega Stylesa mocniej się napręża oblizałam główkę penisa i nie przestając ruszać ręką dołączyłam usta.
-Ja zaraz... oszaleję - Łykał powietrze jak ryba.
Słysząc to przyspieszyłam ruchy i po kilku sekundach loczek doszedł, uwalniając swoje soki na moje piersi. Otarłam się o całe ciało mężczyzny.
-Powiedziałem, że to ja tu rządzę. Podeszłaś mnie - Zagryzł wargi, a ja znalazłam się na jego kolanach.
Wyglądałam jak dziecko, które wiele przeskrobało i musi ponieść za to karę cielesną.
Dostałam trzy szybkie klapsy. Czułam tylko palące miejsce od otarcia męskiej ręki. Zwinnie mnie podniósł, przywierając do ramy łóżka. Związał linką ręce i w tym momencie zostałam ubezwłasnowolniona. Energicznie wepchnął swoje palce i język w środek najczulszego punku w moim ciele. Zabawiał się mną parę minut, uciszając, gdy cokolwiek chciałam powiedzieć. Wygięłam się w łuk i doznałam najwspanialszego uczucia pod słońcem. Nie dał mi nawet chwili na zabranie oddechu. Poczułam męskość Harrego i pisnęłam. Ruchy były szybkie, wypełniał mnie całym sobą.
-Ja... ! - Pisnęłam.
-Za chwilę ! - Krzyknął.
Nim zdołaliśmy cokolwiek powiedzieć, oboje doszliśmy na szczyt. Opadłam bezwładnie obok loczka uspokajając oddech.
-Jesteś wspaniała - Ucałował moje czoło.
-Dziękuję - Wtuliłam się w tors i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
[...]
Dźwięki dochodzące zza okna wyrwały mnie ze snu. Leniwie podniosłam powieki i obleciałam wzrokiem pokój. Nie było w nim nikogo poza mną. Letnie wyładowania atmosferyczne dawały się we znaki, gdyż pogoda nie zmieniła się od wieczora. Postawiłam stopy na zimnej podłodze i próbowałam odszukać koszulki. Wszystkie ubrania były posprzątane, a mi nie zostało zatem nic innego jak otworzyć pierwszą, lepszą szafę. Wybrałam ciemno-zieloną koszule i majtki, przypominające damskie.
Cicho otwarłam drzwi i zgrabnie zeszłam na parter domu. Panowała przeraźliwa cisza,a jedyne co w niej zastałam to kawałek papieru w kuchni.
'Pod żadnym pozorem nie wychodź z domu !. Gdy usłyszysz pukanie nie otwieraj ! Nawet, gdybym to ja krzyczał. Nie wiem o której wrócę.... Nie bój się !
Twój H..'
-Nie bój się ?! Łatwo powiedzieć po takiej wiadomości - Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam.
Zjadłam coś, co w małej mierze przypominało śniadanie i powitałam łazienkę, w celu wzięcia kąpieli. Nie powiem, ale jak na warunku panujące w Europie dom był bardzo bogaty. Bardzo duży, dobrze wyposażony i miał nieziemsko przystojnego właściciela. Kiedy zanurzyłam ciało we wodzie zaczęłam rozmyślać o tym co stało się minionej nocy.
Dlaczego tak postąpiłam ? Przecież nie znam go. Jego koledzy brutalnie potraktowali mojego tatę....
Potok łez znalazł się na moich policzkach. Opanowałam po dłużej chwili emocje i ubrana opuściłam pomieszczenie. Powróciłam do sypialni, wcześniej zgarniając z półki nieznaną mi książkę. Była niesamowicie ciekawa i pewnie czytałabym ją dalej, gdyby nie odgłosy dochodzące z dołu. Wystraszyłam się tak bardzo, że momentalnie wskoczyłam pod łóżko. Spędziłam tam kilka minut, po których zobaczyłam w progu czarne oficerki. W mojej głowie krążyło tysiące myśli. Czy to Harry ? Osoba cofnęła się na korytarz, a po chwili wykrzyczała moje imię. Rozpoznałam ten głos i z ulgą wyszłam z kryjówki.
-Tu jestem - Szepnęłam,stając za chłopakiem.
-Gdzie byłaś ? - Spytał zdziwiony.
-Skąd miałam wiedzieć, że to Ty. Schowałam się pod łóżko - Wyraziłam niepokój.
-Banalne, ale nie przyszłoby mi do głowy aby tam w ogóle zajrzeć - Zaśmiał się.
-Dlaczego zostawiłeś mi tak przerażający list ? Bałam się cały czas siedząc tu sama - Wtuliłam się w loczka.
-Przepraszam, musiałem. Żeby Ci się nic nie stało kochana - Ucałował mnie i przytulił.
-Zjemy coś ? - Zapytał weselej.
-A co dziś kuchnia serwuje ? - Zaśmiałam się i oboje zeszliśmy do kuchni...
[...]
-A tak poza tym. Twoi koledzy mnie nie szukają ? Nie wypytują gdzie jestem ? - Zaniepokojona odłożyłam szklankę.
-Uciekłaś - Odparł.
-Co ? - Zdziwiłam się.
-Uciekłaś mi, kiedy wysiedliśmy z samochodu. Tak im powiedziałem - Posłał delikatny uśmiech.
Złapał mnie za rękę i poprowadził do pokoju z kominkiem.Opadliśmy wtuleni na kanapę. Nic nie zapowiadało tak szybkiego obrotu wydarzeń.........
xxx Zuza ;)
Przepraszam z całego serca za tak długi czas oczekiwania na kolejną część ale wypadki chodzą po ludziach (szczególnie po mnie -.-) i niestety tak wyszło. Dziś trzecia część przygód Harrego i Justyny. Zapraszam do czytania i komentowania !
Pozdrawiam Zuza ! ;)
Część I
Część II
Spojrzałam w jego oczy, a następnie na usta. Nie spodziewałam się energicznego ruchu ze strony chłopaka, który właśnie wykonał. Pociągnął mnie za rękę, co sprawiło, że opadłam na materac. Pochylił nade mną i zachłannie, ale z wielkim wyczuciem wpił się w moje wargi. Nie będąc mu dłużna, odwzajemniłam gest i złapałam za kark. Przejechałam paznokciami po nagich plecach,co wywołało dreszcz na torsie Harrego. Rozpięłam guzik jego spodni i osunęłam na wysokość kostek. Styles,bez problemu pozbył się mojej koszulki i obrócił tak, że wylądowałam na nim okrakiem. Przejechałam ręką po wyrzeźbionym brzuchu mężczyzny i ponownie zaczęłam całować. Moja dłoń błądziła w okolicach linii majtek. Nie mogłam wytrzymać ciśnienia jakie między nami powstało. Obydwoje wiedzieliśmy co robimy. Nasze zachowanie nie przypominało całowania, lecz kąsanie i gryzienie warg, co powodowało większe podniecenie.
-Zrób to wreszcie.. - Wymamrotałam między namiętną walką języków.
Harry zerwał ze mnie majtki i w ułamku sekundy pozbył się swoich. Przerzucił mnie po raz kolejny i wylądowałam brzuchem na łóżku. Wypiął moje biodra, by po chwili uderzyć w pośladki.
-Musisz być grzeczna - Wyszeptał nad moim uchem.
-Tak panie Styles- Odrzekłam.
Złapał mnie w tali i przysunął bliżej siebie. Usłyszałam jak oblizuje palce, które po chwili znalazły się we mnie. Jęknęłam bezwładnie i odchyliłam głowę do tyłu. Robił mi na złość, kręcąc palcami powoli, energicznie przyspieszając i znowu zwalniając. Fala gorąca jaka owładnęła me ciało była porównywalna to żarzącego się ogniska. Poczułam klapsa na drugim pośladku i trzeci palec dołączający do wskazującego i środkowego. Przyspieszyłam oddech, cicho pomrukując.
-Harry.... - Przerwał mi.
-Ciii... Ja tutaj rządzę - Wycedził.
-Ale ja już.. - Ponownie pośladek poczuł dłoń loczka.
-Nie tak szybko - Zaśmiał się szyderczo.
Czułam jak podbrzusze wypełnia się błogim uczuciem. Byłam u kresu, gdy zielonooki po prostu przestał sprawiać mi przyjemności. Wypuściłam głośno powietrze i przysiadłam na kolanach.
-A teraz odwróć się do mnie przodem - Seksowniej nie dało się tego powiedzieć ?
Wykonałam polecenie.
-Grzeczna dziewczynka - Pogłaskał mój policzek.
-A jak się sprzeciwie ? - Założyłam ręce, co uwydatniło mój biust.
-Możesz się przekonać co Cię czeka - Ironia...
-Mam na to wielką ochotę - Oblizałam i zagryzłam wargę.
-Ale to Ty będziesz słuchał się mnie ! - Rozkazałam i pchnęłam go do tyłu.
Upadł na plecy, a ja ponownie usiadłam w rozkroku na jego biodrach.
-Nie mam mowy... - Nie skończył.
-Nie produkuj się - Przycisnęłam go ciałem.
Ugryzłam delikatnie wargę Harrego. Pocałowałam i energicznie złapałam przyrodzenie. Pociągałam
ręką w górę i dół co sprawiło, że odchylił głowę. Co chwilę przejeżdżałam paznokciami po jego brzuchu i nogach, zostawiając liczne ślady. Kręciło go to niesamowicie. Pochyliłam się niżej i złożyłam malinkę na wysokości jego miednicy. Kreśliłam językiem nieokreślone kształty, omijając tylko jedno miejsce. Gdy poczułam, że kolega Stylesa mocniej się napręża oblizałam główkę penisa i nie przestając ruszać ręką dołączyłam usta.
-Ja zaraz... oszaleję - Łykał powietrze jak ryba.
Słysząc to przyspieszyłam ruchy i po kilku sekundach loczek doszedł, uwalniając swoje soki na moje piersi. Otarłam się o całe ciało mężczyzny.
-Powiedziałem, że to ja tu rządzę. Podeszłaś mnie - Zagryzł wargi, a ja znalazłam się na jego kolanach.
Wyglądałam jak dziecko, które wiele przeskrobało i musi ponieść za to karę cielesną.
Dostałam trzy szybkie klapsy. Czułam tylko palące miejsce od otarcia męskiej ręki. Zwinnie mnie podniósł, przywierając do ramy łóżka. Związał linką ręce i w tym momencie zostałam ubezwłasnowolniona. Energicznie wepchnął swoje palce i język w środek najczulszego punku w moim ciele. Zabawiał się mną parę minut, uciszając, gdy cokolwiek chciałam powiedzieć. Wygięłam się w łuk i doznałam najwspanialszego uczucia pod słońcem. Nie dał mi nawet chwili na zabranie oddechu. Poczułam męskość Harrego i pisnęłam. Ruchy były szybkie, wypełniał mnie całym sobą.
-Ja... ! - Pisnęłam.
-Za chwilę ! - Krzyknął.
Nim zdołaliśmy cokolwiek powiedzieć, oboje doszliśmy na szczyt. Opadłam bezwładnie obok loczka uspokajając oddech.
-Jesteś wspaniała - Ucałował moje czoło.
-Dziękuję - Wtuliłam się w tors i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
[...]
Dźwięki dochodzące zza okna wyrwały mnie ze snu. Leniwie podniosłam powieki i obleciałam wzrokiem pokój. Nie było w nim nikogo poza mną. Letnie wyładowania atmosferyczne dawały się we znaki, gdyż pogoda nie zmieniła się od wieczora. Postawiłam stopy na zimnej podłodze i próbowałam odszukać koszulki. Wszystkie ubrania były posprzątane, a mi nie zostało zatem nic innego jak otworzyć pierwszą, lepszą szafę. Wybrałam ciemno-zieloną koszule i majtki, przypominające damskie.
Cicho otwarłam drzwi i zgrabnie zeszłam na parter domu. Panowała przeraźliwa cisza,a jedyne co w niej zastałam to kawałek papieru w kuchni.
'Pod żadnym pozorem nie wychodź z domu !. Gdy usłyszysz pukanie nie otwieraj ! Nawet, gdybym to ja krzyczał. Nie wiem o której wrócę.... Nie bój się !
Twój H..'
-Nie bój się ?! Łatwo powiedzieć po takiej wiadomości - Zgniotłam kartkę i wyrzuciłam.
Zjadłam coś, co w małej mierze przypominało śniadanie i powitałam łazienkę, w celu wzięcia kąpieli. Nie powiem, ale jak na warunku panujące w Europie dom był bardzo bogaty. Bardzo duży, dobrze wyposażony i miał nieziemsko przystojnego właściciela. Kiedy zanurzyłam ciało we wodzie zaczęłam rozmyślać o tym co stało się minionej nocy.
Dlaczego tak postąpiłam ? Przecież nie znam go. Jego koledzy brutalnie potraktowali mojego tatę....
Potok łez znalazł się na moich policzkach. Opanowałam po dłużej chwili emocje i ubrana opuściłam pomieszczenie. Powróciłam do sypialni, wcześniej zgarniając z półki nieznaną mi książkę. Była niesamowicie ciekawa i pewnie czytałabym ją dalej, gdyby nie odgłosy dochodzące z dołu. Wystraszyłam się tak bardzo, że momentalnie wskoczyłam pod łóżko. Spędziłam tam kilka minut, po których zobaczyłam w progu czarne oficerki. W mojej głowie krążyło tysiące myśli. Czy to Harry ? Osoba cofnęła się na korytarz, a po chwili wykrzyczała moje imię. Rozpoznałam ten głos i z ulgą wyszłam z kryjówki.
-Tu jestem - Szepnęłam,stając za chłopakiem.
-Gdzie byłaś ? - Spytał zdziwiony.
-Skąd miałam wiedzieć, że to Ty. Schowałam się pod łóżko - Wyraziłam niepokój.
-Banalne, ale nie przyszłoby mi do głowy aby tam w ogóle zajrzeć - Zaśmiał się.
-Dlaczego zostawiłeś mi tak przerażający list ? Bałam się cały czas siedząc tu sama - Wtuliłam się w loczka.
-Przepraszam, musiałem. Żeby Ci się nic nie stało kochana - Ucałował mnie i przytulił.
-Zjemy coś ? - Zapytał weselej.
-A co dziś kuchnia serwuje ? - Zaśmiałam się i oboje zeszliśmy do kuchni...
[...]
-A tak poza tym. Twoi koledzy mnie nie szukają ? Nie wypytują gdzie jestem ? - Zaniepokojona odłożyłam szklankę.
-Uciekłaś - Odparł.
-Co ? - Zdziwiłam się.
-Uciekłaś mi, kiedy wysiedliśmy z samochodu. Tak im powiedziałem - Posłał delikatny uśmiech.
Złapał mnie za rękę i poprowadził do pokoju z kominkiem.Opadliśmy wtuleni na kanapę. Nic nie zapowiadało tak szybkiego obrotu wydarzeń.........
xxx Zuza ;)
środa, 12 października 2016
Tweety #36
1. twój tweet: Moja prywatna Roszpunka @Harry_Styles
2. twój tweet: Nie było mnie pół godzinie w domu. Wracam a tu zastaję cały salon i kuchnię w mące, wodzie i częściach ciasta. @Louis_Tomlinson @NiallOfficial @Real_Liam_Payne zabiję was!
3. tweet Niall'a: Tankujemy i do @(twój username)!
4. tweet Liam'a: @(twój username) stwierdziła, że po ostatniej chorobie muszę zregenerować siły i zrobiła mi dzisiaj coś dziwnego do picia. Powiedziała, że dobre. @Louis_Tomlinson też tak twierdzi. Ale oni mogą być w zmowie przeciwko mnie. Wypić to ? 😕
5. tweet Zayn'a: Kocham tego kota!
twój tweet: Aaaa! @Harry_Styles bo @zaynmalik ukradł mi kota!
6. tweet Harry'ego: Jeszcze kilka godzin i pocałuje @(twój username) 💕
LiwiaLila :*
2. twój tweet: Nie było mnie pół godzinie w domu. Wracam a tu zastaję cały salon i kuchnię w mące, wodzie i częściach ciasta. @Louis_Tomlinson @NiallOfficial @Real_Liam_Payne zabiję was!
3. tweet Niall'a: Tankujemy i do @(twój username)!
4. tweet Liam'a: @(twój username) stwierdziła, że po ostatniej chorobie muszę zregenerować siły i zrobiła mi dzisiaj coś dziwnego do picia. Powiedziała, że dobre. @Louis_Tomlinson też tak twierdzi. Ale oni mogą być w zmowie przeciwko mnie. Wypić to ? 😕
5. tweet Zayn'a: Kocham tego kota!
twój tweet: Aaaa! @Harry_Styles bo @zaynmalik ukradł mi kota!
6. tweet Harry'ego: Jeszcze kilka godzin i pocałuje @(twój username) 💕
LiwiaLila :*
niedziela, 9 października 2016
Wasze pomysły!
Hej
:)
Dzisiaj przychodzę do Was z pewną informacją, a raczej próśbą. Osób czytających bloga jest już bardzo dużo, co widać w statystykach. Codziennie blog jest odwiedzany przez ponad 100 czytelników. Na pewno każda z Was ma jakieś pomysły. Tak więc chciałabym abyście ( również anonimowo, jeśli jest takie życzenie) podawały w komentarzach lub wywołały na gmaila propozycje na nowe imaginy, gdyż moje zaczynają się kończyć. Wiem, że być może nie każdy mój imagin jest świetny lecz fajnie byłoby abyście zostawiły po sobie ślad w postaci komentarza. To motywuje, nawet jeśli jego treść zwraca uwagę na błędy. Wiadomo, że każdy z nas uczy się na błędach. Tak więc jest to mała apelacja do Was i z niecierpliwością czekam na odzew z Waszej strony :)
LiwLil
:)
Dzisiaj przychodzę do Was z pewną informacją, a raczej próśbą. Osób czytających bloga jest już bardzo dużo, co widać w statystykach. Codziennie blog jest odwiedzany przez ponad 100 czytelników. Na pewno każda z Was ma jakieś pomysły. Tak więc chciałabym abyście ( również anonimowo, jeśli jest takie życzenie) podawały w komentarzach lub wywołały na gmaila propozycje na nowe imaginy, gdyż moje zaczynają się kończyć. Wiem, że być może nie każdy mój imagin jest świetny lecz fajnie byłoby abyście zostawiły po sobie ślad w postaci komentarza. To motywuje, nawet jeśli jego treść zwraca uwagę na błędy. Wiadomo, że każdy z nas uczy się na błędach. Tak więc jest to mała apelacja do Was i z niecierpliwością czekam na odzew z Waszej strony :)
LiwLil
sobota, 8 października 2016
43. Niall
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ = MOTYWACJA DLA NAS
- Zdecydowała się już pani?
- Jeszcze nie.
- Proszę się spokojnie zastanowić. Gdyby potrzebowała pani mojej pomocy jestem przy kasie. - sprzedawca obdarzył mnie miłym uśmiechem i odszedł. Wzięłam po raz kolejny do ręki gitarę firmy Taylor. Ułożyłam palce w chwyt G i piórkiem przejechałam po wszystkich strunach rozkoszując się melodyjnym dźwiękiem. Odłożyłam instrument na kanapę i stanęłam na przeciwko niej. I który tu wybrać?
- Weź Taylor. - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się a moim oczom ukazał się wyższy ode mnie o co najmniej głowę blondyn, o cudownych niebieskich oczach. Wesoło się do mnie uśmiechnął. Jaki on ma cudowny uśmiech. - Jest naprawdę dobra. Sam gram tylko na gitarach z tej firmy. - Powiedział wskazując na futerał na plecach.
- Tak mówisz?
- Jestem pewien, że nie będziesz żałować. - odpowiedział z uśmiechem na co odpowiedziałam mu tym samym. Wzięłam do ręki instrument i ruszyłam do kasy. Zakupiłam jeszcze kilka innych niezbędnych akcesori i zadowolona wyszłam ze sklepu.
- Może dasz się zaprosić na kawę? - usłyszałam zamykając szklane drzwi budynku. Odwróciłam się uważając na futerał w dłoni. To znowu ten chłopak.
- Zgoda. Ale najpierw powiedz mi jak masz na imię.
- Niall. Niall Horan. A ty?
- (TI) (TN)
- Piękne imię i przepiękna właścicielka. - powiedział wywołując tym na mojej twarzy wielki rumieniec.
********************
- Pięknie wyglądasz. - powiedział Niall po czym pocałował mnie w policzek.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie. - odparłam przyglądając się jego ubiorowi. Biała koszula, czarna marynarka i czarne rurki. Włosy idelnie zaczesane. I powiedzcie mi, jakim cudem i co ja w ogóle robię na randce z Niall'em Horan'em, światowej sławy piosenkarzem w restauracji Gordona Ramsay'a?
- Co państwu podać? - wybudził mnie głos kelenra. Razem z Horan'em zamówiliśmy popisowe danie szefa kuchni. Kelner odszedł od nas i wrócił po chwili z dwoma kieliszkami i butelką czerwonego wina. Otworzył i nalał każdemu z nas. Na dobrą sprawę, nigdy nie byłam w takich restauracjach i pierwszy raz widzę, żeby kelner nalewał wina. Może tak jest wszędzie? Po przepysznym daniu i deserze Niall stał się strasznie spięty.
- (TI)..
- Tak?
- Chciałbym ci coś powiedzieć. Wiesz znamy się już 4 miesiące. Przez ten czas zacząłem coś czuć do ciebie i ostatnie dni mnie w tym utwierdziły. Zakochałem się w tobie. I chciałbym cię zapytać, czy zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał łapiąc moją dłoń.
- Niall....Ja ..
- Rozumiem jeśli tego nie czujesz
- Zgadzam się.
- Zapomnij, że o co kolwiek cię pyt...czekaj...ty ... zgodziłaś się? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak.
- Boże. Nie wierzę. Aaaa! - zaczął krzyczeć i porwał mnie w swoje ramiona po czym wśród oklasków innych gości pocałował mnie namiętnie.
********************
- (TI) to są moi przyjaciele, reszta One Direction. To Liam. Harry. Louis i Zayn. - mówił przejęty wskazując na każdego z chłopaków. Wyglądali na bardzo miłych. I takimi byli. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Zasiedliśmy wszyscy na kanapie i postanowiliśmy oglądnąć film.
- To co włączyć? - zapytał Louis podchodząc do telewizora.
- Toy Story! - krzyknął Liam. Serio???
- Nie !
- Dlaczego? - odezwał się z miną kota ze Shreka.
- Oglądaliśmy to już chyba z milion razy. - rzucił Harry.
- Może Iluzję? - zaproponował Zayn odrywając wzrok od komórki.
- Tak! - krzyknął Harry i Louis. Liam i Zayn poszli po przekąski, które po chwili wraz z piciem stały na stoliku. Usiadłam wygodnie i wtuliłam się w mojego chłopaka.
********************
- A jak mnie nie polubią? - zdawałam pytania, nerwowo zaciskając dłonie.
- Skarbie. Wszytko będzie dobrze. Ciebie nie da się nie lubić. - powiedział i złożył soczystego buziaka na moim policzku -A teraz moja kochana dziewczyna się uśmiechnie - jego słowa sprawił, że automatycznie się uśmiechnęłam. - Idziemy. - rzucił i wyszedł z samochodu. Obszedł go i otworzył moje drzwi. Pomógł mi wyjść po czym ponownie zamknął drzwi pojazdu. Niall złapał mnie za rękę aby dodać mi otuchy i podeszliśmy pod drzwi jego rodzinnego domu. Chłopak zadzwonił dzwonkiem, a ja z każdą sekundą bałam się coraz bardziej. Nagle drzwi się otworzyły a ja prawie padłam na ziemię.
- Niall! Witaj w domu! - krzyknęła dużo niższa od Horan'a kobieta i rzuciła się mu na szyję. To chyba jego mama.
- Cześć mamo. - miałam rację.
- Wejdźcie do środka. - rzekła wesoło i wpuściła nas do środka. Czuć było zapach cynamonu.
- Mamo, to jest moja dziewczyna (TI) (TN). Kochanie to jest moja mama Maura.
- Dzień dobry kochana, miło mi cię poznać. - mówiła obejmując mnie.
- Dzień dobry. Mi panią również. Niall wiele mi o pani opowiadał . - rzekłam z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że same dobre rzeczy. - zaśmiała się i spojrzała znacząco na Niall'a.
- Ależ oczywiście.
- Świetnie. Rozbierzcie się kochani i zapraszam do salonu. Greg, Denise i Theo już są. - powiedziała i wyszła z holu.
- Aż tak strasznie? - zapytał rozbawiony Niall wieszając mój płaszczyk na wieszaku.
- Żebyś wiedział.
- Oj ty mój tchórzu. - powiedział obejmując mnie w tali.
- Tylko nie tchórzu!
Weszliśmy do salonu. Na fotelu siedziała mama Niall'a a naprzeciwko niej na sofie brat mojego chłopaka z żoną.
- Niall! - odezwał się mężczyzna i objął Horan'a.
- Cześć Greg. Witaj Denise. - rzekł i przytulił kobietę . - To jest moja dziewczyna (TI). Skarbie to mój brat Greg i jego żona Denise.
- Witaj (TI). Cieszę się, że wreszcie mogę poznać dziewczynę tego nieustatkowanego stworzenia. - powiedział zabawnie wskazując na Niall'a. Trudno było się nie zaśmiać. Mój chłopak zmierzył brata znaczącym wzrokiem. Był wkurzony.
- Cześć (TI). Jestem Denise. Witamy w naszej rodzinie. - powiedziała również radośnie i mnie objęła. Chyba wszyscy tutaj są tacy weseli i pełni energii.
- Wulek! - usłyszałam i po chwili na Niall'u przywiesiła się mała małpka.
- Cześć Theo. Co u ciebie? - zapytał Niall biorąc na ręce chłopca. Ten jednak nie był zainteresowany obecnością wujka. Cały czas się we mnie wpatrywał.
- To twoja zona? - zapytał wskazując na mnie.
- Dziewczyna. W przyszłości żona. - odpowiedział spoglądając na mnie. Chłopiec przyglądał mi się po czym wyciągnął ręce w moją stronę. Wzięłam malucha do rąk.
- Jestem Theo. - powiedział odgarniając spadające na jego czoło blond włosy.
- A ja (TI) - Theo chwilkę się zamyślił.
- Mas dziwne imię. Ale i tak jestes fajną ciocią. - powiedział i przytulił się do mnie. Uśmiechnęłam się i wtuliłam go w siebie głaszcząc dłonią jego plecki.
********************
- Moi drodzy! Kolejną piosenkę chciałbym zadedykować osobie, która w moim sercu zajmuje honorowe miejsce. Kocham cię skarbie! - powiedział po czym posłał buziaka w stronę miejsc dla VIP'ów. Kilka chwili później całą arenę wypełniły pierwsze dźwięki "Little Things" wydobywające się z gitary Niall'a.
********************
- Huhuhu. A żeś się wystroił chłopie. Jak stróż w Boże Ciało! - żartował ze mnie Louis. Gdyby nie to, że mam na sobie garniak pewnie bym mu przywalił, a Paul by mnie za to zabił. Dzisiaj jest niezwykły dzień. Chcę się oświadczyć mojemu słoneczku. Zamówiłem specjalnie stolik na dachu jednej z najlepszych londyńskich restauracji. Mam nadzieję, że wszytko wypali i za jakieś 4 godziny będę miał już narzeczoną. Spojrzałem na zegar. Czas jechać. Sprawdziłam czy mam wszytko. Telefon, portfel, pierścionek. Wszystko jest. Zszedłem na parter a dokładniej do kuchni. Z wazonu wyjąłem bukiet czerwonych róż.
- Powodzenia. - usłyszałem głos Liam'a.
********************
Puder, tusz, telefon, portfel, chusteczki. Coś jeszcze? Szminka! Sięgnęłam po srebrny walec i wrzuciłam kosmetyk do kopertówki. Ubrałam na stopy czarne szpilki i zeszłam na parter. Podeszłam do lustra i poprawiłam włosy. Dzisiejszych dzień jest tym dniem, w którym mój wygląd bardzo mi się podoba. Słysząc dzwonek podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i zobaczyłam opartego o ramę drzwi z bukietem róż w ręce Niall'a.
- Witam młodą damę. To dla pani. - powiedział podając mi bukiet.
- Cześć. Dziękuję skarbie. Nie trzeba było.
- Trzeba, trzeba. - powiedział i podarował mi soczystego buziaka w usta.
- Zjadłeś mi szminkę. - zaśmiałam się i wpuściłam go do domu. Kwiaty postawiłam w wazonie w kuchni i szybko poprawiłam kolor na ustach.
- Możemy iść. - powiedziałam zamykając kopertówkę. Spojrzałam na Niall'a. Teraz zauważyłam, że ma na sobie garnitur, w którym wygląda cholernie seksownie. Cholernie. Przygryzłam wargę na co on się zaśmiał.
- Pozwoli pani. - podszedł do mnie i użyczył mi swojego ramienia. Położyłam dłoń na jego zgięciu i wyszliśmy z domu. Zamknęłam go na klucz po czym wsiedliśmy do czarengo Range Rover'a Horan'a.
********************
- Smakowało? - zapytał gdy kelner zabrał talerze.
- Było przepyszne. Dziękuję. - powiedziałam uśmiechnięta na co chłopak odpowiedział tym samym.
- (TI)
- Tak? - zapytałam. Niall podszedł do mnie i klęknął przede mną.
- Skarbie. Jesteśmy razem już 2 lata. Bardzo cię kocham. Miałem przygotowane całe przemówienie jednak zapomniałem i myślę, że pojedyncze zdania w mojej głowie nie brzmiałyby razem sensownie. A więc, czy ty (TI) (TN) zgodzisz się zostać moja panią Horan? - zapytał otwierając czerwone pudełeczko z cudownym pierścionkiem z brylncikiem, wpatrując się swoimi niebieskimi oczami w moje pełne łez szczęścia.
- Tak. - szepnęłam. Tylko na tyle było mnie stać. Niall wsunął pierścionek na mój palec po czym położył swojej dłonie na moje policzki i gwałtownie przywarł swoimi ustami do moich.
- Nie płacz. - powiedział uśmiechając się. Starł spływające po twarzy łzy.
- To ze szczęścia. - odpowiedziałam i tym razem ją wpiłam się w jego kuszące wargi.
********************
- Ja Niall Horan biorę ciebie (TI) za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. - mówił Niall głęboko wpatrzony w moje oczy. Ukrywał wzruszenie. Widziałam łzy zbierające się w koncikach jego oczu.
- Ja (TI) (TN) biorę ciebie Niall'u za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. - powiedziałam nie ukrywając łez wzruszenia. Niall obrócił się do stojących obok niego Lux i Theo. Z czerwonej poduszeczki wziął w dłoń obrączkę i z uśmiechem spojrzał na mnie.
- (TI) (TN) przyjmij tę obrączkę jako znam moje miłości i wierności. - powiedział i wsunął na mój palec obrączkę
- Niall'u Horan'ie przyjmij tę obrączkę jako znak moje miłości i wierności. - powiedziałam wsuwając na jego palec drugą obrączkę.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - rzekł kapłan a Niall szybko przywarł do moich ust. W tle słyszałam oklaski gości jednak w tym momencie liczyło się tylko jedno. Ja i on. Od dziś połączeni więzem na zawsze.
********************
- Jak tu pięknie - westchnęłam siadając na dużym łóżku naprzeciwko którego z okna rozpościerał się widok na plażę i morze. Wczoraj tuż po zakończeniu wesela ja i Niall wsiedliśmy w samolot i tak oto jesteśmy w podróży poślubnej na Hawajach.
- Kochanie, jest już późno. Może pójdziemy coś zjeść? - marudził mój mąż.
- Czyli jednak wolisz jedzenie ode mnie. Cudownie - udając obrażoną rzuciłam się na łóżko.
- Wiesz, że kocham tylko ciebie. - powiedział i podszedł do łóżka. Wyszedł na nie i usiadł obok mnie po czym przywarł ustami do mojej szyji. Moje tętno zaczęło przyspieszać i coraz szybciej oddałam. Niall przeniósł swoje mokre pocałunki poprzez moją szyję i policzek do ust, którym poświęcił bardzo dużo czasu. Delikatnie wsunął dłoń pod moją koszulkę i zaczął masować mój brzuch i plecy. Moja dłoń zawędrowała do jego ciała. Dotykałam torsu Niall'a przez materiał koszulki która niedługo potem leżała w koncie pokoju. Chłopak zdjął moją koszulkę i zaczął pieścić moje piersi przez materiał stanika. Chyba bardzo mu przeszkadzał gdyż szybko go rozpiął i rzucił za siebie. Wziął moje piersi w dłonie i zaczął je pieścić. Najpierw dłońmi, następnie ustami. Gdy przygryzł delitkanie mojego sutka poczułam, że robi mi się strasznie gorąco. Moje dłonie powędrowały do spodni Horan'a. Odpięłam guzik i rozsunęłam zamek. Niall wrócił do moich ust i zdjął dolną część garderoby. To samo zrobiłam i ja. Niall zaczął mnie zachłannie całować sprawiając tym , że zaczęło nam brakować powietrza. W pewnym momencie jego dłoń wylądowała na mojej piersi. Ustami rozpoczął wędrówkę po moim ciele. Im bliżej był mojej kobiecości czułam wzrastające podniecenie. W końcu dotarł do lini majtek. Jedną dłonią pieścił wewnętrzną stronę ud, a ustami całował miejsce tuż nad krawędzią dolnej części bielizny. Nawet nie wiem kiedy zdjął moje majtki i zawstydziłam się? W końcu pierwszy raz widzi mnie nagą. Niall chyba wyczuł moje zawstydzene i wrócił z pocałunkami do ust.
- Jesteś idealna . - szepnął między pocałunkami. Nie mogąc już wytrzymać napięcie zdjęłam jego bokserki i znowu poczułam to cholernie zawstydzene. Niall nie przestając mnie całować złapał za moją dłoń i położył na swoim torsie. Zaczął zjeżdżać nią niżej aż do jego przyrodzenia. Chciał abym poznała jego ciało.
- Jesteś gotowa? - zapytał patrząc mi w oczy.
- Trochę się boję.
- Nie musimy tego robić .
- Nie Niall. Ja chcę. Tylko, proszę bądź delikatny. - powiedziałam. Chłopak złączył nasze palce jednej z dłoni po czym delikatnie i powoli wszedł we mnie. Nie należało to do miłych uczuć. Uwzględniając momet gdy przebił moją błonę dziewiczą. Ale nie żałuję tego. Była to najpiękniejsza noc w moim życiu.
********************
- I jak? Coś lepiej? - zapytał Niall siadając na naszym łóżku.
- Nie..- chciałam jeszcze coś dodać jednak potrzeba zwymiotowania była większa. Pobiegłam do łazienki gdzie po raz kolejny od kiku dni zwymiotowałam.
- Skarbie. Pójdziemy do lekarza. Nie mogę patrzeć jak się tak męczysz. - powiedział Niall obejmując mnie. Mój mąż to skarb. Niall poszedł zadzwonić i zapytać o wolny termin a ja postanowiłam się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic. Umyłam zęby i ubrałam czystą bieliznę. Następnie ubrałam granatowe spodnie i szary sweterek. Rozczesałam długie włosy i zrobiłam delikatny makijaż.
- Umówiłem cię na 14:30. Mam 40 minut.
********************
- Pani doktor. Co mi dolega? - zapytałam ściskając dłoń Niall'a.
- Czy to coś poważnego? - dodał zdenerwowany Horan. Lekarka zaśmiała się i spojrzała na nas.
- Drodzy państwo. To nic poważnego. Pani (TI) jest pani w ciąży. Pierwszy tydzień. - powiedziała uśmiechnięta a mnie zamurowało. Spojrzałam na Niall'a. Uśmiechał się.
- Chcą państwo zobaczyć maluszka? - zapytała podekscytowana. Jest w 100% stworzona do tego zawodu.
- Tak - odpowiedzieliśmy równo. Przeniosłam się na kozetkę i odsłoniła bluzkę do góry. Pani doktor nałożyła na mój brzuch zimną maź po czym rozpoczęła badanie.
- Ta mała kropeczka tutaj. To wasz dzidziuś. - powiedziała a ja nie mogłam oderwać wzroku od monitora. Nie wierzę. Ja i Niall zostaniemy rodzicami. Po skończonym badaniu wytarłam brzuch i z pomocą męża wstałam z kozetki.
- Tutaj są zdjęcia z USG. I zapraszam na kolejną wizytę za miesiąc. Tutaj wszystko jest napisane. - powiedziała podając mi białą kopertę. Podziękowaliśmy i wyszliśmy z gabinetu.
- Skarbie, będziemy rodzicami! - krzyknął Niall, przez co przechodząca korytarzem pielęgniarka spojrzała na niego jak na szaleńca i już miała go upomnieć jednak chyba zdała sobie sprawy z tego co on wykrzyczał. - Będę tatą. A ty mamą. - mówił przejęty. Porwał mnie w swoje ramiona i okręcił wokół własnej osi kilka razy po czym odstawił na miejsce. - Kocham was. - szepnął dotykając mojego brzucha gdzie rozwijała się mała istotka. Nasz malutki dzidziuś.
********************
Stałam zdenerwowana u boku mojego męża przystępując z nogi na nogę. Paul nie za dobrze zareagował na ślub mój i Niall'a, więc co zrobi jak dowie się, że za 9 miesięcy Horan zostanie ojcem. A chłopcy? Jeszcze oni.
- Więc co chciałeś nam powiedzieć? - zapytał Paul nie odrywając wzroku od ekranu komórki.
- Jest pewna sprawa. Bo...(TI)...Ja....my...zostaniemy rodzicami. (TI) jest w ciąży. - spóściłam głowę w dół, jakbym właśnie przyznawała się rodzicom do błędu. Niall przysunął mnie bliżej siebie. Paul wypuścił telefon z rąk a chłopcy patrzyli to na nas to na siebie.
- Będziemy wujkami? - wybudził się z transu Louis.
- Tak. - odpowiedziałam cicho, jakby bojąc się kary która czeka na mnie za zabranie głosu.
- AAAAAAAAA! - zaczął krzyczeć brunet - Słyszałeś Harry?! Będziemy wujkami!!
- Ja chcę być chrzestnym - odezwał się Liam.
- Ja też. - dodał smutno Zayn .
- A ja? - krzyknęli równo Lou i Harry. Spojrzeli po sobie i zaczęli okładać się poduszkami. Zaśmiałam się. Za 9 miesięcy, do naszej zabawnej i roześmianej rodziny dołączy jeszcze jedna osoba. Która wniesie że sobą nową energię, radości i nieprzespane noce rodziców.
- Paul - odezwał się cicho Niall a wszyscy ucichli i spojrzeli na zszokowanego menagera.
- Niall..Ja... Nie pozostaje mi nic jak pogratulować. - powiedział i wstał z fotela po czym objął mojego męża a następnie delikatnie mnie. A więc wszyscy się cieszą. Szkoda , że moi rodzice nie mogą tu być ze mną. Pieprzony kierowca tira.
********************
- I jak?
- Boże Niall. Ten pokój. To wszytko jest takie piękne. - mówiłam oglądając efekt kilkudniowej pracy mojego męża. Pokój dla naszego synka był już gotowy.
- Cieszę się, że ci się podoba. - powiedział i pocałował mnie. - Hej maluchu. - odezwał się kucając przy moim brzuchu. Ciekawe kiedy do nas dołączysz. Mamusia i tatuś nie mogą się już doczekać. Może ci coś zaśpiewam, co ty na to mój mały Horan'ie? - zaśmiałam się. Małego jeszcze nie było na świecie a Niall już był cudownym ojcem. - Po grymasie mamusi widzę, że chcesz. - ponownie się zaśmiałam a Niall zaczął śpiewać kołysankę.
********************
- Niall - szturchnęłam chłopaka w ramie a ten na wpół obudzony usiadł na łóżku.
- Kochanie dlaczego tu jest tak mokro?
- Skarbie, ałć, to już. Twój Horan'ek chce na świat. - powiedziałam łapiąc się za brzuch. Niall jak popażony wybiegł z łóżka. Szybko się ubrał i pomógł mi założyć coś cieplejszego. Wziął moją torbę i pomógł mi dojść do samochodu. Boże, dlaczego to tak boli?
********************
- Niall - wysapałam - Ja już nie dam rady - powiedziałam spoglądając w załzawione oczy Niall'a. Bolał go widok mnie cierpiącej. Poród, a raczej ból jemu towarzyszący jest okropny. I tak jestem prawie na końcu, jednak z każdą chwilą siły odchodzą.
- Wytrzymaj skarbie. Jeszcze trochę. - mówił głaszcząc moją dłoń i całując czoło. Jęknęłam gdy moje ciało przeszedł ogromny promieniujący ból.
- Pani (TI), jeszcze raz. Na 3. Raz, dwa, trzy - dałam z siebie wszystko. W pewnej chwili poczułam ogromny ból w podbrzuszu, a do moich uszu dotarł płacz dziecka. Naszego dziecka.
- Piękny chłopiec - usłyszałam słowa lekarki i spojrzałam na męża. Uśmiechał się szeroko.
- Dziękuję. Byłaś bardzo dzielna. - szepnął do mojego ucha i pocałował mnie.
********************
- Cześć, jak się czujesz skarbie? - usłyszałam ten melodyjny głos. Otworzyłam oczy i chciałam się ponieść. - Pomogę ci. - Niall rzucił się do pomocy mi. - Widziałaś go?
- Nie. - odparłam zmęczona. 6 godzin porodu może dać w kość.
- Rozmawiałem z pielęgniarkami. Muszą wykonać jakieś badania i dopiero wtedy nam go przyniosą. - mówił układając zakupione rzeczy na stoliku obok łóżka. - Jeszcze raz ci dziękuję skarbie. Jestem teraz najszczęśliwszym facetem na świecie. Mam cudowną żonę i małego synka. - wbiłam swój wzrok w jego niebieskie pełne miłości i łez wzruszenia oczy.
- Kochanie - zaczęłam dotykając dłonią jego policzka - To ja ci dziękuję. - dokończyłam, gdy ktoś zapukał do drzwi sali. Wzrok naszej dwójki skierował się w stronę szklanej powłoki. Drzwi ustąpiły a do środka weszła pielęgniarka. Wiozła łóżeczko z naszym maluszkiem.
- Przepiękny zdrowy chłopiec. 10/10 punktów. - powiedziała z uśmiechem przesuwając łóżeczko jak najbliżej mojego łóżka po czym wyszła. Delikatnie wyciągnąłam maluszka. Spał. Przytuliłam go do siebie i rozpłakałam się. Jestem mamą. A to jest mój synek. Mój malutki synek. Nie wierzę. To jest takie cudowne. Teraz już rozumiem tę radość kobiet tuż po porodzie. Od razu zapominasz o bólu. Najważniejsza jest dla ciebie wtedy ta mała istotka w twoich ramionach. Istotka tak podobna do Niall'a. Zarys twarzy, ciemne włosy. Chłopiec otworzył oczy. Identycznie jak mojego męża. Duże, niebieskie oczyska. Spojrzałam na Niall'a. Płakał.
- Dzień dobry nasz księciu. Jestem twoją mamusią. A to twój tatuś. - powiedziałam odwracając malucha w stronę męża.
- Mogę? - zapytał wyciągając ręce przed siebie. Delikatnie podałam Horan'owi małego. Chłopiec wbił swój wzrok w tatusia i uśmiechnął się, przez co Niall głośno się zaśmiał. Złapał w swoją dłoń rączkę naszego synka i ucałował go w czoło.
********************
- Mamo! - usłyszałam krzyk James'a, który po chwili wbiegł do salonu.
- Tak?
- Co robisz? - zapytał siadając obok mnie.
- Maluję paznokcie. - powiedziałam wskazując na lakiery stojące na stoliku.
- Ooooo - jęknął zafascynowany - A mi też pomalujesz?
- Synu, facieci nie malują sobie paznokci. - do akcji wkroczył Niall.
- Dlaczego?
- Bo tak robią tylko kobiety. My mężczyźni nie robimy takich rzeczy. - powiedział wskazując na szklane buteleczki.
- A od czego to zależy, że mama jest kobietą a ty i ja jesteśmy facetami? - zapytał tuląc się do nogi Horan'a.
- Wiesz synku. Tatuś nie uważał w szkole na lekcji biologii więc nie wie. Ale ty kiedyś się dowiesz. A teraz chodź pójdziemy pograć na gitarze.
- Taaakk! - krzyknął uradowany malec i pociągnął Niall'a za rękę. Obaj udali się na piętro, wcześniej dając mi buziaki. Teraz było słychać tylko głośne brzmienia gitary i śmiech James'a.
********************
- Tylko proszę uważaj na niego Harry. - upomniałam Loczka zakładając buty chłopcu.
- (TI) spokojnie. Idzie z nami jeszcze Liam. On będzie miał wszytko pod kontrolą.
- Mam taką nadzieję.
- Wujku! - przerwał nam malec radośnie zeskakując z krzesła.
- Tak? - zapytał Harry kucając naprzeciwko niego.
- Bo ja dostałem wczoraj od wujka Greg'a nowe samochody. I ty ich nie widziałeś. Chcę ci pokazać. Chodź! - krzyknął na co Harry się zaśmiał i razem ruszyli na piętro. Westchnęłam cicho i udałam się do naszej sypialni. Na łóżku leżał Niall z laptopem na kolanach. Otworzyłam okno aby się przewietrzyło po czym otworzyłam drzwi szafy. Było tu dużo nieposkładanych ubrań więc postanowiłam to naprawić. Nagle poczułam czułe pocałunki składane na mojej szyji.
- Skarbie - wykrzyczał Niall - zostaw to. Zajmij się mną. - ktoś tu ma ochotę.
- Nie teraz Niall. Harry i James są jeszcze w domu. - odepchnęłam delikatnie męża i wymijające go skutecznie, podeszłam do okna i je zamknęłam. Odwróciłam się i zauważyłam, że Niall zamyka drzwi sypialni na klucz.
- Teraz nikt nam nie będzie przeszkadzał. - powiedział całując moją szyję i obojczyk, gdzie pozostawił czerwono - fioletowy ślad.
- Kochanie, ale - nie dokończyłam gdyż Horan przerwał mi namiętnym pocałunkiem. Poddałam się. Chłopak szybko wsunął zimne dlonie pod moją koszulkę i bez problemu ją zdjął. Nie chcąc być mu dłużną zdjęłam jego koszulkę. Niall przywarł ponownie do moich warg. Tym razem z dużo większą dzikością i namiętnością w jednym. Szybko kierowaliśmy w stronę łóżka. Niall usiadł a ja zajęłam miejsce na jego kolanach, tak że nogi miałam po obu stronach jego ciała. Nialler szybko pozbył się mojej spódnicy i bielizny. Podobnie jak ja jego. Chłopak przerzucił nas tak , że ja leżałam pod nim. Całowaliśmy się bardzo zachłannie. Nagle ręką Horan'a wylądowała na mojej piersi i delikatnie ścisnęła sutek co wywołało u mnie głośne jęknięcie.
- Tato! - usłyszeliśmy zza drzwi i oprzytomnieliśmy. A przynajmniej ja, bo Niall przeklął coś pod nosem.
- Tak?
- Bo wujek Harry mówi, że wy z mamą robicie dzieci. To prawda? - Jezu, co ten Styles nagadał James'owi. Ja go normalnie zabiję. Niall był wyraźnie rozbawiony tą sytuacją. Przecież to nic, że my jesteśmy w czasie gry wstępnej a za drzwiami stoi nasz 3- letni syn .
- A chciałbyś mieć rodzeństwo? - odezwał się Niall.
- Chciałbym mieć brata. Dasz radę tak zrobić Tato żebym miał barat? - Niall aby się nie zaśmiać położył swoją twarz w zagłębieniu mojego barku i przygryzł delikatnie skórę.
- Postaram się. A gdzie jest wujek Harry?
- Stoi obok mnie. Ale już idziemy do wesołego miasteczka. Papa! -krzyknął po czym usłyszeliśmy charakterystyczny śmiech Styles'a.
- Co ten zboczenie robi z naszym synem. - odezwałam się gdy usłyszeliśmy głośne trzaśnięcie wejściowych drzwi.
- Nie wiem, i w tym momencie mnie to nie interesuje. Obiecałem naszemu synowi, że spełnię każde jego marzenie. Tak więc i to nie może trafić na listę niespełnionych marzeń. - wyszeptał Niall, po czym jego dłoń znalazła się na moim udzie.
********************
- James! -krzyknął Niall powodując pojawienie się naszego skrzata w salonie.
- Co? - zapytał trzylatek z samochodem w ręku.
- Chodź do nas. Ja i mama chcemy ci coś powiedzieć.
- Co chcecie? - zapytał siadając na kolanach mojego męża.
- Pamiętasz jak kiedyś pytałem się ciebie czy chcesz mieć rodzeństwo?
- Takkkkk - odpowiedział przeciągając ostatnią literę.
- Mam nadzieję, że się ucieszysz, bo za 9 miesięcy będziesz miał albo braciszka albo siostrzyczkę. - powiedział wesoło Niall splatając palce naszych dłoni.
- Serio?? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak. Cieszysz się? - włączyłam się do rozmowy.
- Jasne że tak. Będę się z nim bawić zabawkami. Lux będzie mi zazdrościć! - krzyczał tuląc się do mnie i Niall'a. - Ale, gdzie on teraz jest?
- Kto?
- Dzidziuś - odpowiedział zamyślony. Niall spojrzał na mnie o zaśmiał się.
- U mamy w brzuchu.
- Mamo zjadłaś dzidziusia? - prawie wykrzyczał.
- Nie - odparłam nie mogąc opanowanie śmiechu.
- To dobrze. Mogę już iść?
- Tak, biegnij. - Niall odstawił malucha na ziemię, który szybko pobiegł do swojego pokoju, po czym objął mnie i położył silną dłoń na moim brzuchu.
********************
- Tato?- usłyszałem zasypany głos malucha. Otworzyłem oczy i poprawiłem się na krześle jednocześnie przyciągając bliżej mojego torsu James'a.
- Tak?
- Kiedy mama przestanie krzyczeć? - zapytał lekko zaniepokojony. A więc słyszał.
- Nie wiem synku. Mam nadzieję, że nie potrwa to jeszcze długo. - westchnęłem - Może zadzwonię po wujka Hary'ego. Albo po Louis'a? - dodałem.
- Nie - odpowiedział i zamykając oczy wtulił się w mój tors. Zmierzwiłem jego blond włosy. Kiedyś mały stwierdził, że chce wyglądać tak jak ja i chciał mieć jasne włosy. Tak więc ja, i ciężarna (TI) zabraliśmy James'a do salonu fryzjerskiego. Mój przyjaciel, świetny fryzjer i stylista zajął się małym świetnie. Wyglądał praktycznie jak ja w jego wieku.
- Przepraszam. Pan Niall Horan? - wybudził mnie cichy i łagodny głos pielęgniarki. Uniosłem powieki i ujrzałem uśmiechniętą twarz kobiety.
- Gratuluję córeczki. 10/10 punktów. Za chwilę będzie pan mógł wejść do żony. - powiedziała z uśmiechem i odeszła, pozostawiając mnie z latającym po mojej głowie zdaniem gratuluję córeczki.
********************
- Witaj piękna. Jestem twoją mamusią. Za raz wpadnie tu twój tatuś i starszy braciszek. Czekali na ciebie całe 5 godzin. Moja kruszynka. - ucałowałam czoło mojej malutkiej córeczki. Dziewczynka otworzyła oczy. Niebieskie. Jak Niall'a. I brązowe włosy jak te Niall'a i James'a. Kiedyś. Moje dwa farbowane blondaski. Drzwi sali się otworzyły a do środka wszedł mój mąż z synem na rękach.
- Mamo!
- Ciiiiii - uciszyłam malucha i z wielkim trudem, i bólem przytuliłam go.
- To moja siostra? - zapytał spoglądając na becik w moich ramionach.
- Tak. Chodź bliżej. - chłopiec wspiął się na wysokie szpitalne łóżko i przytulił do mnie, dzięki czemu miał idealny widok na dziewczynkę.
- Jest dziwna. - stwierdził.
- Każdy niemowlak tak wygląda. Ty też tak wyglądałeś. - odezwał się dotąd cichy Niall.
- Ja urodziłem się przystojny. - rzekł dumnie wywołując zaskoczenie na naszych twarzach.
- Kto ci coś takiego powiedział?
- Wujek Harry. - odparł równie dumnie.
- Wujek Harry powiadasz. Chyba wujek dostanie karę. - powiedziałam żartobliwie.
- Tylko nie to! On będzie płakał i nie będzie się bawił ze mną samochodami. - co Harry zrobił z moim synem?
- Nic nie powiemy. Spokojnie. - odparłam i spoglądnęłam na męża. Wpatrywał się w naszą córkę jak w obrazek, a ona utkwiła swoje niebieskie oczyska ma jego twarzy. - To jest twój tatuś wiesz. Ma na imię Niall. - powiedziałam i podałam becik Niall'owi. Chłopak ujął dziewczynkę i pocałował ją w czoło. Dokładnie to samo zrobił 4 lata temu.
- Witaj księżniczko. Wiesz jak tatuś nie mógł się doczekać kiedy cię weźmie na rączki? - mówił z szerokim uśmiechem i spływającymi po policzkach łzami.
- Jak będzie mieć na imię? - zapytał James.
- A masz jakieś propozycje?
- Nie.
- A co myślisz o Miriam? - zapytałam synka.
- Nawet ładnie. Ale to moje imię było imieniem tego pana który utonął w Titanicu. Tego sławnego.
- To był Jack skarbie. Nie James. - powiedziałam gładząc jego plecy.
- E tam. Wujek Harry powiedział
- Cisza James. Twoja siostra zasnęła. - przerwał chłopcu Niall, na co ten się oburzył. Nie zaniosłabym kolejnej historii o tym co powiedział cudowny wujek Styles.
********************
Siedzieliśmy w salonie. Niall przeglądał na laptopie Twitter'a. Ja siedziałam na kanapie i karmiłam piersią Miriam, a James siedział za stolikiem i bawił się klockami. W pewnej chwili wstał i usiadł Niall'owi na kolanach kładąc głowę pod jego ramię tak , że miał idealny widok na mnie.
- Co robisz? - zapytał.
- Karmię twoją siostrę. - poinformowałam go z uśmiechem.
- Ale dzieci karmi się butelką.
- Niemowlęta na początku karmi się piersią. Dopiero potem można butelką. - odpowiedziałam poprawiając dziewczynkę aby wygodniej było i jej i mi.
- A to cię boli?
- Ale co? - uniosłam głowę do góry. Niall spojrzał na James'a, ciekawy tego jak rozmowa potoczy się dalej.
- Bo Miriam cię gryzie. To chyba boli.
- Miriam nie ma zębów więc mnie nie gryzie. I to nie boli. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ja tak na pewno nie jadłem. - powiedział pewnie przytulając się do Niall'a. James kocha się do niego przytulać.
- Każdy tak jadł. Ty też.
- To nie prawda. Kłamiecie mnie!
- Jeśli już to okłamujemy. - włączył się Niall - Ale mama mówi prawdę. Każdy z nas był karmiony przez swoją mamę piersią. Ja, mama, ty, wujek Greg, teraz Miriam. Każdy.
- I tak wam nie wierzę .--powiedział nadąsany i wrócił do zabawy. Niall zaśmiał się i zamknął laptop po czym usiadł obok mnie. Miriam skończyła jeść więc odsunęłam ją od siebie i zakryłam biust koszulką. Mój mąż wziął z mojego ramienia materiał i ułożył na swoim po czym wziął dziewczynkę na ręce aby jej się odbiło. Wstał i zaczął chodzić z nią po salonie.
- Mamo! - usłyszałam za sobą.
- Tak?
- Kiedy pojedziemy do wujków?
- Wieczorem do nas przyjadą, więc idź posprzątać swój pokój. - powiedziałam i pocałowałam małego w czoło. Chłopiec szybko pobiegł do swojego pokoju.
Siedzieliśmy w salonie. Niall przeglądał na laptopie Twitter'a. Ja siedziałam na kanapie i karmiłam piersią Miriam, a James siedział za stolikiem i bawił się klockami. W pewnej chwili wstał i usiadł Niall'owi na kolanach kładąc głowę pod jego ramię tak , że miał idealny widok na mnie.
- Co robisz? - zapytał.
- Karmię twoją siostrę. - poinformowałam go z uśmiechem.
- Ale dzieci karmi się butelką.
- Niemowlęta na początku karmi się piersią. Dopiero potem można butelką. - odpowiedziałam poprawiając dziewczynkę aby wygodniej było i jej i mi.
- A to cię boli?
- Ale co? - uniosłam głowę do góry. Niall spojrzał na James'a, ciekawy tego jak rozmowa potoczy się dalej.
- Bo Miriam cię gryzie. To chyba boli.
- Miriam nie ma zębów więc mnie nie gryzie. I to nie boli. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ja tak na pewno nie jadłem. - powiedział pewnie przytulając się do Niall'a. James kocha się do niego przytulać.
- Każdy tak jadł. Ty też.
- To nie prawda. Kłamiecie mnie!
- Jeśli już to okłamujemy. - włączył się Niall - Ale mama mówi prawdę. Każdy z nas był karmiony przez swoją mamę piersią. Ja, mama, ty, wujek Greg, teraz Miriam. Każdy.
- I tak wam nie wierzę .--powiedział nadąsany i wrócił do zabawy. Niall zaśmiał się i zamknął laptop po czym usiadł obok mnie. Miriam skończyła jeść więc odsunęłam ją od siebie i zakryłam biust koszulką. Mój mąż wziął z mojego ramienia materiał i ułożył na swoim po czym wziął dziewczynkę na ręce aby jej się odbiło. Wstał i zaczął chodzić z nią po salonie.
- Mamo! - usłyszałam za sobą.
- Tak?
- Kiedy pojedziemy do wujków?
- Wieczorem do nas przyjadą, więc idź posprzątać swój pokój. - powiedziałam i pocałowałam małego w czoło. Chłopiec szybko pobiegł do swojego pokoju.
********************
- Do twarzy ci z dzieckiem. - stwierdziłam widząc jak Harry bawi się z Miriam. Ciągle się śmiała.
- Dzięki, ale jestem za młody żeby zostać ojcem.
- Taaa.
- Wujek, wujek, wujek ! - do salonu wpadł James. Pobiegł do Liam'a i usadowił się na jego kolanach.
- Tak?
- Czy jak byłeś mały to mama karmiła cię piersią? - zapytał wywołując na twarzy Payne'a zdziwnie.
- Każdego mama tak karmiła. Mnie też. A skąd to pytanie?
- Bo mama i tata mówili, że ja też tak jadłem ale to nieprawda. Co nie wujku Harry? - Styles podniósł zdezorientowany głowę.
- Co ty gadasz ja nic takiego nie mówiłem. - bronił się Harry podając Zayn'owi Miriam. Bez wątpienia był to jej zaraz po Styles'ie ulubiony wujek.
- Harry - przerwałam im groźnie.
- No co?
- Już Słyszeliśmy z Niall'em o tym co mówiłeś James'owi.
- Dajcie spokój. Masz zjedź lepiej. - powiedział przykładając mi do twarzy jabłko leżące na stole. Byłam zła, gorzej - wkurzona.
- Styles nie denerwuje mnie. - uniosłam się na co Niall położył swoje dłonie na moje ramiona i zaczął mnie masować. Ciesz się Harry, że Horan był w pobliżu. Inaczej zabiłabym .
********************
- Jesteś pewna mamo, że sobie z nimi poradzisz? - zapytałam zasuwając zamek torby.
- Dam radę kochana. Niczym się nie martw. Gdyby coś to mam Greg'a i Denise. Tobie i Niall'owi przyda się odpoczynek. - powiedziała trzymając za rączki roczną Miriam. Mała już umie chodzić.
- Babciu wujek Greg mówi żebyś się pośpieszyła! - krzyknął James zjadając batonika. Niall'owy apetyt.
- Idę, idę. Do widzenia (TI). Odpocznijcie.
- Dziękuję mamie jeszcze raz. Papa skarbie. Mama przyjdzie po ciebie za kilka dni. - ucałowałam moją córeczkę i odprowadziłam teściową do samochodu. Pożegnałam się z James'em i bratem Niall'a po czym wróciłam do domu. Mój mąż właśnie skończył rozmawiać przez telefon. Podszedł do mnie i objął mnie w talii.
- Cały weekend. Sami. - mówił jeżdżąc nosem po mojej szyji.
- Tak
- Wiesz co, Kochanie. Mam ochotę na ciebie.
- Naprawdę? - zapytałam z udawanym zaskoczeniem.
- I mam pomysł. Zrobimy to bez zabezpieczenia. - mówił całując mój obojczyk. - Kolejny Horan'ek nie zaszkodzi - rzucił z uśmiechem i biorąc mnie na ręce, rozpoczął pocałunek jednocześnie kierując się do naszej sypialni. Może jednak kolejne dziecko nie zaszkodzi?
wtorek, 4 października 2016
42. Harry
- Hej skarbie.
- Cześć, co tam u ciebie?
- Dobrze. Rodzice wyjechali na weekend w delegację. A u ciebie?
- Spoko. To może wyjdziemy gdzieś?
- A może przyjdziesz do mnie ?
- Z wielką chęcią. Będę za godzinę. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na stolik i spojrzałam na zegarek. Godzina to nie dużo czasu. Pobiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Następnie wróciłam do swojego pokoju. Ubrałam czystą bieliznę. Następnie przyszedł czas na wybranie ubrań. Zdecydowałam się na czarne getry i szarą koszulkę mojego chłopaka, którą zwinęłam mu podczas jednej z moich wizyt u niego. Włosy spięłam w wysoki kucyk a na twarzy zrobiłam delikatny makijaż. Szybko pościeliłam łóżko i zabierając telefon zbiegłam do salonu. Usadowiłam się w salonie i włączyłam telewizor, aby umilić sobie czas oczekiwania na mojego chłopaka.
Z Harry'm byliśmy parą od 5 miesięcy. Bardzo się kochamy i spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Mimo, że jesteśmy ze sobą te kilka miesięcy Harry nadal nie poznał moich rodziców. Nigdy nie było okazji. Zawsze jak Styles przychodził rodzice byli jeszcze w pracy, a wracali do domu kilka minut po wyjściu Loczka. A kiedy już byli w domu Harry nie mógł do mnie przyjść, gdyż zazwyczaj miał nagrania.
Usłyszałam dźwięk dzwonka i popędziłam do holu. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się uśmiechnęła postać Hazzy.
- Cześć - powiedziałam rzucając się na chłopaka z przytulasem.
- Hej skarbie. - powiedział całując mnie w głowę. Weszliśmy do środka. - To dla ciebie. - powiedział podając mi czerwoną różę.
- Dziękuję - odpowiedziałam i pocałowałam go namiętnie. - Napijesz się czegoś? - zapytałam wchodząc do kuchni.
- Może herbaty. - odpowiedział wesoło dołączając do mnie. Postawiłam czajnik z wodą, a do wazonu nalałam wody i włożyłam do środka różę. Zaniosę ją potem do siebie.
- Owocowa czy zwykła? - zapytałam sięgając po pudełka z esencjami.
- Zwykła. - wyciągnąłam dwa kubki i wrzuciłam do nich torebki. Następnie zalałam wodą i dodałam cytryny. - Prosze. - szepnęłam stawiając kubek na stole.
- Dzięki.
Usiadłam obok Hazzy i wsypałam do herbaty trochę cukru.
- Jadłeś śniadanie?
- Tak, a ty? - zapytał z troską.
- Oczywiście, że nie. - odparłam teatralnie - Ale nie mam ochoty. Zjem większy obiad.
- Trzymam cię za słowo . - powiedział Harry po czym przytulił mnie do siebie. Przytulanie się na dwóch krzesłach w kuchni nie jest czymś przyjemnym i wygodnym, więc przenieśliśmy się do salonu. Włączyliśmy jakiś film i w objęciach zasiedliśmy na sofie.
- To co jemy?
- Normalnie jak Niall. Nie jesteś chory? - zapytałam przykładając dłoń do czoła chłopaka, na co on się głośno zaśmiał.
- Wszytko jest okey skarbie. - pocałował mnie w czoło. - Więc co jemy?
- Może zrobiony pizzę?
- Idealnie.
Udaliśmy się do kuchni. Na blat wyciągnąłam wszystkie potrzebne składniki na pizzę. Jak się można domyślić nasze gotowanie polegało na rzucaniu w siebie mąką i częściami ciasta. Kiedy pizza jakimś cudem wylądowała gotowa w piekarniku przyjrzałam się kuchni. Aha, to jest moja kuchnia.
- Musimy posprzątać.
- Nic nie musimy. - odparł zabawnie Harry przytulając mnie od tyłu i kładąc głowę na moim ramieniu.
- Pizza się piecze, my posprzątamy i akurat kiedy skończymy będzie gotowa. - powiedziałam mierzwiąc jego Loki.
- Nich ci będzie. - powiedział i pocałował mnie.
- Ale się najadłam. - powiedziałam wsadzając naczynia do zmywarki.
- Ja też. To teraz trzeba to zrzucić. - krzyknął Harry i porwał mnie w swojej silne ramiona. Mimo moich krzyków zaniósł mnie do salonu. Włączył w telewizorze Youtube. Po chwili pomieszczenie wypełniło się pierwszymi taktami piosenki Måns'a Zelmerlöw'a Fire in The Rain. Razem z Harry'm skakaliśmy po całym pokoju głośno się śmiejąc i śpiewając. A raczej wykrzykując słowa piosenki. Normalnie jak dzieci.
Usiadłam zmęczona na kanapie jeszcze delikatnie się podśmiewując.
- Która godzina?
- 18 .
- Co??? Już???????? - zapytałam z niedowierzaniem. Podczas zabawy czas tak szybko leci.
- Już skarbie. A masz jakieś plany? - zapytał z podejrzanym uśmiechem Harry podpierając się lewą ręką.
- Ja nie, a ty?
- Może i mam. - szepnął zalotnie po czym musnął moje wargi.
- Ciekawe co to za pomysł. - dodałam jeżdżąc dłonią po jego torsie.
- Chcesz się przekonać? - zapytał wstając.
- Oczywiście.
- No to chodź. - rzucił i wziął mnie na ręce. Oplotłam go nogami w pasie i pocałowałam namiętnie. Uważając na schody Styles ruszył na piętro w stronę mojej sypialni, gdzie dobrze spożytkowaliśmy nieobecność rodziców w domu.
Harry obudził się następnego dnia bardzo wcześnie. Na jego torsie leżała (TI), jego ukochana. Chłopak zauroczony tym widokiem przyciągnął ją bliżej siebie i nakrył delikatnie odkryte plecy. (TI) poruszyła się sprawiając wrażenie, że za chwilę się obudzi. Tak się jednak nie stało. Harry zaśmiał się na widok kosmyków ciemnych/jasnych włosów spadających na jej twarz. Odgarnął je i ucałował jej czoło.
Harry leżał bardzo długo w łóżku delektując się widokiem dziewczyny i wspomnień ostatniej nocy. Postanowił zrobić jej niespodziankę. Delikatnie ściągnął (TI) ze swojego torsu, która szybko wtuliła się w poduszkę. Harry wstał i rozpoczął poszukiwania swoich bokserek. Po dość długich poszukiwaniach udało się znaleźć bieliznę, która szybko znalazła się na właściwym miejscu. Dłonią przeczesał włosy i twarz. Jeszcze nie pozbierał się po wczoraj. Z myślą o swoim skarbie wyszedł z pokoju cicho zamykając drzwi. Zszedł po schodach do kuchni w której zastał coś dziwnego. Jakiś mężczyzna siedział przy wysepce kuchennej i popijał kawę, jednocześnie czytając gazetę. Harry pomyślał, że to ogrodnik który przychodzi kilka razy w tygodniu aby zająć się ogrodem. Nie chcąc wyjść na nie wychowanego postanowił się przywitać.
- Dzień dobry, jestem Harry. - powiedział jeszcze lekko zaspany.
- Wiem jak masz na imię. - odparł mężczyzna, na co chłopak się zdziwił. Raczej dorośli i to jeszcze mężczyźni nie znali zespołu w którym śpiewa Styles.
- Jeśli można wiedzieć, skąd? - zapytał wyciągając z szafki 2 kubki.
- Słyszałem je całą noc z sypialni mojej córki. - odparł mężczyzna czym zwstydził i zmieszał Harry'ego. To był ojciec (TI) którego nie miał jeszcze przyjemności poznać. Chłopak stał zaskoczony i zażenowany jak słup soli.
- Dzień dobry skarbie. - powiedziała (TI) wchodząc do kuchni w roztrzepanych włosach i koszulce swojego chłopaka, która ledwo zasłaniała jej pośladki. Podeszła do Harry'ego i chciała go pocałować. Przerwało jej jednak głośne chrząknięcie. Dziewczyna zaskoczona odwróciła się o 180° i jej wzrok spotkał się ze wzrokiem jej ojca.
- Tata? Co ty tutaj robisz? - zapytała naciągając jak najbardziej koszulkę.
- Przyjechaliśmy wcześniej. Odwołali kilka spotkań.
- Wcześniej czyli kiedy?
- Wczoraj , po 19. - dziewczyna oblała się płomiennym rumieńcem. Jej rodzice słyszeli jak ich córka uprawia seks ze swoim chłopakiem, którego nawet nie znają. Wtopa na całej linii. - Masz już 21 lat. To nic dziwnego. Tylko pamiętacie o zabezpieczeniu. Jestem za młody żeby zostać dziadkiem. - powiedział śmiejąc się. (TI) zawstydzona odwróciła się i ukryła twarz na torsie Harry'ego. Oboje zdali sobie wtedy sprawy z pewnej rzeczy.
- Więc wreszcie możemy się poznać. (I.T.T) (T.N). - -powiedział nadal rozbawiony ojciec dziewczyny i podszedł do Harry'ego wyciągając ku niemu dłoń. Chłopak odsunął od siebie trochę dziewczynę i uścisnął dłoń mężczyzny.
- Harry Styles. - powiedział lekko zażenowany. Nie ma to jak wpadka przy pierwszym spotkaniu.
*****
- Nie wierzę! - krzyczał Louis , sądząc po dźwiękach turlając się po podłodze.
- Bo grunt to wywarcie dobrego wrażenia na przyszłym teściu. - krzyknął Niall i zawtórował śmiechem przyjacielowi.
- Jesteście niepoważni. - przerwał im Liam.
- Nie mów, że ciebie to nie śmieszy - wydukał z siebie Zayn.
- No dobra. Harry, przykro mi to mówić ale to była wtopa na całego. - zaśmiał się szatyn. Śmiali się wszyscy oprócz Harry'ego. Ich głosy było słychać w całym domu, a może i na całej dzielnicy?
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytałam wychodząc do salonu z miesięczną Darcy na rękach. - Czy ja czegoś nie wiem? - zapytałam siadając obok narzeczonego.
- Twój cudowny narzeczony opowiadał nam jak to poznał twojego tatę. - wydukał pomiędzy śmiechem Louis.
- Śmiejcie się. Wiecie jakiego mieliśmy wiedy z Harry'm stracha. - mówiłam spoglądając na chłopaka. Darcy wyciągnęła do niego rączki za które on złapał i śmiejąc się do niej zabawnie nimi poruszał. Harry idelanie odnajduje się w roli tutusia.
- Wtopa stulecia! - przerwał moją wypowiedź Zayn.
- Żadna wtopa. Dzięki temu jest z nami teraz Darcy. - powiedziałam głaszcząc dziewczynkę po jej ciemnych włosach. Cały tata. Zielone oczy. Dołeczki w policzkach. Może odziedziczyła po nim talent do śpiewania? Harry wziął małą w swoje objęcia i przytulił ją do sobie. Jest dumny. Cholernie.
- Masz okropnych wujków. - szepnął dziewczynce do ucha.
- Co ty pieprzysz ? - oburzył się chrzestny małej - Louis. Czyli najbardziej poważna, dorosła i odpowiedzialna osoba w tym domu.
- Prawdę. - rzucił Harry nie odrywając wzroku od zasypiającej dziewczynki. Jej drobne palce obejmowały kciuk Styles'a, co wywoływało na jego twarzy szeroki uśmiech.
- Dziękuję. - szepnął do mojego ucha po czym pocałował mnie. Znaczenie tego dziękuję znają tylko dwie osoby na całym świecie. Ja i Harry.
LiwiaLila
- Cześć, co tam u ciebie?
- Dobrze. Rodzice wyjechali na weekend w delegację. A u ciebie?
- Spoko. To może wyjdziemy gdzieś?
- A może przyjdziesz do mnie ?
- Z wielką chęcią. Będę za godzinę. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Odłożyłam telefon na stolik i spojrzałam na zegarek. Godzina to nie dużo czasu. Pobiegłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Następnie wróciłam do swojego pokoju. Ubrałam czystą bieliznę. Następnie przyszedł czas na wybranie ubrań. Zdecydowałam się na czarne getry i szarą koszulkę mojego chłopaka, którą zwinęłam mu podczas jednej z moich wizyt u niego. Włosy spięłam w wysoki kucyk a na twarzy zrobiłam delikatny makijaż. Szybko pościeliłam łóżko i zabierając telefon zbiegłam do salonu. Usadowiłam się w salonie i włączyłam telewizor, aby umilić sobie czas oczekiwania na mojego chłopaka.
Z Harry'm byliśmy parą od 5 miesięcy. Bardzo się kochamy i spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu. Mimo, że jesteśmy ze sobą te kilka miesięcy Harry nadal nie poznał moich rodziców. Nigdy nie było okazji. Zawsze jak Styles przychodził rodzice byli jeszcze w pracy, a wracali do domu kilka minut po wyjściu Loczka. A kiedy już byli w domu Harry nie mógł do mnie przyjść, gdyż zazwyczaj miał nagrania.
Usłyszałam dźwięk dzwonka i popędziłam do holu. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się uśmiechnęła postać Hazzy.
- Cześć - powiedziałam rzucając się na chłopaka z przytulasem.
- Hej skarbie. - powiedział całując mnie w głowę. Weszliśmy do środka. - To dla ciebie. - powiedział podając mi czerwoną różę.
- Dziękuję - odpowiedziałam i pocałowałam go namiętnie. - Napijesz się czegoś? - zapytałam wchodząc do kuchni.
- Może herbaty. - odpowiedział wesoło dołączając do mnie. Postawiłam czajnik z wodą, a do wazonu nalałam wody i włożyłam do środka różę. Zaniosę ją potem do siebie.
- Owocowa czy zwykła? - zapytałam sięgając po pudełka z esencjami.
- Zwykła. - wyciągnąłam dwa kubki i wrzuciłam do nich torebki. Następnie zalałam wodą i dodałam cytryny. - Prosze. - szepnęłam stawiając kubek na stole.
- Dzięki.
Usiadłam obok Hazzy i wsypałam do herbaty trochę cukru.
- Jadłeś śniadanie?
- Tak, a ty? - zapytał z troską.
- Oczywiście, że nie. - odparłam teatralnie - Ale nie mam ochoty. Zjem większy obiad.
- Trzymam cię za słowo . - powiedział Harry po czym przytulił mnie do siebie. Przytulanie się na dwóch krzesłach w kuchni nie jest czymś przyjemnym i wygodnym, więc przenieśliśmy się do salonu. Włączyliśmy jakiś film i w objęciach zasiedliśmy na sofie.
- To co jemy?
- Normalnie jak Niall. Nie jesteś chory? - zapytałam przykładając dłoń do czoła chłopaka, na co on się głośno zaśmiał.
- Wszytko jest okey skarbie. - pocałował mnie w czoło. - Więc co jemy?
- Może zrobiony pizzę?
- Idealnie.
Udaliśmy się do kuchni. Na blat wyciągnąłam wszystkie potrzebne składniki na pizzę. Jak się można domyślić nasze gotowanie polegało na rzucaniu w siebie mąką i częściami ciasta. Kiedy pizza jakimś cudem wylądowała gotowa w piekarniku przyjrzałam się kuchni. Aha, to jest moja kuchnia.
- Musimy posprzątać.
- Nic nie musimy. - odparł zabawnie Harry przytulając mnie od tyłu i kładąc głowę na moim ramieniu.
- Pizza się piecze, my posprzątamy i akurat kiedy skończymy będzie gotowa. - powiedziałam mierzwiąc jego Loki.
- Nich ci będzie. - powiedział i pocałował mnie.
- Ale się najadłam. - powiedziałam wsadzając naczynia do zmywarki.
- Ja też. To teraz trzeba to zrzucić. - krzyknął Harry i porwał mnie w swojej silne ramiona. Mimo moich krzyków zaniósł mnie do salonu. Włączył w telewizorze Youtube. Po chwili pomieszczenie wypełniło się pierwszymi taktami piosenki Måns'a Zelmerlöw'a Fire in The Rain. Razem z Harry'm skakaliśmy po całym pokoju głośno się śmiejąc i śpiewając. A raczej wykrzykując słowa piosenki. Normalnie jak dzieci.
Usiadłam zmęczona na kanapie jeszcze delikatnie się podśmiewując.
- Która godzina?
- 18 .
- Co??? Już???????? - zapytałam z niedowierzaniem. Podczas zabawy czas tak szybko leci.
- Już skarbie. A masz jakieś plany? - zapytał z podejrzanym uśmiechem Harry podpierając się lewą ręką.
- Ja nie, a ty?
- Może i mam. - szepnął zalotnie po czym musnął moje wargi.
- Ciekawe co to za pomysł. - dodałam jeżdżąc dłonią po jego torsie.
- Chcesz się przekonać? - zapytał wstając.
- Oczywiście.
- No to chodź. - rzucił i wziął mnie na ręce. Oplotłam go nogami w pasie i pocałowałam namiętnie. Uważając na schody Styles ruszył na piętro w stronę mojej sypialni, gdzie dobrze spożytkowaliśmy nieobecność rodziców w domu.
Harry obudził się następnego dnia bardzo wcześnie. Na jego torsie leżała (TI), jego ukochana. Chłopak zauroczony tym widokiem przyciągnął ją bliżej siebie i nakrył delikatnie odkryte plecy. (TI) poruszyła się sprawiając wrażenie, że za chwilę się obudzi. Tak się jednak nie stało. Harry zaśmiał się na widok kosmyków ciemnych/jasnych włosów spadających na jej twarz. Odgarnął je i ucałował jej czoło.
Harry leżał bardzo długo w łóżku delektując się widokiem dziewczyny i wspomnień ostatniej nocy. Postanowił zrobić jej niespodziankę. Delikatnie ściągnął (TI) ze swojego torsu, która szybko wtuliła się w poduszkę. Harry wstał i rozpoczął poszukiwania swoich bokserek. Po dość długich poszukiwaniach udało się znaleźć bieliznę, która szybko znalazła się na właściwym miejscu. Dłonią przeczesał włosy i twarz. Jeszcze nie pozbierał się po wczoraj. Z myślą o swoim skarbie wyszedł z pokoju cicho zamykając drzwi. Zszedł po schodach do kuchni w której zastał coś dziwnego. Jakiś mężczyzna siedział przy wysepce kuchennej i popijał kawę, jednocześnie czytając gazetę. Harry pomyślał, że to ogrodnik który przychodzi kilka razy w tygodniu aby zająć się ogrodem. Nie chcąc wyjść na nie wychowanego postanowił się przywitać.
- Dzień dobry, jestem Harry. - powiedział jeszcze lekko zaspany.
- Wiem jak masz na imię. - odparł mężczyzna, na co chłopak się zdziwił. Raczej dorośli i to jeszcze mężczyźni nie znali zespołu w którym śpiewa Styles.
- Jeśli można wiedzieć, skąd? - zapytał wyciągając z szafki 2 kubki.
- Słyszałem je całą noc z sypialni mojej córki. - odparł mężczyzna czym zwstydził i zmieszał Harry'ego. To był ojciec (TI) którego nie miał jeszcze przyjemności poznać. Chłopak stał zaskoczony i zażenowany jak słup soli.
- Dzień dobry skarbie. - powiedziała (TI) wchodząc do kuchni w roztrzepanych włosach i koszulce swojego chłopaka, która ledwo zasłaniała jej pośladki. Podeszła do Harry'ego i chciała go pocałować. Przerwało jej jednak głośne chrząknięcie. Dziewczyna zaskoczona odwróciła się o 180° i jej wzrok spotkał się ze wzrokiem jej ojca.
- Tata? Co ty tutaj robisz? - zapytała naciągając jak najbardziej koszulkę.
- Przyjechaliśmy wcześniej. Odwołali kilka spotkań.
- Wcześniej czyli kiedy?
- Wczoraj , po 19. - dziewczyna oblała się płomiennym rumieńcem. Jej rodzice słyszeli jak ich córka uprawia seks ze swoim chłopakiem, którego nawet nie znają. Wtopa na całej linii. - Masz już 21 lat. To nic dziwnego. Tylko pamiętacie o zabezpieczeniu. Jestem za młody żeby zostać dziadkiem. - powiedział śmiejąc się. (TI) zawstydzona odwróciła się i ukryła twarz na torsie Harry'ego. Oboje zdali sobie wtedy sprawy z pewnej rzeczy.
- Więc wreszcie możemy się poznać. (I.T.T) (T.N). - -powiedział nadal rozbawiony ojciec dziewczyny i podszedł do Harry'ego wyciągając ku niemu dłoń. Chłopak odsunął od siebie trochę dziewczynę i uścisnął dłoń mężczyzny.
- Harry Styles. - powiedział lekko zażenowany. Nie ma to jak wpadka przy pierwszym spotkaniu.
*****
- Nie wierzę! - krzyczał Louis , sądząc po dźwiękach turlając się po podłodze.
- Bo grunt to wywarcie dobrego wrażenia na przyszłym teściu. - krzyknął Niall i zawtórował śmiechem przyjacielowi.
- Jesteście niepoważni. - przerwał im Liam.
- Nie mów, że ciebie to nie śmieszy - wydukał z siebie Zayn.
- No dobra. Harry, przykro mi to mówić ale to była wtopa na całego. - zaśmiał się szatyn. Śmiali się wszyscy oprócz Harry'ego. Ich głosy było słychać w całym domu, a może i na całej dzielnicy?
- Z czego się tak śmiejecie? - zapytałam wychodząc do salonu z miesięczną Darcy na rękach. - Czy ja czegoś nie wiem? - zapytałam siadając obok narzeczonego.
- Twój cudowny narzeczony opowiadał nam jak to poznał twojego tatę. - wydukał pomiędzy śmiechem Louis.
- Śmiejcie się. Wiecie jakiego mieliśmy wiedy z Harry'm stracha. - mówiłam spoglądając na chłopaka. Darcy wyciągnęła do niego rączki za które on złapał i śmiejąc się do niej zabawnie nimi poruszał. Harry idelanie odnajduje się w roli tutusia.
- Wtopa stulecia! - przerwał moją wypowiedź Zayn.
- Żadna wtopa. Dzięki temu jest z nami teraz Darcy. - powiedziałam głaszcząc dziewczynkę po jej ciemnych włosach. Cały tata. Zielone oczy. Dołeczki w policzkach. Może odziedziczyła po nim talent do śpiewania? Harry wziął małą w swoje objęcia i przytulił ją do sobie. Jest dumny. Cholernie.
- Masz okropnych wujków. - szepnął dziewczynce do ucha.
- Co ty pieprzysz ? - oburzył się chrzestny małej - Louis. Czyli najbardziej poważna, dorosła i odpowiedzialna osoba w tym domu.
- Prawdę. - rzucił Harry nie odrywając wzroku od zasypiającej dziewczynki. Jej drobne palce obejmowały kciuk Styles'a, co wywoływało na jego twarzy szeroki uśmiech.
- Dziękuję. - szepnął do mojego ucha po czym pocałował mnie. Znaczenie tego dziękuję znają tylko dwie osoby na całym świecie. Ja i Harry.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
LiwiaLila