Hej
Na cele imaginu przypuśćmy, że w Londynie zimą pada śnieg.
P.S. Z góry przepraszam za błędy gdyż piszę na telefonie ;) :) :D
LiwiaLila
***************************************
-Mamo!
-Tu jestem! - odpowiedziała mi mama. Szybko znalazłam się w salonie gdzie moja rodzicielka bawiła się z moimi młodszymi siostrami. - Coś się stało?
-Znalazłam ofertę pracy. Jacyś piosenkarze szukają osoby do sprzątania, ogólnie ogarniania domu. Umówiłam się nawet na rozmowę. - mówiłam podekscytowana.
-[TI] wiesz, że nie musisz pracować. - a ona znowu to samo. Odkąd ojciec zostawił nas 5 lat temu, przed porodem bliźniaczek mama dużo pracuje i mogę powiedzieć, że już nie wyrabia. Jestem pełnoletnia i chcę jej pomóc. Już kiedyś pracowałam w jednej firmie, jednak miała kryzys i mnie zwolniono.
-A ty znowu to samo. Jestem pełnoletnia i chcę ci pomóc. Nie możesz wszystkiego robić sama. - odpowiedziałam i przytuliłam mamę.
-O której masz rozmowę?
-O 18. Przejdę się. Ten dom jest jakieś pół godziny stąd, a spacer dobrze mi zrobi.
-To musisz się zbierać bo jest już 16:50. - powiedziała mama wskazując na zegarek. Mruknęłam coś niegrzecznego pod nosem za co zganiła mnie rodzicielka, a siostry wybuchły śmiechem. Wybiegłam z pokoju, prawie zabijając się na zakręcie i wpadłam do łazienki. Szybko się przygotowałam i poszłam do holu. Otworzyłam szafę i zastanawiałam się co ubrać. Zdecydowałam się na czarne rurki, tego samego koloru top i biały sweter. Zrobiłam bardzo delikatny makijaż, a włosy spięłam w luźny warkocz. Szybko znalazłam ukochane skarpetki w śnieżynki, które po chwili znajdowały się na moich stopach. Użyłam ulubionych perfum i spojrzałam na zegarek. 17:10. Muszę się sprężać. Wróciłam do salonu. Wzięłam swoją torebkę. Wrzuciłam do niej telefon, portfel, chusteczki i kilka innych przedmiotów. Spakowałam również moje ubogie CV, które było przygotowane na wypadek gdyby ktoś zaprosił mnie na rozmowę. Zabrałam torebkę i w korytarzu ubrałam moje zimowe buty oraz kurtkę, po czym szyję opatuliłam szalem, a na głowie spoczęła czapka do kompletu. Do ręki wzięłam ukochane rękawiczki i po poinformowaniu rodziny o moim wyjściu opuściłam mieszkanie. Londyńskie ulice były pokryte drobnym puchem, a temperatura jak na to miasto była bardzo niska. Po około 30 - minutowym spacerze stanęłam przed dużą białą willą. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Kiedy traciłam nadzieję na to, że drzwi się otworzą te uchyliły się, a ja ujrzałam wysokiego szatyna w swetrze z marchewką. Na mój widok chłopak lekko się przeraził i przymknął drzwi.
-Dobry wieczór, ja przyszłam w sprawie pracy. Nazywam się [TI] [TN].
-Wejdź. - powiedział po chwili wpuszczając mnie do środka. Pierwsze co nasunęło mi się na myśl po przekroczeniu progu to wow! Dom był bardzo luksusowy.
-Zaraz zawołam moich przyjaciół. - wyrwał mnie z zamyślenia głos chłopaka. - Chłopaki! - po chwili stanęło przede mną czterech przyjaciół być może mojego przyszłego szefa.
- Louis, wiem że jesteś czasem dziecinny , ale żeby wpuszczać fankę do domu. - powiedział wysoki szatyn z tatuażem kilku strzałek na ręce i przewiązaną koszulą na biodrach. Był bardzo przystojny i wyróżniał się w pewien sposób.
- Nie drzyj na mnie!
- Jak za raz zacznie krzyczeć i prosić o zdjęcia to twoja wina. - odezwał się Mulat do chłopaka który otworzył mi drzwi i wskazał na mnie. O co im chodzi ?
- Przepraszam, że przerywamy panom ale ja przyszłam jedynie w sprawie pracy. - O co chodzi? Przecież ich nie zjem, nawet ich nie kojarzę ze świata gwiazd.
- Panowie ? - zapytał ze śmiechem blondyn stojący dotąd z tyłu.
- Nie znam państwa. Dzwoniłam dzisiaj i któryś z panów powiedział żebym przyszła na rozmowę. - wytłumaczyłam.
-To ze mną rozmawiałaś. Bardzo cię przepraszam. - powiedział szatyn ze strzałkami i ucałował wierzch mojej dłoni. Zarumieniłam się. Prawdziwy dżentelmen. Teraz takich brak. - Jestem Liam Payne. To Louis Tomlinson, Niall Horan, Harry Styles i Zayn Malik. - mówił wskazując na każdego z osobna.
- [TI][TN]. Bardzo mi miło.
- Proszę , chodź do salonu. - powiedział i wskazał dłonią na pomieszczenie obok. Zdjęłam buty i odłożyłam obok komody, a kurtkę, czapkę i szalik wzięłam do ręki, po czym ruszyłam do salonu. Był bardzo duży. Dwie ściany były białe, a jedna szara. Czwarta pokryta była kamieniem ozdobnym o jasnym kolorze, a na niej wisiał bardzo duży telewizor. Na środku znajdował się włochaty dywan, a na nim stolik kawowy. Wokół niego dwie duże sofy i wielki fotel. Na jednej ze ścian znajdowało się duże okno, które wychodziło chyba na ogród. Obok były przeszklone drzwi, które prowadziły na patio. Usiadłam na fotelu, a moi prawdopodobnie przyszli szefowie na sofach.
Wyjęłam z torebki teczkę.
- To moje CV. Nie jest ono bogate, ale myślę że to nie jest przeszkodą. - powiedziałam kładąc na stoliku papiery.
-To nie będzie potrzebne. - odpowiedział chłopak o kręconych włosach, który dotąd się nie odzywał. Nie dostanę pracy?
- Jeśli tylko się zgodzisz od jutra pracujesz u nas. - powiedział z uśmiechem chłopak który otworzył mi drzwi.
-Ależ oczywiście, że się zgadzam panie...
- Louis.
-Zgadzam się panie Tomlinson. - powiedziałam przypominając sobie nazwisko chłopaka, na co pokręcił głową.
-Dobrze, więc o której mam jutro przyjść ?
- Przyjdź o 7, zrobisz nam śniadanie. - powiedział pan Horan z szerokim uśmiechem.
- Naturalnie. - Boże [TI] ktoś jeszcze używa takich słów???
- Będziesz pracować od poniedziałku do piątku. Jednak czasem chcielibyśmy abyś przyszła też w sobotę. Odnośnie kwoty to proponuję tyle. - powiedział pan Payne podsuwając w moją stronę karteczkę.
- Rozumiem, że to pensja półroczna. - powiedziałam nie wierząc w liczbę na papierze.
- Miesięczna. - odpowiedział szybko i posłał mi szeroki uśmiech . Jak on się pięknie uśmiecha. [TI] przestań to twój szef! Moją uwagę przykuł zegar wiszący na ścianie. 19:10. Mama mnie zabije. Od 10 minut powinna być w pracy.
-Przepraszam państwa bardzo lecz muszę już iść. Bardzo dziękuję za pracę i stawię się jutro o 7. - odpowiedziałam i poszłam do holu gdzie się ubrałam. Dostałam zapasowe klucze i po pożegnaniu wyszłam z willi. Mam pracę ! Yey!!! Mam będzie zadowolona . Właśnie mama! Szybko wygrzebałam z torebki telefon i odszukałam w kontaktach numer rodzicielki. Zadzwoniłam, jednak odezwała się poczta głosowa. Cholera! Biegłam ile sił w nogach do mieszkania. Po 15 minutach byłam na miejscu. Otworzyłam kluczami drzwi i weszłam do środka . Spojrzałam na wieszak. Kurtki jak i butów mamy nie było. Szybko zdjęłam swoje nakrycie i weszłam do salonu skąd słychać było ciche dźwięki pochodzące z telewizora. Przekroczyłam próg. To co ujrzałam było jednym z tych przepełnionych słodkością widoków. Na sofie spało moje rodzeństwo. Mój 16-letni brat Caspian, a na jego kolanach nasze siostry bliźniaczki - Clementine (potocznie zwana Clem) i Michonne. Zapytacie dlaczego moje imię nie brzmi tak zagraniczne(?). Otóż moja mama związała się z pewnym Brytyjczykiem. Moim ojcem. Wzięli ślub i pojawiłam się ją. Tata chcąc zrobić mojej mamie niespodziankę, stwierdził że nadadzą mi polskie imię. I tak oto mam na imię [TI]. Wszystko było okey, do momentu kiedy mój ojciec nie zaczął brać. Szybko jednak zaprzestał i poszedł na odwyk, gdyż moja mama zaszła w ciążę. Teraz rodzice chcieli nadać nowemu członkowi rodziny zagraniczne imię. I tak oto jest Caspian. Niestety kilka miesięcy po porodzie, mój ojciec wrócił do brania. Do tego doszedł alkohol. Nie pamiętam dnia kiedy wieczorem nie wyszedłby z domu. Codziennie narkotyki, alkohol. A w domu bicie, kłótnie. Pamiętam, że uciekłam kiedyś z mamą i bratem do Polski. Po roku mój ojciec nas odnalazł i siłą kazał wracać do Anglii. Tu zaczęło się piekło. Nie tylko mama obrywała, ale i ja z Caspianem. Tak było codziennie. Kiedy miałam 13 lat, mama powiedziała ojcu, że jest w ciąży bliźniaczej. Tata bardzo się wkurzył i zażądał rozwodu. Doszło do tego. Jednak to, że mój ojciec zostawił kobietę w ciąży to nie wszytko. Wymusił w sądzie aby dzieciom nadano brytyjskie imiona. Tak się stało. Po porodzie mama wybrała z naszą pomocą imiona i dała do "zatwierdzenia" ojcu. Przeszły. Stąd moje imię jest takie, a nie inne.
Podeszłam i wyłączyłam telewizor po czym delikatnie wzięłam na ręce jedną dziewczynkę. Niestety wybudziłam nastolatka ze snu. Chłopak szybko się zorientował co chcę zrobić i pomógł mi zanieść dziewczynki do pokoju, gdzie spały razem z mamą. Położyliśmy je na ich wspólnym łóżku i udaliśmy się do kuchni.
- Gdzie mama? - zapytałam stawiając wodę na herbatę.
- Poszła do pracy.
- Przepraszam, że wróciłam tak późno ale to w końcu rozmowa kwalifikacyjna. A jak już z niej wyszłam nie mogłam się dodzwonić do mamy.
- Nic się nie stało. Posiedziałem z nimi. Zjadły kolację, przebrały się i czekaliśmy na ciebie. Jednak małym słabo to wyszło. - powiedział Caspian słodząc herbatę. - Dobra ale mów. Jak ci poszło.
- Zaczynam od jutra. - powiedziałam pełna entuzjazmu.
- Super. - odpowiedział podzielając moją radość. Rozmawialiśmy do późna. W końcu wygoniłam młodego do łazienki, a sama zadzwoniłam do mamy. Opowiedziałam dlaczego się spóźniłam i co najważniejsze, że od jutra zaczynam pracę. Gdy Caspian wyszedł z łazienki zajęłam ją ja. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Po chwili krople ciepłej wody spływały po moim ciele, a ja delektowałam się egzotycznym zapachem mojego żelu pod prysznic. Nie wiem ile spędziłam na staniu w kabinie, ale trwało to chyba dość długo. Umyłam włosy i wysuszyłam je. Następnie założyłam czystą bieliznę i ukochaną piżamę. Wyszłam po cichu z łazienki. Zajrzałam do mojego rodzeństwa. Wszyscy spali smacznie w swoich pokojach. Czas i na mnie. Z racji, że nasze mieszkanie nie było duże ja spałam na rozkładanej sofie w salonie. Po chwili przygotowań moje posłanie było gotowe. Nastawiłam budzik. Zgasiłam światło, po czym weszłam pod kołdrę, którą naciągnęłam pod samą szyje. Zamknęłam oczy i oddałam się w krainę snu. Dziwne było to, że podczas podróży po tym świecie spotkałam Liam'a. Mojego przystojnego szefa. Podszedł bliżej mnie z uśmiechem na twarzy. Otworzył usta i chciał coś powiedzieć lecz przerwał mu dźwięk budzika. Zszokowana wyłączyłam alarm, po czym rzuciłam się ponownie na sofę. Wzięłam kilka wdechów po czym wstałam. Doprowadziłam salon do porządku. Czas i doprowadzić mnie do ładu i składu. Uchyliłam delikatnie drzwi aby nie obudzić śpiącej jeszcze mamy i rodzeństwa. Do szkoły i przedszkola będą wstawać dopiero za godzinę. Otworzyłam stojącą w korytarzu szafę i wyjęłam z niej, czarne getry oraz szary T-Shirt. Wzięłam czystą bieliznę i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wykonałam codzienne "łazienkowe" czynności. Przebrałam się i użyłam perfum. Zrobiłam delikatny i szybki makijaż, a włosy zarzuciłam na jedno ramię. Wychodząc z łazienki natknęłam się na Caspiana.
- Hej. Już wstałeś? - powiedziałam sprawdzając wiszący w kuchni grafik pracy mamy. Dzisiaj pracuje od 17 do 22. Ja pracuję do 16:30 więc powinnam zdążyć.
- Cześć. Tak, chciałem przed szkołą dokończyć czytać czwartą część Harry'ego Potter'a.
- Który raz już to czytasz ? - zapytałam z rozbawieniem wiedząc jaką obsesję na punkcie książek Rowling ma mój brat.
- Po dziesiątym przestałem liczyć. - odpowiedział czym wywołał u mnie śmiech i wszedł do łazienki. Spojrzałam na zegarek - 6:15. O cholera. Szybko spakowałam potrzebne rzeczy do torebki, ubrałam ukochane skarpetki w świąteczne wzorki. Założyłam buty i resztę ciepłego okrycia i po cichym
wychodzę pa, wyszłam do pracy. Szłam spokojnie londyńskimi ulicami, oglądając budzące się do życia miasto. Dokładnie o 7 stanęłam przed willą. Dzięki kluczom otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Panowała grobowa cisza, która mogła oznaczać, że moi szefowie jeszcze śpią. Zdjęłam buty, kurtkę i dodatki. Ułożyłam wszystko na wieszakach obok sterty, niekoniecznie poukładanych butów. Spięłam włosy w koka i weszłam w głąb domu. Szybko dotarłam do kuchni. Na blacie znajdowała się lista ulubionych dań chłopaków. Postanowiłam przygotować dla każdego to co lubi najbardziej. Wiem, że będzie dużo roboty, ale to mój pierwszy dzień. Ozdabiałam właśnie naleśniki dla pana Horan'a gdy usłyszałam kroki na schodach. Po chwili do kuchni weszła cała piątka.
- Dzień dobry panom. Proszę siadać i jeść bo gorące. - powiedziałam kładąc talerz na stole.
- Cześć. - odpowiedzieli równo.
- Tylko nie panom. Bo inaczej cię wyrzucimy. - powiedział pan Payne zajmując miejsce obok pana Horan'a.
-Liam ma rację. - odpowiedzieli chórem wszyscy.
- Niech wam będzie. Czego się napijecie? - zapytałam z uśmiechem. Chłopcy zaczęli wymieniać, a ja w głowie podliczyłam ile mam ich zrobić. Po chwili gotowe leżały obok talerzy.
-[TI] te naleśniki są cudowne! - krzyknął Niall i gdy przechodziłam obok niego chłopak przytulił się do mojego brzucha.
- Cieszę się, że smakują. - powiedziałam mierzwiąc jego blond włosy. Kątem oka zauważyłam, że Liam miał krzywą minę. Chyba nie był z tego zadowolony. Muszę się pilnować bo jeszcze mnie wywalą. Chłopcy jedli śniadanie. Nie chciałam aby czuli się niekomfortowo w moim towarzystwie, dlatego wyszłam z kuchni i udałam się do salonu gdzie po podłodze walały się ubrania. Pozbierałam je i położyłam na oparciu sofy, po czym wróciłam do kuchni. Moi szefowie skończyli posiłek więc zaczęłam zmywać naczynia.
- Powiedzcie mi gdzie trzymacie środki czystości, mop, ścierki. - powiedziałam wycierając ręce.
- Chodź pokażę ci . - powiedział ochoczo Liam i ruszył, a ja za nim.
- Nie jestem znawcą tego wszystkiego. W każdym razie tutaj jest chyba wszystko co potrzebne. - powiedział uśmiechnięty. - Idziemy na 9 na wywiad więc nie będzie nas do 2 godzin.
- Dobrze. - powiedziałam i podeszłam bliżej szafy gdzie znajdowały się potrzebne rzeczy. Nie mogłam sobie poradzić z wyciągnięciem odkurzacza. Gdy to mi się udało jego waga pociągnęła mnie w tył. Byłam przygotowana na zderzenie z podłogą. Zamiast tego poczułam silne ręce, które mnie złapały i postawiły do pionu.
- Wszytko okey? - to Liam. Odwróciłam głowę w jego stronę i kiwnęłam delikatnie po czym speszona zabrałam przyrządy i wyniosłam je do salonu. Boże, czy to musiał być akurat Payne? Ja to mam cholera szczęście. Trzeba się zabrać za sprzątnie. Najpierw zabrałam ubrania z oparcia sofy i zaniosłam je do pralni i wrzuciłam do kosza na pranie. Załaduję pralkę potem jak moi szefowie wyjdą. Może w ich pokojach jest coś do wyprania? Wróciłam do salonu. Najpierw odkurzyłam miękki dywan. Następie umyłam podłogi na parterze i okna. W międzyczasie chłopaki wyszli. Starłam kurze na półkach oraz poukładałam książki i różne ramki ze zdjęciami, które swoją drogą przedstawiały chłopaków. Następnie zajęłam się holem, gdzie znajdowały się te nieszczęsne, duże ilości butów. Kolejna była kuchnia, a potem łazienka. Spojrzałam szybko na zegar. Wskazywał 10:45. Chłopaki za raz wrócą. Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącego sms. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i odblokowałam ekran. Ujrzałam sms od Liam'a ? Skąd on ma mój numer? I jakim cudem ja mam go zapisanego w kontaktach? W wiadomości chłopak napisał, że po wywiadzie muszą jeszcze coś załatwić ze swoim menadżerem i wrócą po 12. Po wiadomości szybko spojrzałam w listę kontaktów. Co tam zastałam? Numery wszystkich moich szefów. Przy numerze Payne'a zastałam notatkę.
Zapisałem nasze numery jak zostawiłaś telefon na stole podczas robienia rano kawy;) A więc tak to zrobili. Oni są niesamowici. Trzeba się sprężać. Zabrałam środki czystości na piętro i podeszłam do pierwszych drzwi. Uchyliłam je. Był to duży pokój, po którym walały się ubrania, opakowania po chipsach i różnych napojach. To chyba pokój Harry'ego. Moje wątpliwości szybko rozwiała fotografia na szafce, która przedstawiała prawdopodobnie Styles'a z jego rodziną. Trzeba doprowadzić ten pokój do porządku. Ubrania podzieliłam, na te które wezmę do wyprania i te do ułożenia w szafie. Doprowadziłam pokój do porządku. Po posprzątaniu to jest całkowicie inne pomieszczenia. Zajęłam się również pozostałymi sypialniami i łazienkami chłopaków. Pozbierałam ubrania do prania ze wszystkich pokoi. Było ich trochę dlatego gdy wzięłam je wszystkie na ręce zasłaniały mnie całą. Powoli zeszłam ze schodów. Nagle otworzyły się drzwi, a do domu wpadli roześmiani chłopcy.
-Cześć. - powiedziałam próbując utrzymać równowagę.
-[TI]. Daj pomogę ci. - powiedział Louis po czym się zaśmiał, a chłopaki mu zawtórowali.
-To nie jest śmieszne. - powiedziałam udając focha.
-Nie obrażaj się. - powiedział Harry głaszcząc mnie po ramieniu.
-Idź zobacz swój pokój. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy, na co na twarzy Hazzy pojawiło się zaniepokojenie i strach. Chłopak pobiegł na piętro, a ja poszłam z Lou do pralni. Nagle usłyszeliśmy krzyk Harry'ego.
-Co ty zrobiłaś? - zapytał chłopak kładąc na ziemi stertę ubrań.
-Posprzątałam mu pokój.
-Wreszcie ktoś to zrobił. Tam był taki syf. - mówił Louis teatralnie się wykrzywiając, na co się zaśmiałam. Chłopak z racji tego, że został zawołany przez przyjaciół wyszedł z pralni posyłając mi szczery uśmiech. Posegregowałam ubrania i dzięki trzem pralkom włożyłam wszystkie rzeczy. No, większość bo kilka kolorowych nie pasujących do niczego zostawiłam w koszu. Zegar wskazywał kilka minut przed pierwszą. Zrobię chłopakom obiad. Idąc do kuchni spotkałam chłopaków. Siedzieli w salonie i grali na konsoli. Nie chcąc im przeszkadzać udałam się do kuchni. Zapoznałam się ze wyposażeniem kuchni i postanowiłam zrobić jedno z moich ulubionych dań, czyli risotto. Dodałam do niego kurczaka oraz ulubione warzywa chłopaków. Po 30 minutach danie było gotowe.
-Chłopaki! Obiad! - krzyknęłam. W kuchni pierwszy zjawił się Niall. Po nim przyszli pozostali.
-Ale obiady nie były w umowie. - powiedział Zayn.
-Ale mogę dla was gotować. Bardzo to lubię. Więc siadajcie i zajadajcie puki ciepłe. - powiedziałam uśmiechnięta, a chłopaki zaczęli jeść. Ja postanowiłam ogarnąć kuchnię po moim kucharzeniu.
-Zjesz z nami? - zapytał Lou.
-Nie dziękuję. Jedzcie. - odpowiedziałam. Tak na prawdę to z chęcią bym coś zjadła, bo od rana jestem o pustym żołądku. Głupio mi tak jeść razem z chłopakami. Byłam pewna, że chłopaki nie odkryją mojej tajemnicy jednak mój brzuch swoim burczeniem na to nie pozwolił. Przeprosiłam cicho i już chciałam wyjść z pomieszczenia gdy poczułam dłoń na nadgarstku.
- Jadłaś coś od rana? - to Liam. Znowu?
Nic nie odpowiedziałam.
- [TI] jadłaś coś?
-Nie.
-Chodź zjesz z nami.
-Nie wiem czy powinnam.
-Wiesz, że traktujemy się jak przyjaciele, a nie szef i pracownica. Więc proszę zrób to dla mnie i zjedz. - powiedział Liam z miną zbitego psiaczka.
-Dla ciebie. - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. Chłopak szeroko się uśmiechnął i również ucałował mój polik. Zarumieniłam się i próbowałam to ukryć opuszczając głowę w dół.
- Pięknie się rumienisz. - usłyszałam przy uchu i przed oczami mignęła mi postać Liam'a. Boże co ten człowiek ze mną robi? Aby dotrzymać obietnicy wróciłam do kuchni i wyjęłam mały talerzyk dla siebie, na który założyłam 4 łyżki risotto. Zabrałam widelec i usiadłam przy stole obok chłopaków.
- Co tak mało? - zapytał Niall.
- To mi wystarczy. - odpowiedziałam uśmiechając się.
- Nikt w moim towarzystwie nie będzie głodował! - powiedział blondyn, po czym zawartość mojego talerza przesypał na swój i podsunął mi go pod nos.
- Zjemy razem. Musisz dużo jeść, żeby mieć energię na sprzątanie pokoju Harry'ego. - powiedział chłopak wpychając mi do ust widelec z jedzeniem. Chłopaki byli wyraźnie zszokowani zachowaniem Niallera, a Styles był chyba troszkę zły. Jednak po chwili wszyscy śmiali się wniebogłosy. Śmiechy przerwał dzwonek mojego telefonu. Przeprosiłam i wyszłam odebrać telefon.
- Tak?
- Cześć skarbie. To ja mama. Dziewczynki się rozchorowały i musiałam je odebrać ze szkoły. Przed chwilą Caspian wrócił do domu z gorączką. Za raz muszę iść do pracy, a Caspian nie da rady zająć się małymi. Mogłabyś się urwać z pracy?
- Zrobię wszytko co w mojej mocy. Jak coś załatwię to zadzwonię. Pa pa. - powiedziałam i rozłączyłam się. Cholera musieli się teraz rozchorować. Z krzywą miną wróciłam do kuchni.
- [TI] co jest? - zapytał Louis.
- Chłopaki ja wiem, że dzisiaj to mój pierwszy dzień, ale mam wyjątkową sytuację. Moja mama wychodzi za chwilę do pracy a moje młodsze rodzeństwo się rozchorowało. Czy ja mogłabym wyjść dzisiaj wcześniej i jutro zostałaby dłużej? - byłam przygotowana na słowa idź i zostajesz zwolniona.
- Masz młodsze rodzeństwo? - zapytał -Lou.
- Tak, szesnastoletniego brata Caspiana, i czteroletnie siostry bliźniaczki Clementine i Michonne. - powiedziałam pokazując im zdjęcie całej trójki w telefonie.
- One mają na imię jak te postacie z gry. - zauważył Niall.
- The Walking Dead idioto!- krzyknął Zayn.
- Jasne że możesz iść. I tak zrobiłaś dzisiaj robotę jak za tydzień. - powiedział radośnie Liam. Podziękowałam i wybiegłam do holu. Szybko się ubrałam i zabrałam torebkę. Chyba coś z niej wypadło, ale to trudno. Wezmę jutro. Zadzwoniłam o mamy powiedzieć jej, że już wracam do domu i szybkim krokiem ruszyłam do mojego bloku. Po kilkunastu minutach byłam już w mieszkaniu i robiłam rodzeństwu herbatę i polski rosołek. Dzieciaki go uwielbiają, podobnie jak ja. Gotowe danie zaniosłam rodzeństwu które w salonie pod kocami oglądało jakieś bajki. Wróciłam do kuchni i zaczęłam sprzątać. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Gdy je otworzyłam zamarłam.
- Cześć. Wpuścisz nas czy mamy tutaj tak stać? - zapytał radośnie Liam. Zszokowana spuściłam chłopaków.
- Przepraszam, że tak zapytam ale po co przyszliście?
- Oddać ci to - zaczął Louis i podał mi mój portfel. Wiedziałam że coś mi wypadło. - I chcieliśmy poznać twoje rodzeństwo.
- Ale oni są chorzy, zarazicie się.
- Przynajmniej nie będziemy chodzić na wywiady. - powiedział Harry i przybił piątkę z pozostałymi członkami zespołu.
- A więc zapraszam. - powiedziałam i ręką wskazałam na salon.
- Hej, dzieciaki - zaczęłam, jednak Caspian zmierzył mnie znaczącym wzrokiem - i droga młodzieży. To moi przyjaciele a za razem szefowie. To jest Niall, to Harry, Liam, Zayn i Louis. Chłopaki to mój brat Caspian, a to dziewczynki Clem i Michonne. Siadajcie - powiedziałam z uśmiechem i wyszłam zrobić dla chłopców ich ulubione gorące napoje. Na tacy oprócz szklanek położyłam miseczkę ze słodkościami, które na pewno zdobędą uznanie Niall'a. Gdy weszłam do salonu zastałam ciekawy widok. Harry bawił się lalkami z Clem, Louis przytulał się do Michonne. Niall oglądał książki kucharskie mojej mamy, a Zayn był zajęty rozmową z Caspianem. Chyba rozmawiali na temat Harry'ego Potter'a ponieważ młody miał na kolanach wszystkie części. Liam natomiast oglądał zdjęcia wiszące na ścianie.
- Tu są wasze napoje. I coś słodkiego specjalnie z myślą o tobie Niall. - powiedziałam z uśmiechem, a chłopak szybko zabrał jedno z łakoci, po czym wrócił do czytania książki. Z racji tego, że nigdzie nie było miejsca usiadłam na podłodze. Po chwili Liam usiadł obok mnie.
-Jest miejsce na sofie. Siadaj. - powiedziałam chłopakowi.
- Ja będę tam siedział, a ty na podłodze? Nie. - powiedział z uśmiechem. Tego wieczoru bardzo zbliżyliśmy się do ciebie. Dowiedziałam się dużo o zespole chłopaków, i związkach. Aktualnie wszyscy są singlami. Poznałam również tajniki rodzin moich szefów i ogólnie jak to u nich jest. W pewnym momencie atmosfera między mną a Liam'em się zmieniła. Chłopak mnie objął i przytulił do siebie, a ja wtuliłam się w jego tors. Nie ukrywam, to było jedno z moich marzeń. Czyżbym podobała się Liam'owi? Nie, no ja jemu? On powinien być z piękną, wysoką sławną dziewczyną, a nie mną. Jednak taki gest z jego strony sprawił mi wielką przyjemność. W międzyczasie Niall przeniósł się w towarzystwo Clem i Hazzy, którzy bawili się lalkami. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. To na pewno mama. Wstałam i wyszłam po nią do holu.
-Cześć mamuś. - powiedziałam całując ją w policzek.
-Hej. Jak po pracy? Szefowie nie są źli? - zapytała wieszając płaszcz na wieszaku.
-Dobrze, i nie są źli. Nawet przyszli do nas. Chłopaki pokochali dziewczynki, a Caspian ma z kim podzielić swoją fascynację Hogwartem. - powiedziałam z lekkim śmiechem. - chodź poznasz ich. - pociągnęłam mamę za rękę do salonu.
-Chłopcy. To jest moja mama. Mamo to moi szefowie a zarazem moi przyjaciele. - przedstawiłam każdego z chłopaków mamie a oni jako dżentelmeni ucałowali dłoń mojej rodzicielki. Tym chyba podbili jej serce.
-Jesteście głodni? Przygotuje wam coś dobrego. - powiedziała moja mama.
-Pomogę pani! - krzyknął Niall i już go nie było w salonie. Zaśmialiśmy się i wróciliśmy do poprzednich pozycji. Chłopcy byli u nas do późna. Jednak ktoś tu musiał jutro na 7 iść do pracy więc musiałam ich tak delikatnie wyrzucić. Kiedy zakluczyłam za nimi drzwi w salonie zastałam śpiące bliźniaczki i kaszlącego Caspiana. Brata wysłałam do łazienki a następnie do spania, natomiast z pomocą mamy przeniosłyśmy dziewczynki do ich łóżeczek. Ten dzień był bardzo męczący, a i pełen wrażeń.
***Następnego dnia***Godzina 7:00***
Po cichu otworzyłam drzwi do willi chłopaków. Zdjęłam buty i płaszcz z dodatkami i wszystko ładnie zawiesiłam na swoim miejscu. Panująca w domu cisza oznaczała, że moi szefowie jeszcze śpią. Podobnie jak wczoraj przygotowałam chłopakom pyszne śniadanie, a do tego napoju. Bardzo długo czekałam na nich w kuchni. Kilka minut po 8 do kuchni wszedł Liam.
-Cześć. - powiedział i obdarował mnie buziakiem w policzek. On jest taki uroczy z rana.
-Hej. Siadaj, śniadanie gotowe. A gdzie chłopcy?
-Nie przyszli ?
-Nie. Byliście gdzieś wczoraj jak ode mnie wyszliście?
-Nie, wróciliśmy do domu i potem nikt nie wychodził.
-Pójdę zobaczyć co z nimi. - powiedziałam i wyszłam po schodach na piętro. Podeszłam do drzwi pokoju Hazzy i zapukałam. Po chwili usłyszałam ciche proszę.
-Cześć, przepraszam że cię budzę ale śniadan... Harry co ci jest? - zapytałam kiedy po zamknięciu drzwi ujrzałam Harry'ego leżącego w łóżku pośród tysiąca zużytych chusteczek. Chłopak kichnął kilka razy i już wiedziałam co mu jest.
- Mówiłam, że się zarazicie od mojego rodzeństwa. Masz gorączkę. - stwierdziłam po dotknięciu dłonią jego rozgrzanego czoła i policzków. - Dasz radę zejść na śniadanie?
-Chyba nie. - powiedział i podciągnął kołdrę.
- W takim razie za chwilę wracam. - powiedziałam na co chłopak kichnął i zaczął kaszleć. Wyszłam z sypialni Loczka i poszłam zobaczyć co z pozostałymi chłopakami. W kolejnych trzech pokojach zastałam ten sam widok. No to super. Z kwaśną miną zeszłam do kuchni gdzie Liam po sobie zmywał.
-Zostaw to, to mój obowiązek. - powiedziałam i wyrwałam mu z rąk talerz.
-Chciałem ci pomóc. - powiedział głosem pełnym winy.
-Ja nie chciałam, przepraszam. - przytuliłam go a on odwzajemnił przytulas jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągając.
-Co z chłopakami?
-Są chorzy. A mówiłam im wczoraj. To wszystko to moja wina. - powiedziałam wyplątując się z uścisku i zaczęłam zmywać.
-Hej popatrz na mnie. - gdy tego nie uczyniłam Liam złapał mój podbródek, czym zmusił mnie na spojrzenie na niego. - To nie twoja wina. Okey? - powiedział uśmiechając się.
-Dobrze. - odpowiedziałam z uśmiechem i zaczęłam poszukiwać w szafkach tac. Wyciągnęłam 4 i rozłożyłam je na wysepce kuchennej.
- Pomóc ci? - zapytał Liam widząc moje delikatne roztrzepanie.
- Gdybyś mógł.
- Więc co mam zrobić?
- Rozłóż na tackach talerzyki. - powiedziałam. Gdy były gotowe nałożyłam śniadanie. Obok położyłam miseczkę z owocami, kubek z herbatą i szklankę z sokiem pomarańczowym. Dodatkowo na każdej tacce w małym kieliszku umieściłam tabletki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe oraz chusteczki i termometr. Swoją drogą po co chłopakom aż 4 termometry. Zabrałam jedną z tac i poszłam do Hazzy.
-Jak się czujesz?
- Jak tu jesteś, to od razu czuję się lepiej.
- Dobra dobra. Teraz siadaj zjedz śniadanie i zażyj te lekarstwa. Ale najpierw sprawdź ile masz gorączki. - podałam Harry'emu termometr. Po chwili pikanie oznajmiło otrzymanie wyniku. 38.7 .
-Masz wysoką gorączkę. Zjedz szybko, potem leki i połóż się. Ja za chwilę wrócę. Przynieść ci coś?
-Nie dziękuję. - odpowiedział i zabrał się za jedzenie. Przynajmniej przed tym nie protestuje. Wróciłam do kuchni i zabrałam kolejną tacę i odwiedziłam kolejny pokój w kolejce. Mianowicie pokój Louis'a. Schodząc po wizycie u Lou w kuchni nie było już żadnej tacy, za to na blacie leżała karteczka.
Zaniosłem tace i zadbałem o Niall'a i Zayn'a. Oboje mają gorączkę 39. Jednak Niall nie stracił apetytu. Przed chwilą dzwoniła do mnie Louise i prosiła abym zaopiekował się Lux na kilka godzin. Nie mogę jej tutaj przyprowadzić bo wiadomo zarazki i tak dalej. Będę po południu.
Liam
Super! Sama z 4 chorych chłopaków. Jednak poniekąd to mój obowiązek. Gdyby zamiast mnie pracowała tu jakaś inna na przykład starsza kobieta też musiałaby biegać i usługiwać chłopcom. Za coś mi w końcu płacą. Trzeba się wziąć do roboty. Odwiedziłam wszystkich chłopców zapytałam o ich potrzeby oraz pozbierałam ubrania z koszy. Zrobiłam pranie i posprzątałam parter. Trzeba byłoby zabrać się za robienie obiadu. Zrobimy spaghetti i specjalnie dla Lou upiekę cisto marchewkowe i dla Hazzy ciasteczka z jabłkami. Zaczęłam od ciasta. Gdy włożyłam ciasto do piekarnika zabrałam się za robienie ciasteczek. Gdy były gotowe położyłam je na blachę i włożyłam na wolny poziom w piekarniku. Teraz spaghetti. Do gotującej się wody wrzuciłam makaron i zabrałam się za przygotowanie sosu. Kiedy sos się gotował wyciągnęłam ciasto i ciastka z piekarnika. Gdy wszystko było gotowe ponownie rozłożyłam tace i duże talerze. Nałożyłam na każdy makaron i sos, pamiętając o większej porcji dla Niall'a. Na mniejsze talerzyki nałożyłam ciasto i ciasteczka. Dodałam również coś do picia i zaniosłam wszystko chłopcom. W jakiś sposób smutno mi się zrobiło kiedy musiałam obudzić Zayn'a żeby zjadł obiad, a on tak słodko spał. Gdy chłopcy jedli w swoich pokojach, ja posprzestałam kuchnię. Zmęczona dzisiejszym dniem, do którego końca jeszcze dużo było udałam się do chłopaków. Pozbierałam naczynia które umyłam i spędziłam z chłopakami trochę czasu. Byłam właśnie w pokoju Niall'a gdy usłyszałam parkujący samochód. Wyjrzałam przez okno które wychodziło na podjazd. Liam wrócił. Przeprosiłam Irlandczyka i poszłam przygotować posiłek dla Payne'a. Gdy wszystko było gotowe, poszłam włożyć pranie do suszarki. Wychodząc z pralni na korytarzu wpadłam na kogoś. Po raz kolejny przed upadkiem ochroniły mnie silne ramion.
- Przepraszam, zapatrzyłem się w telefon. - mówił przejęcie stawiając mnie do pionu.
- Nie to ja przepraszam. Mogłam uważać. Chodź obiad ci wystygnie. - powiedziałam i razem z Liam'em udałam się do kuchni. Pisałam mu jego talerz że spaghetti i ten że słodkościami. Aby uniknąć tego co wczoraj wzięłam talerzyk dla siebie i nałożyłam trochę dania, po czym zdjęłam miejsce obok Payne'a.
- Louise to wasza stylistka. Dobrze pamiętam?
- Tak, przepraszam że zostawiłem cię samą z tą bandą chorowitków ale Louise coś wypadło i nie miała z nim zostawić Lux.
- Spoko nic się nie stało. - obiad dokończyliśmy w ciszy. Pozmywałam, a Liam poszedł do chłopaków. Ja natomiast ponownie poszłam do pralni w celu wypracowania i ułożenia ubrań chłopaków. Gdy były gotowe zaniosłam i ułożyłam w szafie każdego z nich. Aby dać chłopcom odpoczywać zeszłam do salonu i usiadłam na wygodnej sofie. Spojrzałam na zegarek 16. Na dzisiaj koniec. Zrobiłam jeszcze herbatę chłopakom. Po jej rozdaniu pożegnałam się i poszłam do siebie. Kiedy byłam kilka domów od woli zespołu zrobiło mi się słabo i jakoś dziwnie zimno. Oparłam się na chwilę o płot jednej z rezydencji i gdy poczułam się na siłach ponowiłam chód.
***Następnego dnia w willi chłopaków***
Dzisiaj obudziłam się z 38 stopniową gorączką. Nie mogłam pozwolić sobie na pozostanie w domu. Wzięłam różne leki i ubrałam się cieplej niż zwykle. Aktualnie mamy kilka minut po 14. Chłopcy są już po obiedzie i kilka minut temu wyszli na spotkanie ze swoim menadżerem. Początkowo Liam upierał się, że chłopcy z powodu choroby nie dadzą rady przyjść. Jednak powód spotkania był bardzo ważny więc musieli iść. Od rana chłopaki a w szczególności Liam pytali czy dobrze się czuję. Na szczęście nie złamałam się przed nimi i dzielnie wytrwałam w obowiązkach. Wszystko było w miarę okey, do teraz. Leki chyba przestały działać. Zmęczona i zziębnięta położyłam się na chwilę w salonie i przykryłam się kocem. Zasnąć tylko na 10 minut. Tylko 10 minut. Tylko
Ze snu wzbudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Coś jest nie tak. Nie jestem w salonie, a w pokoju Liam'a! Uniosłam głowę do góry i moje oczy napotkały zegarki ścienny, który wskazywał 19:30. Boże ale wtopa. Chciałam wstać z łóżka jednak mija noga zaplątała się w kołdrę przez co z hukiem spadłam na ziemię, czym spowodowałam otworzenie się drzwi do sypialni.
-[TI] nic ci nie jest? - ten kojący głos. Liam.
- Nie, wszystko okey. - powiedziałam po czym kichnęłam. - Przepraszam, że zasnęłam nie powinnam. Mama się teraz denerwuje.
- Spokojnie, przy tak wysokiej gorączce to jest normalne. Zaraziłaś się chyba od chłopców. A Lou dobrze się poczuł i zabrał Zayn'a któremu zależało na spotkaniu z twoim bratem i pojechali do ciebie. Wszytko jest po kontrolą - mówił chłopak sadzając mnie na łóżku.
- Dziękuję, bardzo dziękuję. - powiedziałam przytuliłam się do torsu chłopaka. Było to jedyne z moich marzeń od kiedy się w nim zakochałam czyi od dnia mojej rozmowy o pracę.
- [TI]
-Tak?
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Mam się bać?
- Nie. - powiedział i złapał mnie za dłonie. - Może to głupie ale zakochałem się w tobie. Jesteś cudowna, piękna, inteligentna tyle przeszłaś i zasługujesz na szczęście i miłość. Kocham cię ja szaleniec.
- To nie jest wcale głupie gdyż ja czuję to samo. - powiedziałam a Liam zbliżył swoją twarz do mojej. Po chwili jego miękkie usta spoczęły na moich. Był to magiczny pocałunek. Może choćby dla tego że był on moim pierwszym.
- Zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał po chwili wyciągając z kieszeni opakowanie w którym znajdowały się dwa łańcuszki z zawieszkami yin yang.
- Oczywiście głuptasie. - w tamtym momencie nie liczyło się dla nas to czy jestem chora, i to że jutro Liam może nie wstać z łóżka z powodu choroby. Najważniejsze było to że jesteśmy razem. Po pocałunku na mojej szyi spoczął łańcuszek z białą zawieszką, na na szyi Liam'a ten z czarną. Oznaki naszej wielkiej miłości, jedności i wieczności.