poniedziałek, 24 października 2016

45. Louis ~ część III

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
KOMENTARZ = MOTYWACJA DLA NAS 


- (TI) co to było? - usłyszałam nad sobą ten dźwięczny głos. Louis...
- Nic takiego. - odpowiedziałam próbując się podnieść. Z marnym skutkiem. Louis ruszył mi na pomoc i pomógł mi wstać po czym podał kule i plecak. 
- Jak to nic takiego? Przecież te dziewczyny i ten chłopak. Oni nie mogą... - właśnie, że mogą. 
- Louis! - odwrócił się słysząc swoje imię. W naszą stronę szła nasza nauczycielka literatury. Nie chcąc im przeszkadzać odwróciłam się i z wielkim bólem ruszyłam w głąb klasy. Oczywiście nie obyło się bez wyzwisk. Norma. Usiadłam w ostatniej ławce pod oknem, skąd miałam świetny widok na całą klasę. Dzwonek zadzwonił a ja wyciągnęłam odpowiednie książki. Wszyscy zajęli miejsca, a drzwi do klasy się otworzyły. Do środka weszła nasza nauczycielka pani Foster a wraz z nią Louis. Ustawił się obok jej biurka i spoglądał na klasę. Dziewczyny siedzące w pierwszych ławkach wzdychały na widok chłopaka. O ile isioty z toną tapety na twarzy, ubrane dość skąpie z wymyślnymi fryzurami można nazwać dziewczynami.
- Klaso. To jest Louis Tomlinson, wasz nowy kolega. Przedstaw się. - zwróciła się do bruneta, a ten jakby oprzytomniał. 
- Więc jestem Louis. Pochodzę z Doncaster, ale kilka dni temu przeprowadziłem się tutaj. Lubię grać w piłkę nożną i to chyba tyle. 
- Dobrze. Mam nadzieję, że przyjmiecie Louis'a dobrze i zaprzyjaźnicie się. Teraz zapisujemy temat lekcji, a ty Louis usiądź w drugiej ławce z Rachel. - dziewczyna pisnęła a wraz z nią siedzące za nią i przed nią jej przyjaciółeczki, za co zostały zganione przez panią Foster. Louis z grymasem na twarzy usiadł obok dziewczyny i wyciągnął książkę. Rachel próbowała nawiązać z nim kontakt. To do niego mówiła, to chwytała za rękę, którą on szybko wyrywał. Nie był nią zainteresowany. Patrzył na tablicę lub na mnie. Ale w większości na mnie, rzucając mi zarazem pytające i współczujące spojrzenie. Gdy tylko Louis przenosił swój wzrok na moją osobę Rachel odwracała głowę i rzucała mi zabójcze spojrzenie. Nie mogę się z nim przyjaźnić. Przynoszę tylko kłopoty...

Dzwoniący dzwonek oznajmił koniec lekcji. Spakowałam do plecaka książki i podniosłam się z krzesła i złapałam kule. Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam Louis'a rozmawiającego z nauczycielką literatury. Nie chcąc im przeszkadzać przeszłam najciszej jak się dało przez klasę i wyszłam na korytarz. Teraz geografia. Jeden z moich ulubionych przedmiotów. Udałam się prosto korytarzem po czym skręciłam w lewo. Zbliżałam się właśnie do sali 40, gdy poczułam mocne szarpnięcie w tył. Ktoś przyparł mnie do ściany. Uniosłam powieki i ujrzałam Rachel i jej paczkę.
- Witaj gruba świnio. - powiedziała z drwiną przywódczyni. - Louis jest mój! - mówiła wbijając swój palec z jaskrawym kolorem na paznokciu w moją rękę przez co cicho zawyłam z bólu. Musiała w rękę w ortezie! - Nie patrz na niego, nie oddzywaj się do niego. Nie jesteś jego warta. A jeśli przyłapiemy cię na tym to nie żyjesz. - dorzuciła i z głośnym rechotem w towarzystwie"przyjaciół" odeszła. Mówiłam już jak bardzo jej nienawidzę. Ale, tak naprawdę za co? Za to że mówi mi prawdę. Bolesną, ale prawdziwą.
Łzy pociekły po moich policzkach. Starłam je szybko i chwytając pewniej kule wróciłam na główny korytarz. Weszłam do otwartej klasy i zajęłam, jak zwykle ostatnią ławkę pod oknem. Przechodząc obok wyższej sfery ponowne zostałam obrzucona wyzwiskami i dodatkowo kulkami papieru. Smutna, zdołowana i pełna niemocy usiadłam na swoim miejscu. Ustawiłam obok ławki stabilnie kule, gdy w klasie zapanował szum i większy hałas jak wcześniej. Podniosłam głowę do góry. Do klasy wszedł Louis. Zaczepiła go Rachel. Chłopak wyraźnie odwracała od niej wzroku i spoglądał na mnie przez jej ramię. Ona jednak ciągle odwracała jego twarz w swoją stronę. Dotykała jego policzka...
Odwróciłam głowę w stronę okna, a po policzkach spłynęły słone łzy. Pogoda za oknem idealnie odzwierciedlała moje samopoczucie. Na niebie było wiele chmur i panowała ogromną ulewa. Gdyby teraz wyjść na dwór. Nikt nie zauważył by mojego smutku i płaczu. Połączyłyby się ze strugami wody, a ja stałabym się niewidoczna.

Dzwonek na przerwę rozbrzmiał we wszystkich klasach. Zwinęłam do plecaka książki i ponownie jako ostatnia wyszłam z klasy. Na tej lekcji Louis wielokrotnie na mnie spoglądał. Ja nie chcąc by spotkał go los taki jak mój nie patrzyłam na niego. Udawałam, że wszytko jest okey. A gdy odwracał głowę po moich policzkach spływały samotne łzy, a wzrok zatrzymywał się na jego osobie. Dlaczego płakałam? Dlatego, że w końcu gdy znalazłam kogoś kto chciałby się ze mną zaprzyjaźnić, jest mi odbierany. Jakby mój los był przewidziany z góry. Może rzeczywiście tak jest?

Szłam pustym korytarzem. Przerwa obiadowa. Wszyscy są w stołówce. Rzadko tam chodzę. Po pierwsze nie mam z kim, po drugie nigdy nie ma dla mnie miejsca i po trzecie rzadko mam ochotę co kolwiek zjeść. Udałam się pod klasę gdzie miała odbyć się następna lekcja. Sala informatyczna, mieszcząca się naprzeciwko pokoju nauczycielskiego. Usiadłam na ławce i z plecaka wyciągnęłam butelkę z wodą. Odkręciłam zakrętkę i przyłożyłam butelkę do ust, by po chwili po moim gardle rozlała się zimna ciecz. I zostałam sama. Co ja gadam?! Ja zawsze jestem sama. Westchnęłam i poprawiłam się na ławce. Wyciągnąłam z plecaka zeszyt i czytałam notatki z ostatniej lekcji. Nagle z zamyślenia wybudził mnie głos. Znajomy głos. Uniosłam głowę do góry i zobaczyłam panią Foster.
- Co tu robisz (TI)? Wszyscy są na stołówce.
- Wiem. Ale jakoś nie mam ochoty tam iść. - odrzekłam próbując brzmieć jak najbardziej przekonująco.
- Mnie nie nabierzesz. Chodź ze mną. - powiedziała i uśmiechnąła się szeroko. Po kilkominutowych przekonywaniach z pomocą nauczycielki wstałam z ławki i udałam się na stołówkę. Pani Foser posadziła mnie przy jednym z wielu stolików dla nauczycieli i poszła przynieść nam posiłek. Chciałam iść sama, ale moja siła przebicia jest marna. Serio.
Po chwili pani Foser wróciła. Położyła przede mną tacę z moim ulubionym daniem. Ryż z truskawkami. Podziękowałam jej i zabrałam się z jedzeniem. Pychota!

Cały obiad przegadałam z panią Foster. Cieszyłam się, gdyż nie poruszała tematów mojego wypadku i kontaktów z rówieśnikami w szkole. Byłam jej za to wdzięczna, bardzo. Po przerwie miałam mieć informatykę. Na tej lekcji również jesteśmy podzieleni na grupy. I módlmy się aby grupy pozostały takie same jak w tamtym roku. Nie byłabym wtedy z Rachel i jej psiapsiółami. Dzięki pomocy nauczycielki literatury przeszłam spokojnie korytarzem i zajęłam wolne miejsce na ławce obok drzwi sali informatycznej. Postawiłam plecak na ziemi obok nogi i wyprostowałam się, a wtedy zdałam sobie po raz kolejny sprawy z sytuacji w jakiej się znajduje. Siedziałam na ławce, sama. Otaczali mnie inni uczniowie rozmawiający ze swoimi przyjaciółmi, drugimi połówkami. A ja siedziałam sama. Nie miałam się do kogo odezwać. Nikt nie chciał się odezwać do mnie. Skazana sama na siebie. Może życie w samotności, z dziesiątką kotów i książką w ręku to moje przeznaczenie? Chyba tak...
- (TI)! - z transu wybudziło mnie wołanie. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam Louis'a podążającego w moją stronę. Spóściłam głowę w dół. On nie może ze mną rozmawiać. - Możemy pogadać? - zapytał stając naprzeciwko mnie. Kiedy nie uzyskał odpowiedzi uniósł dłonią mój podbródek w górę, czym zmusił mnie do spojrzenia w jego błękitne, magiczne tęczówki.
- Nie możesz ze mną rozmawiać. - chciałam mu się wyrwać, jednak jedyne co udało mi się zrobić to uderzyć ręką z całej siły w ścianę za mną. Przysłowiowe gwiazdki pojawiły mi się przed oczami, a po policzku spłynęła samotna łza. Złapałam ręką za ramię i zaczęłam je pocierać aby trochę złagodzić ból.
- Wszystko okey? - zapytał Louis siadając obok mnie.
- Nic nie jest okey. - wyszeptałam przez płacz. Pokazałam skruchę. Po raz kolejny, i ponownie dałam innym powód do naśmiewania się że mnie.
- Chcę ci pomóc. - usłyszałam szept przy uchu, w moje ciało przyległo do innego. Louis objął mnie swoim ramieniem, a ja pierwszy raz od tak dawna poczułam się bezpiecznie wśród rówieśników. - Nie chcę żebyś płakała. Proszę nie płacz. - szeptał głaszcząc i całując moją głowę. Po chwili płacz się wstrzymał. Pewnie dlatego, że wyczerpał się zapas łez. - Opowiedz mi o co chodzi tamtym dziewczynom? - zadał pytanie spoglądając w moje oczy.
- Louis...Ja...
- Proszę cię.
- To nie jest rozmowa na szkolną przerwę.
- Mogę do ciebie przyjść po szkole?
- Louis...Ja..nie chcę żebyś to zobaczył. Nie wszytko jest takie jak sobie wyobrażasz. - odpowiedziałam smutno.
- To może ją zadzwonię po moją mamę i ona po nas przyjedzie a potem cię odwiezie? - zapytał z iskierkami nadziei w oczach.
- Będę sprawiać tylko kłopot. Na pewno i ty, i twoja rodzina macie ważniejsze sprawy do roboty, a nie użalanie się nad takim stworzeniem jak ja. O ile można mnie tak nazwać. - powiedziałam pociągając nosem, po czym wbiłam swój wzrok w kafelki na podłodze.
- Masz rację. Nie jestś stworzeniem. Jesteś chodzącą boginią piękności. - spłonęłam rumieńcem. Nigdy nie usłyszałam czegoś takiego od kogokolwiek. - Czyli się zgadzasz? - zapytał z szerokim uśmiechem. Potwierdzam kiwając głową, a Louis przytulił mnie do siebie.
Może jednak Bóg wprowadził jakieś zmiany w moim zapisie mojego nędznego losu?






LiwiaLila 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz