- (TI) ja nie chciałem. Proszę nie uciekaj. Nie zrobię ci nic - mówił przejęty chłopak. Spodziewał się różnych odpowiedzi na jego propozycję, ale to go zaskoczyło.
Dziewczyna jak w transie szybko spakowała swój dorobek i z przerażeniem na twarzy zaczęła się oddalać. Harry nie chcąc stracić jej z oczu zaczął podchodzić w jej stronę.
- Nie rób mi krzywdy, proszę! - zaczęła krzyczeć i mimo wyraźnego bólu w kolanie rozpoczęła biec w stronę ulicy. Mimo kontuzji była bardzo szybka, Harry mrugnął kilka razy, a jej już nie było. Pobiegł więc w stronę, w którą udała się ona. Biegł co chwilę trącając kogoś w ramię. Dobiegł tak do końca deptaka. Na środku chodnika stała duża grupa ludzi, oglądali występ początkującego muzyka i czerpali z tego wiele radości. Harry zdał sobie sprawę z tego, że zgubił (TI). Nagle w tłumie ujrzał jej ciemne włosy i kawałek sukienki, przebijające się pomiędzy ludźmi. Ponowił bieg nie zwracając uwagi na przechodniów i ich oburzenie kierowane w stronę młodzieńca. Biegł ile sił miał w nogach. Nagle usłyszał za sobą chłopięcy głos. Zatrzymał się i odwrócił. Stał tam mały chłopczyk. Mógł mieć około pięciu lat.
- Zgubił pan to. - powiedział wyciągając do chłopaka rękę, w której trzymał klucze. Chłopak złapał je w dłoń i spojrzała na brelok. Klucze do jego Rover'a.
- Dzięki, trochę się spieszę, więc już pójdę. Jeszcze raz dzięki. - mrugnął do pięciolatka i schował przedmiot do kieszeni. Dziecko uśmiechnęło się i pobiegło w stronę pary siedzącej na ławce. Harry odwrócił się ponownie w poszukiwaniu (TI). Nie widział jej. Zaczął biec w stronę ulicy. Kto wie, może w tym szoku i amoku wpadła na jezdnię. Nic jednak nie wskazywało na to. Nie było wypadku, ani śladu ostrego hamowania. Poza tym na przejściu dla pieszych, znajdującym się kilka metrów od chłopaka stał policjant. Nie mogła.
Przeanalizował wszystkie możliwości. W prawo na pewno nie. Na moście nie ma chodnika. W lewo? Może przeszła jednak przez pasy? Postanowił sprawdzić najpierw lewą stronę. Biegł rozglądając się uważnie w poszukiwaniu tajemniczej dziewczyny. Po kilku minutach był wykończony. Usiadł na ławce przed jednym ze sklepów. Obok niego siedziała jakaś kobieta obok której stał wózek z niemowlęciem. Może siedzi tu od dłuższego czasu?
- Przepraszam panią. Widziała może pani dziewczynę, niska, ciemne długie włosy, niebieska lekko podartą sukienka i brązowy sweterek? Biegła z teczką w ręce. - zapytał z nadzieją. Blondynka odwróciła głowę w stronę młodzieńca i zamyśliła się.
- Przykro mi. Nie widziałam jej. - odpowiedziała, a jej dziecko zaczęło płakać. Rzuciła Harry'emu przepraszające spojrzenie i odeszła pchają wózek. Młodzieniec był załamany. Najgorsze było to, że w jego głowie coraz częściej pojawiały się obrazy wypadku, czy szpitalnej recepcji z poszkodowaną (TI).
Oparł się wygodnie o oparcie ławki i odchylił głowę w tył, jednocześnie zamykając oczy. Na jego twarz spadło kilka kropel wody. Deszcz. Przecież dzień bez deszczu w Londynie jest dniem straconym. Podniósł się z ławki i ignorując nasilające się opady, powolnym krokiem udał się w stronę parkingu.
Zdołowany wrócił do domu. W korytarzu zdjął buty, a kurtkę zawiesił niechlujnie na wieszaku. Udał się w stronę salonu, gdzie padł na narożną kanapę. Czuł się źle. Poczuł się odpowiedzialny za jej spłoszenie. Najgorsze było to, że czarne scenariusze z (TI) w roli głównej nie chciały opuścić jego głowy. Rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Po chwilowych poszukiwaniach udało mu się znaleźć komórkę.
- Cześć Harry! - usłyszała w słuchawce głos swojego przyjaciela z zespołu - Louis'a.
- Czego? - zapytał oschle.
- Nie wiem co ci jest, w każdym razie mam propozycję. Wychodzimy wieczorem do nowego klubu. Idziesz z nami? - w głowie chłopaka pojawiły się wszystkie ,,za" i ,, przeciw". Nie był chętny na opuszczanie domu po dzisiejszej sytuacji. Jednak wyjście mogłoby pomóc mu złagodzić złe samopoczucie.
- Idę
- Będziemy o 20. Cześć! - usłyszał na koniec radosny głos przyjaciela i rozłączył się. Telefon wypadł mu z dłoni. Na szczęście spadł na miękką sofę.
Burczenie brzucha dało o sobie znać. Przydałoby się coś zjeść. Jednak Harry nie miał siły ruszyć palcem, a co dopiero coś ugotować. Ponownie sięgnął po telefon. Szybko wstukał numer ulubionej pizzerii i po chwili oczekiwał zamówienia.
Zbliżała się godzina 19:30, a Harry nadal nie był gotowy. Od południa leżał cały czas na sofie i oglądał telewizję, robiąc co jakiś czas przerwę na wyjście do toalety czy napełnienie żołądka.
Spoglądając na zegarek zdał sobie sprawy jak jest już późno. Znowu dostanie mu się Daddy'iego. Z wielkim trudem wstał z kanapy, szybko wypił końcówkę coli ze szklanki i ruszył do łazienki. Bardzo szybki prysznic pozwolił mu się odprężyć i przygotować na dzisiejszy wieczór, a raczej noc. Po skorzystaniu z łazienki udał się do garderoby. Chwilę zastanawiał się co ubrać. Wybrał czarną koszulkę, tego samego koloru spodnie i brązowe sztyblety, a do tego również brązowa kurtka. Szybko przeczesał włosy i użył ulubionych perfum. Z szafki w sypialni zabrał telefon i włożył go do tylniej kieszeni spodni. Wychodząc przypomniał sobie, że zapomniał założyć zegarka. Odwrócił się i zeskanował pokój. Nigdzie go nie było. Sprawdził również łazienkę i garderobę, lecz tam również go nie znalazł. Lekko zdenerwowany zszedł na parter gdzie ponowił poszukiwania. Jego misję przerwał dzwoniący dzwonek. Dając sobie spokój z zegarkiem zgasił światło i otworzył drzwi. Powitała go promienna twarz przyjaciela. Szkoda , że jemu nie dopisywał humor. Przywitał się z Louis'em jednocześnie zamykając dom, by następnie razem udać się w stronę samochodu gdzie czekała na nich resztą zespołu.
Było kilka minut po północy, a ludzi z każdą sekundą przybywało. Przyjaciele już dawno się rozdzielili. A może tylko on od nich odszedł?
Siedział cały czas przy barze popijając kolejną szklankę coli. Słabo jak na klub, jednak coś nie pozwalało mu sięgnąć po procenty. Nie mógł. Chyba pierwszy raz.
Zewsząd otaczali go ludzie, od dawna pod wpływem alkoholu. W powietrzu unosił się zapach spoconch ciał, dymu papierosowego i alkoholu. Miał już dość. Myślał, że wyjście tutaj będzie dobrym pomysłem. Tak bardzo się przeliczył. Było mu niedobrze od otaczającej go atmosfery. Z wielkim trudnościami udało mu się wyjść na zewnątrz. Świeże, czyste powietrze. Tego mu brakowało. Odsunął się o kilkanaście metrów od odrzucającego go budynku i oparł się o frontową ścianę jakiejś kamienicy. Z kieszeni wyjął telefon. Po naciśnięciu przycisku uderzyła w niego fala jasnego światła, przez co zmrużył oczy. Zmniejszył jasność ekranu i wyraźnie zobaczył godzinę. 00:40. Późno. Ale po co miałby wracać do domu? Pustego domu. Domu, w którym nikt na niego nie czeka. Domu, w którym czekają na niego jedynie pustka i samotność.
Spojrzał na skrzynkę odbiorczą. Nic nie przyszło. Szybko wystukał na klawiaturze krótką wiadomość do Liam'a, aby powiadomić go o jego wcześniejszym wyjściu z klubu. Po wysłaniu wiadomości zablokował ekran i schował urządzenie. Przymknęł oczy i odchylił głowę do tyłu, na tyle na ile pozwalała mu ściana. Nagle do jego umysłu wdarł się krzyk. Głośny i donośny. Po chwili płacz i znwou krzyk. Scena jak z najstraszniejszych horrorów. Harry oderócił głowę w stronę źródła dźwięku. Uliczka pomiędzy budynkami. I znowu ten przeraźliwy krzyk. Nie wiedział kim jest ta osoba, jednak coś w środku mówiło mu, że musi tam iść. Mimo jego lekkiej niechęci i strachu, każdy krzyk coraz bardziej go przekonywał. I każdy kolejny krzyk i głośne słowa coraz bardziej przypominały dźwięczny głos (TI).
LiwiaLila
- Przykro mi. Nie widziałam jej. - odpowiedziała, a jej dziecko zaczęło płakać. Rzuciła Harry'emu przepraszające spojrzenie i odeszła pchają wózek. Młodzieniec był załamany. Najgorsze było to, że w jego głowie coraz częściej pojawiały się obrazy wypadku, czy szpitalnej recepcji z poszkodowaną (TI).
Oparł się wygodnie o oparcie ławki i odchylił głowę w tył, jednocześnie zamykając oczy. Na jego twarz spadło kilka kropel wody. Deszcz. Przecież dzień bez deszczu w Londynie jest dniem straconym. Podniósł się z ławki i ignorując nasilające się opady, powolnym krokiem udał się w stronę parkingu.
Zdołowany wrócił do domu. W korytarzu zdjął buty, a kurtkę zawiesił niechlujnie na wieszaku. Udał się w stronę salonu, gdzie padł na narożną kanapę. Czuł się źle. Poczuł się odpowiedzialny za jej spłoszenie. Najgorsze było to, że czarne scenariusze z (TI) w roli głównej nie chciały opuścić jego głowy. Rozmyślania przerwał dzwonek telefonu. Po chwilowych poszukiwaniach udało mu się znaleźć komórkę.
- Cześć Harry! - usłyszała w słuchawce głos swojego przyjaciela z zespołu - Louis'a.
- Czego? - zapytał oschle.
- Nie wiem co ci jest, w każdym razie mam propozycję. Wychodzimy wieczorem do nowego klubu. Idziesz z nami? - w głowie chłopaka pojawiły się wszystkie ,,za" i ,, przeciw". Nie był chętny na opuszczanie domu po dzisiejszej sytuacji. Jednak wyjście mogłoby pomóc mu złagodzić złe samopoczucie.
- Idę
- Będziemy o 20. Cześć! - usłyszał na koniec radosny głos przyjaciela i rozłączył się. Telefon wypadł mu z dłoni. Na szczęście spadł na miękką sofę.
Burczenie brzucha dało o sobie znać. Przydałoby się coś zjeść. Jednak Harry nie miał siły ruszyć palcem, a co dopiero coś ugotować. Ponownie sięgnął po telefon. Szybko wstukał numer ulubionej pizzerii i po chwili oczekiwał zamówienia.
Zbliżała się godzina 19:30, a Harry nadal nie był gotowy. Od południa leżał cały czas na sofie i oglądał telewizję, robiąc co jakiś czas przerwę na wyjście do toalety czy napełnienie żołądka.
Spoglądając na zegarek zdał sobie sprawy jak jest już późno. Znowu dostanie mu się Daddy'iego. Z wielkim trudem wstał z kanapy, szybko wypił końcówkę coli ze szklanki i ruszył do łazienki. Bardzo szybki prysznic pozwolił mu się odprężyć i przygotować na dzisiejszy wieczór, a raczej noc. Po skorzystaniu z łazienki udał się do garderoby. Chwilę zastanawiał się co ubrać. Wybrał czarną koszulkę, tego samego koloru spodnie i brązowe sztyblety, a do tego również brązowa kurtka. Szybko przeczesał włosy i użył ulubionych perfum. Z szafki w sypialni zabrał telefon i włożył go do tylniej kieszeni spodni. Wychodząc przypomniał sobie, że zapomniał założyć zegarka. Odwrócił się i zeskanował pokój. Nigdzie go nie było. Sprawdził również łazienkę i garderobę, lecz tam również go nie znalazł. Lekko zdenerwowany zszedł na parter gdzie ponowił poszukiwania. Jego misję przerwał dzwoniący dzwonek. Dając sobie spokój z zegarkiem zgasił światło i otworzył drzwi. Powitała go promienna twarz przyjaciela. Szkoda , że jemu nie dopisywał humor. Przywitał się z Louis'em jednocześnie zamykając dom, by następnie razem udać się w stronę samochodu gdzie czekała na nich resztą zespołu.
Było kilka minut po północy, a ludzi z każdą sekundą przybywało. Przyjaciele już dawno się rozdzielili. A może tylko on od nich odszedł?
Siedział cały czas przy barze popijając kolejną szklankę coli. Słabo jak na klub, jednak coś nie pozwalało mu sięgnąć po procenty. Nie mógł. Chyba pierwszy raz.
Zewsząd otaczali go ludzie, od dawna pod wpływem alkoholu. W powietrzu unosił się zapach spoconch ciał, dymu papierosowego i alkoholu. Miał już dość. Myślał, że wyjście tutaj będzie dobrym pomysłem. Tak bardzo się przeliczył. Było mu niedobrze od otaczającej go atmosfery. Z wielkim trudnościami udało mu się wyjść na zewnątrz. Świeże, czyste powietrze. Tego mu brakowało. Odsunął się o kilkanaście metrów od odrzucającego go budynku i oparł się o frontową ścianę jakiejś kamienicy. Z kieszeni wyjął telefon. Po naciśnięciu przycisku uderzyła w niego fala jasnego światła, przez co zmrużył oczy. Zmniejszył jasność ekranu i wyraźnie zobaczył godzinę. 00:40. Późno. Ale po co miałby wracać do domu? Pustego domu. Domu, w którym nikt na niego nie czeka. Domu, w którym czekają na niego jedynie pustka i samotność.
Spojrzał na skrzynkę odbiorczą. Nic nie przyszło. Szybko wystukał na klawiaturze krótką wiadomość do Liam'a, aby powiadomić go o jego wcześniejszym wyjściu z klubu. Po wysłaniu wiadomości zablokował ekran i schował urządzenie. Przymknęł oczy i odchylił głowę do tyłu, na tyle na ile pozwalała mu ściana. Nagle do jego umysłu wdarł się krzyk. Głośny i donośny. Po chwili płacz i znwou krzyk. Scena jak z najstraszniejszych horrorów. Harry oderócił głowę w stronę źródła dźwięku. Uliczka pomiędzy budynkami. I znowu ten przeraźliwy krzyk. Nie wiedział kim jest ta osoba, jednak coś w środku mówiło mu, że musi tam iść. Mimo jego lekkiej niechęci i strachu, każdy krzyk coraz bardziej go przekonywał. I każdy kolejny krzyk i głośne słowa coraz bardziej przypominały dźwięczny głos (TI).
3 KOMENTARZE = KOLEJNA CZĘŚĆ
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ= MOTYWACJA DLA NAS
LiwiaLila
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz