Oni przywożeni do przedszkola drogimi samochodami przez rodziców, w ubraniach z najdroższych i najmodniejszych sklepów oraz w modnych fryzurach. Ja codziennie po 10 minutowej podróży autobusem przyprowadzana w ubraniach po starszej siostrze z charakterystycznym kucykiem na głowie. Panie dobrze wiedząc, że nie jestem dobrze przez nich traktowana dołączyły mnie jako jedyną do grupy dzieci z tzw. wyższych sfer. Oni bawiący się razem, ja zawsze samotnie z boku. Oni odbierani przez opiekunki, gdyż zapracowani rodzice nie byli w stanie im poświęcić chwili. Ja odbierana przez mamę, z którą odbywałam drogę do domu na piechotę. Dobre 40 minut.
W szkole podstawowej wyzywana przez rodzaj wykonywanej pracy przez moich rodziców. Jakby praca jako sprzątaczka i sprzedawca były dziwnymi, niespotykanymi zawodami. W gimnazjum wyzywana za moją sylwetkę, przy kości. Owszem byłam puszystą osobą ale i wśród osób z wyższych sfer były grubsze osoby. Wyzywana z powodu tego, że moje ubrania nie pochodziły ze sławnych sieciówek, a ze sklepów typu second hand. Jakby te ubrania były gorsze. Niczym nie różniły się od tych posiadanych przez wyższo sferowców. Może jedynie ceną i tym, że na ich ubraniach były znaczki znaczące o sławie ubrań. Wyzywana przez okulary pomagające mi dobrze widzieć. Wyzywana przez posiadanie starego telefonu z klawiaturą, kiedy oni mieli najnowsze modele dotykowych komórek. Nie rozumieli, że w mojej sytuacji telefon który posiadałam był i jest dla mnie wszystkim. Kiedy nie mieli już się czego czepiać, znajdowali najmniejsze i najgłupsze powody do kontynuacji dokuczania mi. Czasem chodziło o okładkę zeszytu, kolorową gumkę do włosów czy to, że mam najlepsze oceny w klasie. Najczęściej jednak chodziło o moją sylwetkę. Gruba, kujonica w okularach. Cudowne połączenie. Zaczęłam się głodzić, mając nadzieję, że to mi pomoże schudnąć. Było jeszcze gorzej. Chudłam z dnia na dzień coraz więcej, a oni śmiali się, że chcę zrobić z siebie modelkę i wybić. Bo przecież ja, osoba z niższych sfer jest stworzona jedynie do czyszczenia kibli.
W szkole podstawowej wyzywana przez rodzaj wykonywanej pracy przez moich rodziców. Jakby praca jako sprzątaczka i sprzedawca były dziwnymi, niespotykanymi zawodami. W gimnazjum wyzywana za moją sylwetkę, przy kości. Owszem byłam puszystą osobą ale i wśród osób z wyższych sfer były grubsze osoby. Wyzywana z powodu tego, że moje ubrania nie pochodziły ze sławnych sieciówek, a ze sklepów typu second hand. Jakby te ubrania były gorsze. Niczym nie różniły się od tych posiadanych przez wyższo sferowców. Może jedynie ceną i tym, że na ich ubraniach były znaczki znaczące o sławie ubrań. Wyzywana przez okulary pomagające mi dobrze widzieć. Wyzywana przez posiadanie starego telefonu z klawiaturą, kiedy oni mieli najnowsze modele dotykowych komórek. Nie rozumieli, że w mojej sytuacji telefon który posiadałam był i jest dla mnie wszystkim. Kiedy nie mieli już się czego czepiać, znajdowali najmniejsze i najgłupsze powody do kontynuacji dokuczania mi. Czasem chodziło o okładkę zeszytu, kolorową gumkę do włosów czy to, że mam najlepsze oceny w klasie. Najczęściej jednak chodziło o moją sylwetkę. Gruba, kujonica w okularach. Cudowne połączenie. Zaczęłam się głodzić, mając nadzieję, że to mi pomoże schudnąć. Było jeszcze gorzej. Chudłam z dnia na dzień coraz więcej, a oni śmiali się, że chcę zrobić z siebie modelkę i wybić. Bo przecież ja, osoba z niższych sfer jest stworzona jedynie do czyszczenia kibli.
Codzienne śmiechy i wyzwiska rzucane, gdy jeszcze dobrze nie weszłam do szkoły, sprawiły, że znajduję się tu a nie indziej. W białej szpitalnej sali, odpoczywając po operacji. Moje ciało pokrywają liczne rany i zadrapania. Noga w gipsie, ręka w usztywnieniu. Wiele siniaków na całym ciele. Chciałam skoczyć z mostu. Skoczyłam. Szkoda, że jestem ślepa i nie potrafię wymierzyć dokładnej odległości, przez co uderzyłam w skały. Nawet zabić się nie potrafię! Jestem życiowym nieudacznikiem z dużą niedowagą. A to wszystko przez nich.
Na dobrą sprawę, nie pozostało mi nic oprócz wpatrywania się w biały sufit i wsłuchiwania się w pikanie aparatury. Z mojego stanu wybudził mnie głośny odgłos otwierania drzwi. Rodzice są w pracy, a siostra pojechała do babci. Przyjaciół nie mam. Może pielęgniarka? Jeśli to ona, to coś spisze do notatnika i pójdzie.
- Cześć. - usłyszałam męski, a jednocześnie młodzieńczy głos tuż po charakterystycznym dźwięku zamykanych drzwi. Spóściłam głowę na dół a moim oczom ukazał się wysoko szatyn, bardzo przystojny szatyn. Nie mógł być wiele starszy ode mnie, o ile nie był w moim wieku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie i trochę się speszyłam. Nikt oprócz mojej rodziny, ze mną nie rozmawia. Oczywiście chodzi mi o osoby w moim wieku. A tutaj. Wysoki, przystojny, ubrany bardzo dobrze chłopak przychodzi do mnie i zaczyna rozmowę. Pewnie będzie chciał się pośmiać jak każdy dzieciak. - Jestem Louis i jestem wolontariuszem. Słyszałem, że przywieźli cię wczoraj i miałaś operacje przez całą noc. Wiem, że twoi rodzice przyjdą dopiero wieczorem więc postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa. - mówił z szerokim uśmiechem podchodząc do łóżka. Jakoś nie przekonał mnie tą gadką. - Mogę usiąść? - zapytał gdy nic mu nie odpowiadałam. Tym razem również nie otrzymał odpowiedzi. Zaskoczony pokręcił delikatnie głową i usiadł na krześle obok mnie. - Jak masz na imię?
- Dlaczego ze mną rozmawiasz? - wypaliłam.
- Dlaczego miałbym nie rozmawiać? - zapytał nie rozumiejąc nic. Idiotko, on cię najwyraźniej nie zna. Ale jak tylko pozna, będę miała kolejnego dręczyciela.
- Są powody do tego Louis. - odparłam poprawiając się na łóżku.
- Jakie?
- Może kiedyś się dowiesz. - odparłam a chłopak spojrzał na mnie tajemniczo.
- Dziwna jesteś. - stwierdził poprawiając włosy. W tym to on jest mistrzem.
- Jeszcze dziwnych rzeczy nie widziałeś. - szepnęłam i rzuciłam się na poduszkę - A więc dlaczego tutaj przyszedłeś? - kontynuowałam.
- Już ci mówiłem.
- Myślę, że weselej i zabawnie byłoby na oddziale dziecięcym.
- Nie chcesz żebym tu był? - zapytał z lekkim zszokowaniem. Nie był na to przygotowany...
- Nie o to chodzi Louis. Po prostu, dziwi mnie twoja obecność tutaj, bo zazwyczaj nikt ze mną nie rozmawia.
- Jak to? Dlaczego?- zapytał zszokowany. Louis, Louis, Louis, Lou...
- Za wcześnie żebym ci o tym mówiłam, ale
- Przepraszam, że wam przerywamy ale (TI) musimy jechać na badanie. - przerwała nam wchodząca do sali pielęgniarka. Podeszła do łóżka i odpięła ode mnie kilka kabelków po czym pomogła przesiąść mi się na wózek.
- Powiesz mi kiedyś? - rzucił Louis kiedy byłyśmy już przy drzwiach. Kobieta zatrzymała wózek, a chłopak podszedł do nas.
- Być może. - odpowiedziałam po czym dałam znak pielęgniarce, że może ruszyć. Wyjechałam z sali i jadąc korytarzem przyglądałam się zdjęciom wiszącym na ścianach.
- Czekaj! - usłyszałam za sobą. Pielęgniarka ponownie się zatrzymała a ja odwróciłam głowę do tyłu. Louis - Jak masz na imię?
- (TI) ! - krzyknęłam za co zostałam zganiona przez pielęgniarkę.
**********************
I jak? Kontynuować?
Pamiętajcie o komentowaniu!!!
LiwiaLila
Na dobrą sprawę, nie pozostało mi nic oprócz wpatrywania się w biały sufit i wsłuchiwania się w pikanie aparatury. Z mojego stanu wybudził mnie głośny odgłos otwierania drzwi. Rodzice są w pracy, a siostra pojechała do babci. Przyjaciół nie mam. Może pielęgniarka? Jeśli to ona, to coś spisze do notatnika i pójdzie.
- Cześć. - usłyszałam męski, a jednocześnie młodzieńczy głos tuż po charakterystycznym dźwięku zamykanych drzwi. Spóściłam głowę na dół a moim oczom ukazał się wysoko szatyn, bardzo przystojny szatyn. Nie mógł być wiele starszy ode mnie, o ile nie był w moim wieku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie i trochę się speszyłam. Nikt oprócz mojej rodziny, ze mną nie rozmawia. Oczywiście chodzi mi o osoby w moim wieku. A tutaj. Wysoki, przystojny, ubrany bardzo dobrze chłopak przychodzi do mnie i zaczyna rozmowę. Pewnie będzie chciał się pośmiać jak każdy dzieciak. - Jestem Louis i jestem wolontariuszem. Słyszałem, że przywieźli cię wczoraj i miałaś operacje przez całą noc. Wiem, że twoi rodzice przyjdą dopiero wieczorem więc postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa. - mówił z szerokim uśmiechem podchodząc do łóżka. Jakoś nie przekonał mnie tą gadką. - Mogę usiąść? - zapytał gdy nic mu nie odpowiadałam. Tym razem również nie otrzymał odpowiedzi. Zaskoczony pokręcił delikatnie głową i usiadł na krześle obok mnie. - Jak masz na imię?
- Dlaczego ze mną rozmawiasz? - wypaliłam.
- Dlaczego miałbym nie rozmawiać? - zapytał nie rozumiejąc nic. Idiotko, on cię najwyraźniej nie zna. Ale jak tylko pozna, będę miała kolejnego dręczyciela.
- Są powody do tego Louis. - odparłam poprawiając się na łóżku.
- Jakie?
- Może kiedyś się dowiesz. - odparłam a chłopak spojrzał na mnie tajemniczo.
- Dziwna jesteś. - stwierdził poprawiając włosy. W tym to on jest mistrzem.
- Jeszcze dziwnych rzeczy nie widziałeś. - szepnęłam i rzuciłam się na poduszkę - A więc dlaczego tutaj przyszedłeś? - kontynuowałam.
- Już ci mówiłem.
- Myślę, że weselej i zabawnie byłoby na oddziale dziecięcym.
- Nie chcesz żebym tu był? - zapytał z lekkim zszokowaniem. Nie był na to przygotowany...
- Nie o to chodzi Louis. Po prostu, dziwi mnie twoja obecność tutaj, bo zazwyczaj nikt ze mną nie rozmawia.
- Jak to? Dlaczego?- zapytał zszokowany. Louis, Louis, Louis, Lou...
- Za wcześnie żebym ci o tym mówiłam, ale
- Przepraszam, że wam przerywamy ale (TI) musimy jechać na badanie. - przerwała nam wchodząca do sali pielęgniarka. Podeszła do łóżka i odpięła ode mnie kilka kabelków po czym pomogła przesiąść mi się na wózek.
- Powiesz mi kiedyś? - rzucił Louis kiedy byłyśmy już przy drzwiach. Kobieta zatrzymała wózek, a chłopak podszedł do nas.
- Być może. - odpowiedziałam po czym dałam znak pielęgniarce, że może ruszyć. Wyjechałam z sali i jadąc korytarzem przyglądałam się zdjęciom wiszącym na ścianach.
- Czekaj! - usłyszałam za sobą. Pielęgniarka ponownie się zatrzymała a ja odwróciłam głowę do tyłu. Louis - Jak masz na imię?
- (TI) ! - krzyknęłam za co zostałam zganiona przez pielęgniarkę.
**********************
I jak? Kontynuować?
Pamiętajcie o komentowaniu!!!
LiwiaLila
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz