- Przepraszam bardzo, zagapiłem się. - usłyszałam głos. Uniosłam wzrok do góry i zobaczyłam pomagającego mi w zbierania szatyna. W ręce trzymał czarną teczkę.
- Nic się nie stało.
- Stało się. - powiedział pomagając mi się podnieść. Teraz zauważyłam, że jest ubrany w dopasowany garnitur. I jest bardzo przystojny. Bardzo. - Jeszcze raz przepraszam. - powiedział spoglądając na zegarek na lewym nadgarstku.
- Nic się nie stało. A teraz biegnij bo się spóźnisz. - nim zdarzyłam skończyć zdanie on był już przy drzwiach kancelarii. Z uśmiechem odnalazłam mój samochód. Usiadłam za kierownicą, dokumenty i torebkę położyłam na miejscu pasażera i przekręciłam klucz w stacyjce. Po chwili jechałam moim Range Rover'em w stronę domu. Moi znajomi śmieją się ze mnie. Pani adwokat z mnóstwem klientów, nie małą sumką na koncie. Mogłabym kupić sobie jakieś sportowe auto i wzbudzać zazdrość w oczach mężczyzn. Ja jednak taka nie jestem. Nie lubię sportowych samochodów, wolę duże terenówki. Wiem, dziwne. Śmieję się, że mnie nie da się wyrwać na Ferrari a na Land Rover'a.
Droga do domu minęła mi bardzo szybko. Zaparkowałam i wkroczyłam do moich czterech kątów. Oceniając moje życie, jest ono dobre i wygodne. Wysoka pozycja społeczna, dużo pieniędzy, świetna praca, dom i samochód o jakim można pomarzyć. Mam wszytko. No prawie wszystko. Brakuje mi miłości. Nie tylko tej od przeciwnej płci. Ale i rodzinnej. Jestem jedynaczką a moi rodzice zginęli dwa lata temu w katastrofie lotniczej. Popadłam wtedy w depresję. Jednak wzięłam się za siebie i dzięki temu jestem tu gdzie jestem.
Zaparkowałam samochód na parkingu i ruszyłam w stronę kancelarii. Przeszłam przez szklane drzwi i windą wyjechałam na 6 piętro. Nie powiem, widoki są świetne.
- Cześć Loreen. - przywitałam się z naszą sekretarką.
- Cześć.
- Masz coś dla mnie?
- Tak. Przesłałam ci na maila informację odnośnie nowego klienta. Sprawdź kiedy możesz go przyjąć to zadzwonię.
- Ok. Mam prośbę. Zrobisz mi kawę? - zapytałam z uśmiechem.
- Jasne, za raz przyniosę. - odpowiedziałam uśmiechem i ruszyłam w stronę mojego gabinetu. Pierwsze co zrobiłam po przekroczeniu progu to odsunęłam rolety. Londyn budzący się do życia to jeden z piękniejszych widoków. Torebkę położyłam obok biurka i podwinęłam rękawy czarnej marynarki na wysokości 3/4. Włączyłam laptop i sprawdziłam maila odnośnie nowego klienta. Josh Tomson. Sprawa rozwodowa z winy żony + alimenty na dzieci. Coś czuję, że to nie skończy się na jednej rozprawie. Spojrzałam do terminarzu.
- Kawa. - przerwała mi Loreen stawiając filiżankę na szklanym blacie.
- Dzięki. I umów mnie na jutro na 11:30 z panem Tomson'em.
- Jasne. Aha i szef zaraz do ciebie przyjdzie. - przytaknęłam jej i odprowadziłam wzrokiem do drzwi. Nie długo potem ponownie się otworzyły a do środka wszedł mój szef - pan Jeferson. Jest on bardzo miłym pięćdziesięcioletnim szefem, można go nazwać takim naszym dziadkiem. Nie jest on szefem który krzyczy, zwalnia za błahostkę i jest postrachem całej kancelarii. Pan Ian jest bardzo miły, traktuje nas jak jego wnuki, zawsze służy radą i pomocną dłonią.
- Dzień dobry panie Jeferson. - przywitałam się wstając z fotela.
- Dzień dobry (TI).
- Ja poproszę Loreen o drugą kawę. - mówiłam biorąc do ręki telefon.
- Nie trzeba. Ja tylko na chwilkę. Chodzi o to, że o 9 przychodzi nasz nowy pan adwokat. Będzie pracował w gabinecie obok ciebie. - powiedział wskazując na drzwi naprzeciwko niego. - Więc mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. I chciałbym abyś go dzisiaj wprowadziła w tajniki naszej pracy. Wiesz, jego pierwszy dzień w zawodzie, a ty weteran kancelarii. Chcę abyś poświęciła mu dzisiaj cały dzień dlatego na rozprawie zastąpi cię Adam. Klienci są już powiadomieni i przystali na to, także się nie martw. Więc to chyba tyle. Nowy adwokat będzie za 20 minut więc dobrze byłoby gdybyś czekała na niego w holu.
- Jasne.
- Aha zapomniałbym. Dostaniesz za to podwyżkę. Wiem jak to jest męczyć się z nowymi. - powiedział śmiejąc się.
- Niech pan nie przesadza. Nie było tak źle.- powiedziałam na wspomnienie mojego pierwszego dnia tutaj.
- Dobrze, dobrze. Ja idę. Jakby co jestem u siebie do 11. Potem mam spotkanie więc możesz napisać sms'a. Od 13 dzwoń bez skrupułów. - przytaknęłam i pożegnałam się po czym usiadłam na fotelu. Nowy, jeszcze obok mnie. Co chwilę będzie się pytał co to jest, albo jak coś zrobić. Boże za jakie grzechy? Ale dobra za chwilę będzie, więc trzeba jakoś wyglądać. Udałam się do łazienki gdzie poprawiłam makijaż i użyłam ulubionych perfum. Odniosłam torebkę do gabinetu po czym udałam się do holu,do Loreen. Nasze rozmowy przerwał dźwięk informujący o przyjeździe windy. Spojrzałam na zegarek. 9. Jeśli to on to ma u mnie pierwszy plus - punktualność. Drzwi windy się otworzyły a ja zaniemówiłam. Przede mną stał mężczyzna który wczoraj na mnie wpadł. A więc on spieszył się na rozmowę kwalifikacyjną.
- (TI) (TN)? - zapytał. Jezu jaki on ma seksowny głos! A jak sekswonie wygląda w tym garniturze.
Stop! (TI) to jest twój współpracownik a nie facet do wzięcia. Swoją drogą ciekawe czy jest zajęty?
- Tak. A pan?
- Liam Payne. - powiedział podając mi dłoń którą uścisnęłam. Nie ma obrączki. Przynajmniej tyle.
- W takim razie Liam witam cię w naszej kancelarii. Dzisiaj odprowadzę cię po niej i opowiem o tym jak wygląda praca tutaj. Wczoraj pan Jeferson wprowadził cię w zakres twoich obowiązków więc wiesz już co nieco. A więc zapraszam. Może już poznałeś wczoraj. To nasza sekretarka Loreen Smith. A to jak widać hol. Ruszamy dalej. - powiedziałam i przeszłam obok biurka sekretarki do części właściwej. Idąc przed Liam'em cały czas czułam jego palący wzrok na moich pośladkach. Może jest wolny?
- A więc tak. Na prawo jest część biurowa, gabinety i te sprawy. A na lewo wszytko pozostałe. - powiedziałam stając na rozdrożu korytarzy. - To zaczniemy od lewej strony. - mówiąc spojrzałam w jego oczy. Od razu w nich zatonęłam. I po co się patrzyłaś? - Tutaj jest sala konferencyjna. Obok druga mniejsza. Często przyjmujemy tu ważnych klientów. Obok gabient dla przyjezdnych prawników. Zdarza się, że prowadzimy międzynarodowe sprawy tak więc tutaj pracują przyjezdni. Na końcu korytarza są toalety i pomieszczenie dla pracowników. I tutaj to tyle. Zawracamy - obdarzyłam mężczyznę a może chłopaka uśmiechem. Ile on ma lat? - Przepraszam, że zapytam ale ile masz lat? Tutaj zazwyczaj dostają się prawnicy z dużym stażem a ty podobno jesteś świeżo po studiach.
- Tak to prawda. Mam 26. A ty?
- Kobiet nie pyta się o wiek. Ale niech ci będzie. 24.
- Kiedy ty skończyła studia? - zapytał z niedowierzaniem.
- Poszłam wcześniej do szkoły podstawowej i wcześniej skończyła liceum. Co za tym idzie wcześniej zaczęłam i skończyła studia. - powiedziałam i stanęłam przed naszym aktualnym celem.
- Jesteśmy w części takiej biurowej, pracowniczej? Średnio wiem jak to nazwać. W każdym razie to jest gabinet pana Jeferson'a. Tuż obok znajduje się archiwum. Każdy z pracowników ma kartę wejścia do niego. Rano odbierasz ją od Loreen, a po zakończeniu pracy oddajesz. I tak, do końca korytarza ciągną się gabinety. Na każdych drzwiach widnieją informacje kto tam pracuje. To jest twój gabient. Do końca dnia pojawi się tabliczka. Zapraszam. - powiedziałam otwierając mu drzwi. Liam wyraźnie zaniemówił na widok wnętrza. W końcu nie każda kancelaria ma widok na cały Londyn i najnowocześniejsze wyposażenie. - Więc tak. Szafki są do twojej dyspozycji. Na biurku leżą klucze do nich i gabinetu. Są twoje. A karta do archiwum to już wiesz. Na biurku jest laptop i telefon. Ogólnie w kancelarii jeśli chcemy coś załatwić z innym pracownikiem bądź sekretarką dzwonimy. Numery do poszczególnych osób i nuemry ich gabinetów są na liście obok telefonu. Jeśli sprawa jest grubsza dzwonisz do danej osoby, powiadamiasz ją i wysyłasz maila. W laptopie są adresy. Ostatecznie idziesz sam. Każdy pracownik ma swój komputer i konto. Ty jeszcze nie masz więc za raz jak się włączy ustawisz je sobie. - mówiłam jak najęta jednocześnie klikając włącznik. - Jak tak już czekamy. Te drzwi prowadzą do mojego gabinetu. Jeśli coś chcesz możesz przyjść. A teraz pokażę ci co i jak odnośnie pracy z systemem bo to jest czarna magia dla początkujących.
- Bardzo ci dziękuję, że poświęciłaś mi swój czas. Bardzo to doceniam.
- To moja praca. Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze tutaj pracowało. - powiedziałam kładąc kartę do archiwum na biurku Loreen. Pewnie poszła do szefa.
- Może w ramach podziękowania zgodziłabyś się pójść ze mną wieczorem na kolację?
- Bardzo chętnie, jednak dzisiaj nie dam rady. Może kiedy indziej. - cholera, że też dzisiaj mam tą wizytę. Ale te paznokcie. Trzeba zrobić nowe hybrydy.
- Na pewno będzie okazja. - powiedział przepuszczając mnie w drzwiach do winy. - Czyli codzienne przychodzę na 9?
- Zgadza się. - przytaknęłam wychodząc z windy. Przeszłam przez szklane drzwi i wyszłam na dwór gdzie uderzyła we mnie fala ciepła. Kocham słoneczko. Razem z Liam'em skierowaliśmy się na parking.
- To jest twój samochód? - zapytał gdy pilotem otworzyłam drzwi.
- Tak. Moje cudeńko. A to pewnie twoje. - odpowiedziałam szybko wskazując na czarny samochód marki Kia stojący niedaleko nas.
- Skąd wiedziałaś? - był wyraźnie zszokowany.
- Przeczucie mój drogi. To do jutra.
- Cześć. - powiedział i ruszył w stronę swojego wozu. Usiadłam za kierownicą i na tylne siedzenie rzuciłam teczki. Nakręciłam i szybko skierowałam się w stronę drogi przejeżdżając obok Liam'a. W lusterku widziałam jego pełną zdumienia, zazdrości twarz. I oto mi chodziło. Faceci będą mi zazdrościć drogiego cacka. Nawet jeśli to nie Ferrari.
- Dzień dobry (TI). - przywitała mnie miło Loreen. - Jakie ty masz piękne paznokcie!
- Cześć. Dzięki, wczoraj robione. Prawda, że ładny kolor.
- Cudowny. Ja będę malować dopiero jutro. Tutaj będzie jasny żółty, a tutaj błękit.
- A co to za pogaduszki? - usłyszałyśmy za sobą głos naszego szefa.
- Dzień dobry. - odpowiedziałyśmy równo po czym ja przejęłam pałeczkę - Paznokcie. Wie pan.
- Tak wiem. - zaśmiał się. - To jeden z topowych tematów rozmów mojej żony i córek. - ponownie się zaśmiał. Pan Jeferson doczekał się 4 córek i ani jednego syna. - Miłej pracy. Aha Loreen. Około 14 przyjdzie mój przyjaciel. Powiadom mnie gdy tu zawita. - oznajmił i szybko zniknął w swoim gabinecie.
- Tak w ogóle. Pan Tomson dzisiaj przyjdzie? - zapytałam spoglądając na przyglądającą się moim paznokciem sekretarkę.
- Wiesz, bo jest sprawa. Szef zadecydował, że tę sprawę przejmie Liam.
- Żartujesz sobie?
- Nie
- No chyba nie. - powiedziałam i po drobnym przekleństwie poszłam do siebie. Przychodzi i z dnia na dzień wszystko psuje. Mi nikt pod nos spraw nie dawał. Zdenerwowana usiadłam na fotelu. Nie powiem nosiło mnie. Włączyłam komputer i otworzyłam szufladę. Wyjęłam z szafki wodę i nalałam do szklanki po czym wypiłam ją "na raz". Zalogowałam się na mój panel i sprawdziłam pocztę. Adam coś chce. Wstałam i skierowałam się do gabinetu współpracownika.
- Cześć. Chciałeś pogadać. - powiedziałam siadając naprzeciwko niego.
- Hej. Tak. Wczorajsza sprawa zakończyła się sukcesem. Odszkodowanie jeszcze większe niż przypuszczaliśmy i dłuższy wyrok dla naszego zbrodniarza.
- Świetnie. Dziękuję, że się tym zająłeś. Szef zrzucił mi nowego na głowę. A liczyłam, że poprowadzę tę sprawę.
- Będzie jeszcze wiele okazji. A tak w ramach podziękowania mogłabyś zanieść to do archiwum? - zapytał wskazując na stos teczek na stole.
- Jasne.
- Dzięki. - powiedział gdy zamykałam a raczej próbowałam to zrobić mając zajęte ręce. Na szczęście udało się i zaniosłam wszytko do archiwum. Zamknęłam drzwi a kartę włożyłam do kieszeni spodni. Napiłabym się kawy. Udałam się więc w stronę"kuchni". Chciałam otworzyć drzwi i kiedy chciałam pociągać za klamkę ktoś z drugiej strony popchnął je w moją stronę powodując tym, mój upadek i zahaczenie dłonią o klamkę.
- Boże, przepraszam. Nie wiedziałem, że tu jesteś. - Liam. Wstałam z podłogi i spojrzałam na moje dłonie. 2 paznokcie prawej dłoni były pokaźnie złamane a co za tym idzie delikatnie dostawały od trwałej hybrydy tworząc nieestetyczny widok.
- Złamałeś mi paznokcie. - powiedziałam wrogo w stronę mężczyzny.
- Niechcący.
- Przesiedziałam wczoraj 3 godziny u kosmetyczki, po to żeby mieć dzisiaj złamane paznokcie.
- Och, to tylko paznokcie.
- Pokryte cholernie drogim lakierem! - wrzasnęłam i odwróciłam się na pięcie. Czy to jest możliwe, żeby w ciągu niecałej doby zmienić zdanie na temat człowieka? Zdenerwowana wróciłam do siebie i usiadłam w fotelu. Przyjrzałam się paznokciom. Ja go normalnie zabije i powieszę przed kancelarią. Zadzwoniłam i poprosiłam kosmetyczkę aby dzisiaj wieczorem mnie przyjęła. Nie dam rady żyć z połamanymi płytkami paznokci. Po skończonej rozmowie odłożyłam komórkę na blat i nie wiedziałam co że sobą robić. Nie mam żadnych spraw, PRZEZ LIAM'A, nie mogę podziwiać paznokci bo są złamane, PRZEZ LIAM'A, mam zepsuty humor PRZEZ LIAM'A. Zadzwoniłam do Loreen aby ta przygotowała mi mrożoną kawę. Moją ulubioną zaraz po cappuccino i latte. Siedziałam naburmuszona w gabinecie. Postanowiłam, że skoro tak tu siedzę to zrobię porządek w papierach. Wyciągnąłam wszystko z szafek i poukładałam na stole. Zaczęłam wszytko segregować. W międzyczasie Loreen przyniosła mi kawę i zamieniała ze mną kilka słów. Okazało się, że dzięki porządkom dużo rzeczy okazało się nie potrzebnych a część już dawno powinna leżeć w archiwum. Szybko wybiła 15 a wraz z nią koniec pracy na dziś. Spakowałam torebkę i po upewnieniu się, że wszytko jest wyłączone zamknęłam gabinet i skierowałam się w stronę windy.
- (TI) zaczekaj - usłyszałam za sobą. Liam.
- Zostaw mnie. Nie chcę rozmawiać. Cześć.- rzuciłam ostatnie słowo w stronę zdziwonej sekretarki i szybko kiliknęłam przycisk 0. Winda się zamknęła gdy Liam był około 5 m przed nią. Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy. Z transu wybudził mnie dźwięk informujący o zatrzymaniu się windy. Wyszłam szybko z budynku i jeszcze szybciej znalazłam się w samochodzie.
*** Tydzień później ***
W ciągu ostatniego tygodnia miałam o połowę mniej klientów. A to przez to, że wszyscy jakimś niespotykanym trafem korzystali z usług Payne'a.
Dzisiaj przyszłam do pracy z pozytywnym nastawieniem. Niech nikt nie waży się go popsuć!
- Cześć Loreen. - przywitałam się z blondynką.
- Cześć. Szef prosił żebyś przyszła do niego o 10.
- Ok. - odpowiedziałam i ruszyłam do siebie. Ciekawe co też chce ode mnie pan Jeferson. Otworzyłam gabinet i rzuciłam torebkę na kanapę. Zdjęłam marynarkę i poprawiłam białą koszulę. Wykonałam standardowe czynności i zabrałam się za porządkowanie dokumentów z ostatniej zakończonej sukcesem sprawy. Aby nie nagrabić sobie u szefa byłam w jego gabinecie punktualnie o 10.
- Chciał mnie pan widzieć.
- Tak, proszę usiądź. - mówiąc wskazał na fotel który szybko zajęłam. Po chwili ktoś zapukał w powłokę drzwi i po chwili ustąpiły. No chyba nie.
- Witaj Liam. Siadaj. - no jeszcze siada obok mnie. Dlaczego?
- Coś się stało? - zapytał poprawiając marynarkę. W której swoją drogą wyglądał bardzo seksownie.
- Nie, a w zasadzie tak. W poniedziałek rozpoczyna się pieciodniowe międzynarodowe spotkanie prawników w Paryżu w połączone ze szkoleniem dla zarówno młodych jak i doświadczonych adwokatów. Liam chciałbym abyś tam pojechał. Zdobędziesz nowe doświadczenia. A (TI), będziesz towarzyszyć Liam'owi. - co? Ja nie wytrzymam z nim godziny a co dopiero 5 dni!
- Ale panie Jeferson. Nie mógłby jechać za mnie ktoś inny. Becky, Adam. Są tutaj zdecydowanie dłużej niż ja i mają większe doświadczenie.
- To polecenie służbowe. - powiedział przerywając mi w połowie. To już po mnie.
- Kiedy wylot?
- W poniedziałek macie pierwsze spotkanie, a wylatujecie w niedzielę o 16. Pamiętajcie, że przestawiacie zegarki godzinę w przód. Bilety odbierzecie na lotnisku. To chyba wszystko. Mam nadzieję, że wyniesiecie coś z tych spotkań. - powiedział z uśmiechem i ruchem ręki dał nam znak, że to moment w którym wychodzimy. Wychodząc Liam przepuścił mnie w drzwiach.
- Przepraszam, nic o tym nie wiedziałem. - powiedział wyraźnie zawstydzony mężczyzna gdy tylko znaleźliśmy się na korytarzu. Nic nie odpowiedziałam. Wkurzona wróciłam do siebie. Nie dość, że codziennie w pracy to jeszcze przez 5 dni 24 godziny na dobę razem. No po prostu zajebiście.
*** Niedziela ***
- Witamy państwa na pokładzie. Proszę zapiąć pasy, za chwilę startujemy. Życzymy miłego lotu! - w głośnikach rozbrzmiał głos stewardessy. Zapięłam pas i gdy byliśmy na odpowiedniej wysokości ponownie go rozpięłam i wyciągnąłam z torebki tablet. Włączyłam ebooka i rozpoczęłam czytanie. Liam siedział obok mnie ze słuchawkami w uszach i twarzą przylepioną do szyby jak pięciolatek. Nie powiem, wyglądał słodko. Ale nie myślcie, że mi przeszło. Dalej jestem na niego wkurzona. Już nie o paznokcie, a o tej wyjazd i pracę. Ale powiedział, że nie wiedział. No okey, a co ze sprawami. Połowa klientów przeszła do niego. Nie chcąc jeszcze bardziej zamęczać się myślami skupiłam się na czytaniu książki, której ani słowa do tej pory nie przeczytałam.
*** Cztery godziny później ***
- No to jesteśmy. - rzekł Liam wychodząc z taksówki. Z pomocą kierowcy wyciągnął walizki. Gdy tylko moje znalazły się obok mnie złapałam za rączkę i ruszyłam w stronę drzwi budynku. Pięciogwiazdkowy hotel, to nie byle co.
- Dzień dobry. Witamy w naszym hotelu. - przywitała mnie recepcjonistka.
- Dzień dobry. - odpowiedziałam a kobieta położyła na blacie kawałek plastiku z metalowym paskiem.
- Państwo mieli zamówiony pokój przez pana Ian'a Jeferson'a. To jest państwa karta do pokoju. - mówiła. Wiedziała kim jesteśmy.
- Dziękuję. - odpowiedziałam z uśmiechem i sięgnęłam po nią. W drugą dłoń złapałam walizkę i udałam się w stronę wind.
- (TI) zaczekaj..- usłyszałam za sobą głos Payne'a i przystanęłam. Po chwili poczułam jak rączka walizki wyślizguje się z mojej dłoni. Spojrzałam na prawo. Liam ją ode mnie przejął.
- Dziękuję. - szepnęłam i udałam się do windy. Spojrzałam na kartę. Piętro 8. Nie przyglądając się uważnie karcie wcisnęłam metalową ósemkę na wyświetlaczu, dzięki czemu windą szybko przyjechała i jeszcze szybciej wyjechała na odpowiednie piętro. Winda zatrzymała się i wyszliśmy z niej. Spojrzałam ponownie na kartę. Apartament 8. Pokazałam szybko Liam'owi kawałek plastiku i ruszyłam w głąb korytarza, rozglądając się to na prawo, to na lewo w poszukiwaniu naszego pokoju.
- Tu jest. - powiedziałam stając przed ciemnymi drzwiami. Włożyłam kartę do czytnika, a drzwi ustąpiły . Przekroczyłam próg i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielkie okno z którego widać było wieże Eiffla. Weszłam w głąb pomieszczenie. Duży przestronny salon z otwartą kuchnią. W oczy rzuciły mi się dwie pary drzwi. Podeszłam do pierwszych i pociągnęłam za klamkę. Powiem tylko jedno WOW! Łazienka jak ze snu. Wielka, z dużą wanną i prysznicem. Kamień na ścianach i panele na podłodze. Chyba nawet sama księżna Kate takiej nie ma. Odwróciłam się energiczne i ujrzałam swoje odbicie w lustrze. Zmęczona twarz z lekko rozmazanym tuszem na rzęsach. Trzeba to poprawić. Wróciłam do salonu gdzie zostawiłam torebkę. Liam wpatrywał się w widok za oknem. Westchnęłam cicho i wyjęłam z torebki pożądany kosmetyk. Chcąc wrócić do łazienki zauważyłam drugie drzwi. Ciekawe co tam jest? Nacisnęłam klamkę i przeżyłam szok. Sypialnia z wielkim łóżkiem małżeńskim. I że ja mam spać w nim z Liam'em? Weszłam w głąb pomieszczenie i przyglądałam się łożu jak gdybym nigdy nie widziała łóżka.
- Gdzie dać walizki? - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się. Spojrzałam na Liam'a a następnie na łóżko. On również.
- Śpisz na kanapie. - powiedziałam szybko.
- Nie mogę spać z tobą?
- Nie. - powiedziałam a Liam że spuszczoną głową wyszedł. Zraniłam go? Ja nie chciałam. On też nie chciał cię zranić. - odezwał się ten wredny głos w mojej głowie.
*** Drugi dzień szkolenia ( wtorek) ***
Wstałam dzisiaj trochę później. Dzisiejsze spotkanie jest o 11 więc bez problemu się uwinę. Założyłam na siebie bluzę i poszłam do kuchni. Liam stał ubrany w jeansy i koszulkę. Inaczej niż zwykle. Robił kawę.
- Dzień dobry. - powiedziałam cicho siadając przy wysepce kuchennej.
- Cześć. Dzwonili przed chwilą i przekazano mi, że dzisiejsze spotkania się nie odbędą, bo nie ma przedstawiciela jakieś kancelarii czy coś takiego. Mamy dzień wolny, a jutro na spotkanie na 15. - mówił jak najęty stawiając przede mną kubek z kawą.
- Dziękuję. - odpowiedziałam a po moich dłoniach rozlało się ciepło emanujące od naczynia. Upiłam łyk i skierowałam się do blatu gdzie leżały różne smakołyki. Wzięłam rogalika z czekoladą i usiadłam ponownie na miejscu.
- Co będziesz dzisiaj robić? - zapytał Liam przerywając niezręczną ciszę towarzyszącą nam od początku przyjazdu do Paryża.
- Jeszcze nie wiem. A ty?
- Pójdę chyba pozwiedzać. Idziesz ze mną? - poszłabym. Chciałbym go przeprosić. Przez ostatnie dni uświadomiłam sobie, że nie zachowuję się fair w stosunku do Payne'a. Jednak na wspomnienie samych szpilek w mojej walizce byłam zmuszona odmówić. Liam był smutny. To było widać. Ja również nie czułam się dobrze, ze świadomością, że sprawiam mu przykrość. Ale wcześniej tak nie było. Było wręcz przeciwnie. Czyżby zaczęło mi na nim zależeć?
*** Tego samego dnia, godzina 22:30 ***
Cały dzisiejszy dzień spędziłam w hotelu przed komputerem. Zamiast korzystać jak Liam z możliwości zwiedzenia Paryża ja siedziałam i robiłam porządki na adwokackiej platformie. Leżę właśnie w łóżku, obok na stoliku świeci się lampka. Po co mi ona? Przecież nie robię nic do czego byłaby mi potrzebna. Zgasiłam ją i przymknęłam oczy. Nie chciałam jeszcze zasnąć. Usłyszałam ciche uderzenia w drzwi, które po chwili się otworzyły.
- Śpisz? - Liam
- Nie. - odpowiedziałam i zapaliłam ponownie lampkę. Payne usiadł na skraju łóżka jakby bał się, że gdy usiądzie odrobinę dalej zrzucę go z mebla i nakrzyczę na niego. A może tak było?
- Chciałem porozmawiać. - zaczął poważnym tonem z lekką nutką niepewności i strachu. O co chodzi?
- Tak?
- Dlaczego ty mnie tak nie lubisz? - bałam się tego pytania. Nie ukrywam, bałam.
- Liam....to nie tak...
- To jak ? - zapytał podniesionym głosem jednak widząc, że zadrżałam przeprosił i spuścił głowę w dół.
- Bo.. przyszedłeś do kancelarii i wszytko się zmieniło. Wielu moich klientów przeniosło swojej sprawy do ciebie. Czułam się taka niepotrzebna. - mówiłam cicho. Nagle poczułam silne ramiona obejmujące mnie, a mocny zapach męskich perfum wdarł się do mojego nosa.
- Ja przepraszam. To wszytko przeze mnie. Nie chciałem. Pan Jeferson chciał zobaczyć jak sobie radę że sprawami, gdyż miałem bardzo dobre oceny z praktyk. Nie wiedziałem, że klienci napływający do mnie byli twoi. I jeszcze złamałem ci paznokcie. Ja przepraszam.- mówił że skruchą i poczuciem winy. Jednak teraz to ja poczułam się winna.
- Nie to ja przepraszam nie powinnam była się złościć o takie rzeczy. - szepnęłam unosząc głowę do góry. Moje oczy spotkały się z jego pełnym skruchy, poczucia winy i miłości wzrokiem? Miłości?
- Myślisz, że jest szansa na zażegnanie starych wojen i znaczęcie od nowa? - zapytał z uśmiechem na ustach.
- Myślę, że tak. - odpowiedziałam i wtuliłam się w tors Liam'a. Chłopak odwzajemnił mój uścisk jeszcze bardziej przyciągając mnie do siebie. Jestem pewna, że nie było pomiędzy nami ani grama powietrza.
- Ja już pójdę . - powiedział i wypuścił mnie z uścisku.
- Liam - złapałam go za dłoń.
- Tak?
- Wiesz....no...ta kanapa nie jest za wygodna...a to łóżko jest duże...i może chciałbyś....- mówiłam, a raczej dukałam.
- Tak. Z wielką chęcią. - odpowiedział z uśmiechem a mnie przeszła fala radości. Liam obszedł łóżko i położył się z drugiej strony obok mnie.
- Dobranoc - szepnął a ja zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć.
Liam pewnie już śpi od godziny. A ja od godziny leżę na łóżku i nie wiem co zrobić żeby zasnąć. Chciałam się odwrócić twarzą do Payne'a. Cóż piękniejszego jest od bezkarnego patrzenia na śpiącego mężczyznę którego się kocha. Nie ja tego nie powiedziałam. Chyba jednak tak. Cholera! No więc nie mam już wyjścia. Zakochałam się w Liam'ie. Już pierwszego dnia pracy mi się spodobał. Jednak zauroczenie nim przerwał mi czas"znienawidzenia go". Moja mama miała rację, mówiąc od nienawiści jeden krok do miłości. A co jeśli Liam ma dziewczynę? A ja robię sobie tutaj zbędne nadzieje. Odwróciłam głowę i spotkałam się z palącym wzrokiem Liam'a .
- Dlaczego nie śpisz? - zapytałam.
- A ty?
- Zapytałam pierwsza.
- Nie mogę zasnąć. A ty?
- Ja też. - odparłam spoglądając na sufit.
- To może gdzieś wyjdziemy?
- Teraz? - on chyba oszalał. - Jest północ - dodałam spoglądając na zegar.
-Tak. Trochę szaleństwa nie zaszkodzi. - rzekł z uśmiechem.
- Twoja dziewczyna nie będzie zła, że włóczysz się po nocach z inną?
- Nie mam dziewczyny. - a więc nadzieje nie były zbędne. - A twój chłopak?
- Nie mam chłopaka.
- Więc nie ma problemu. Wstajemy. - rzucił wstając z łóżka. Obszedł je i podszedł do mnie. Zrzucił ze mnie kołdrę i wyciągnął z łóżka.
- Za 15 minut w salonie. - rzucił i wyszedł. On jest niepoważny. Będziemy jutro nieprzytomni na spotkaniu. Ale , odrobina szaleństwa chyba nikomu jeszcze nie zaszkodziło. Ubrałam szybko czarne jeansy, biały top i czarny sweter. Kiedy przyszło wybrać buty nie wiedziałam co zrobić. Wszystkie z obcasem. W końcu po długich rozważaniach wybrałam czarne lity, które wydały mi się najlepsze. Do kieszeni w spodniach włożyłam telefon. Na twarz nałożyłam szybko podkład, rzęsy pokryłam tuszem a usta czerwoną szminką. Włosy przeczesałam dłonią i wyszłam z sypialni. W salonie stał Liam oparty o ścianę.
- 10 minut spóźnienia - rzucił na mój widok.
- Przepraszam. - odpowiedziałam i pocałowałam go w policzek. Uświadomiłam sobie co zrobiłam chwilę po tym gdy odbiłam na policzku delikatnie ślad ust.
- Przepraszam - rzuciłam i spóściłam delikatnie głowę.
- Nic się nie stało. To było bardzo miłe i urocze - szepnął mi do ucha po czym je ucałował, czym wywołał u mnie dziwny prąd biegnący przez całe ciało. Uniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się widząc jego białe ząbki.
- Chodźmy - powiedział i złapał mnie za dłoń.
- Daleko jeszcze? - zapytałam zmęczona. Jest godzina 2:30 a my właśnie podążamy pod wierze Eiffla.
- Już niedaleko. - odpowiedział śmiejąc się pod nosem, na co pchnęłam. - Chodź tu. - powiedział i wziął mnie na barana. Krzyczałam żeby mnie postawił na chodniku jednak to było jak wołanie do ściany. Po chwili krzyk zamienił się w śmiech.
- Jesteśmy - powiedział stawiając mnie na ziemi. Uniosłam głowę do góry w moim oczom ukazała się oświetlona wierzą Eiffla.
- Tu jest cudownie - mówiłam szeptem skanując budowlę od góry do dołu.
- (TI)? - z zamyślenia wyrwał mnie głos Liam'a.
- Tak?
- Bo..Ja chciałbym ci coś powiedzieć. Ale nie wiem jak i czy ty...
- Najlepiej prosto z mostu. - powiedziałam z uśmiechem zwracając ku niemu twarz.
- Zakochałem się...w tobie. - zamurowało mnie i odjęło mowę jednocześnie. Chłopak który mi się podoba wyznaje mi miłość pod wierzą Eiffla w mieście miłości. I to nie jest komedia romantyczna.
- Jeśli ty nie czujesz tego to.. najlepiej zapomnijmy o tym. Tego nie było.
- Liam, ja też się w tobie zakochałam .- powiedziałam z uśmiechem i rumieńcem który wkradł się na moje policzki. Liam uśmiechnął się szeroko i przywarł swoimi ustami do moich.
***
- I co było dalej? - zapytała pięcioletnia Lea.
- Kiedy skończyło się szkolenie wróciliśmy do Londynu. Zamieszkaliśmy razem. Potem tata mi się oświadczył i wzięliśmy ślub. A potem pojawił się taki mały poworek. - powiedziałam dotykając jej włosów spiętych w kok.
- Ale tata naprawdę złamał ci paznokcie? - zapytała z niedowierzaniem czym wywołała u mnie delikatny śmiech.
- Obgadujecie mnie? - zapytał Liam wychodząc do salonu z naszym 5 - miesięcznym synkiem na rękach.
- Obgadujecie mnie ? - spytał ponownie siadając na kanapie obok mnie.
- Tato wiesz, że mama opowiedziała mi jak się poznaliście i jak byliście w tym mieście z dużą wierzą. - mówiła zafascynowana.
- I co, podobała się historia?
- Tak. Taka jak z bajki.
- Bo my żyjemy w takiej bajce. Ja jestem królem, mama jest królową, Eric jest księciem a ty jesteś naszą małą księżniczką. - powiedział Liam przytulając ja do sobie. Lea usiadła mu na kolanach przez co nasz synek znalazł się u mnie.
- Kocham cię. I mamę. I Eric'a. - powiedziała Lea wtulając się w mojego męża.
- Ja też was bardzo kocham. - odpowiedział jej i ucałował każde z nas w czoło.
***********************************************
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
LiwiaLila
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz